Ballada o Alicji w krainie niedorzeczności

Alicja nie nad rzeką lecz nad morzem mieszka
szerszą perspektywę ma wraz z nieokiełznanymi sztormami

więcej wolności

nie pości tak często wódkę pije
szympansy podziwia w oliwskim zoo
równie niedorzeczne co pijany kapelusznik

Alicja posiada dystans czeskich reżyserów
do rzeczywistości a także braci Junet

jest emerytowanym inspektorem stacji
sanitarno- epidemiologicznej
rozdawała mandaty inaczej niż pije

do rzeczy
z umiarem
mając baczenie że bakterie uodparniają
na mikro egzystencję nie tylko wołowinę
w kadziach z bazaru na gdyńskim Grabówku

nie nagrabiła sobie Ala
wielu kompanów ma by oddawać się pasjom
uprawianym społecznie
nadużywaniu trunków
tanim wycieczkom autokarowym
z kościoła do Budapesztu
Moskwy Paryża

Alicja w swej krainie klnie jak
szewcy Witkiewicza
posiadła też immanentny humor Mrożka

gdy przychodzi pohandlować plotkami
histerią osiedlowych hipochondryczek
pytam

Pani Alicjo
może herbatki bezowego torciku
może winka czerwonego się pani napije

ona na to nie
ja tylko sznapsa a ze wszystkich słodyczy
najchętniej kiełbasę wpierdalam -mówi
potrząsając farbowanymi na marchewkowo włosami
pokaźnym podgardlem
uśmiecha się czarująco marszcząc subtelne wąsiki

jakże jest piękna Alicja w tej swojej
anty-botoksyjności
bez przyprawiającej o transcendentne torsje perfekcji

śpiewa w chórze kościelnym i świeckim
dumnie piersi grejpfrutowe unosząc
w łososiowo-różowym t-shirtcie
bo przecież płuca z operowym systemem operacyjnym
muszą posiadać duże pudło rezonansowe

ruda Alicja ma jamnika
niezgodnie z elementarnym schematem
że Ala ma kota

w tej niedorzeczności wciąż jej bliżej do ludzi
niż do e-państwa
teleporad które jamnikowi na budę
kością i czkawką odbijają jej się
e-urzędy
cały wirtualny nierząd co ciemięży nas
w elektronicznej formalnie

Eeee tam-krzyczy zachrypniętym głosem
ja zawsze wolę wprost prostodusznie do człowieka
nawet z kurwą na ustach
to bardziej ludzkie niż cyber salony
dystyngowana boto-kracja

cała ta cyfryzacja robi nam z mózgów
kasy fiskalne pracujące w trybie awaryjnym
na skutek promieniowania elektromagnetycznego

pijana Alicja w swej krainie
ma niedorzeczny gest
by rzucić tę globalną e-mistyfikacje
do morza na pożarcie bałtyckim morświnom

w krainie niedorzeczności za niesubordynację
karzą mandatami
Alicja gwiżdże na to stanowczym kontraltem

niech jej gwizdanie powszechnym
stanie się kontrapunktem


Raport z wolnego wybiegu

rude kury czarne opalizujące na zielono koguty
wróble
sroki jedzą mango jak pszenicę
bez żadnych modyfikacji

żółte owoce mają zmarszczki
przebarwienia posłoneczne rysy pleśniawki
tylko za doskonałość się płaci
za brak skaz ukrytych wad
kiedy producent nie może przyjąć reklamacji skarg
na krzywo wyrzeźbione pomidory
wgniecenia otarcia na gruszkach
obwisłe pory
zdeformowane dynie

rdzawe morele są jak wrzody
odpady atomowe
choć żywią się nimi kury przygodne ptactwo
farmer jego matka
kochanka

w południe toną w pomidorowym soku
pogniecionej aronii czarnych porzeczkach
bakłażanach

jakby wyszli prosto z obrazów Archimbolda
farmer jego matka kochanka płyną
pod jesienną banderą
wnikliwie studiując czerwoną ciszę
liście w głębinowej studni

opada woalka z kasztanowego weluru na taflę jeziora
kochanka czasem pisze listy
notatki z książek Julii Kristevy

farmer zawsze ma czas jakby był jego włodarzem
starannie odmierza godziny uncjami żelastwa
które codziennie zanosi na złom

wtedy jego matka w wełnianej chuście
wysypuje kompost na łąkę
gdzie dzień topi się na krzakach bezkolcowych jeżyn
zostawia złote plamy na liściach
te aureole już nad ranem mgła rdzą prześwietli

ale jeszcze jest czas

można pić herbatę pisać
oglądać rzeczywistość przez szkło kontaktowe
plazmę
albo bezpośrednio
świat mutuje emituje obrazy w nieskończoność


Lechowi Majewskiemu- reżyserowi „Ewangelii według Harry’ego”

Wyznawcy Ewangelii według Harry’ego

sterylni jak chirurdzy -ludzie piotrowi przy wrotach wapnem bielonych
skrzynkach z kartotekami gdzie biurokracja nie zna granic
w XXI wieku mamy plus nieskończoność
rachunek prawdopodobieństwa
we wszystkich możliwych językach
światach

mnoży się waluta w sieci jak hodowlane łososie
stal kompleks nie nadąża
z produkcją blaszanych karmników
pękają bębenki od warkotu perpetuum mobile
z którego dolary wyskakują jak
wesołe diabły z pudełek na sprężynach

szybciej

hurry up Harry!

dieta pudełkowa dla pulchnej dyrektorki banku
co pragnie schludnej tuszy na kredyt
już komornicy czyhają jak reklamożercy

być albo nie być w ułamku waluty
topi się człowieczek z podskórnym aluminium
zaszczepiony na duchowość
jest produktem ubocznym mennicy państwowej
może nie poddadzą go utylizacji
w jakiejś podrzędnej korporacji

hurry up Harry

sędziwi utylitaryści jak budziki w komórkach
pieją że poprawny ortograficznie recykling
jest w modzie oraz tonie
politycznym apologetów


Globalny hazard

W Davos nie było Hansa Castorpa
tylko panowie w precyzyjnie skrojonych
garniturach z czarnej wełny
w okularach o szylkretowych oprawkach
pili mrożoną wódkę Rasputin
zakąszając ikrą jesiotra

z minami mistyków powtarzali
nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy

nie będziesz

klik klik

przez światłowody popłynęły
załadowane w gigabajty łodzie
zawiesiła się zbiesiła sieć

klik

anulowany globalny polityczny deal

klik

zatem rosyjska ruletka
panowie w czarnych garniturach
wznoszą toast
na kogo wypadnie na tego bęc

rakieta pandemia
do wyboru akcja przesiedleńcza
a na giełdzie globalnych rynkach
tania jak barszcz ukraińska krew

raz dwa trzy
Wielki Brat patrzy
na kogo wypadnie

nie będzie miał nic i będzie szczęśliwy

dzięki rosyjskiej ruletce
coraz głośniej pobrzękuje w kasynie szkło
krupier szybciej kręci kołem
przyspiesza też puls ziemi

a panowie w czarnych garniturach
zdejmują marynarki i brudne krawaty
teraz whiskey Rasputin czy pluton
może koktajlowe Mołotowa

a wsio rawno

raz dwa trzy Wielki Brat pijany
strzela na oślep
na kogo wypadnie
na tego świetlisty grzyb

klik klik


Bez retuszu

Z przymrużeniem oka wypadają rzęsy
na głowie odrosty siwulce

Fa w kulce
szyja i wargi bez botoksu silikonu
nawet jadu żmii
śluzu ślimaka

bez rusztowań Brigitte Bardot
piersi posłusznie poddają się grawitacji
na nogach różowe pajączki

ale usta nigdy nie milkną
dusza zaś śpiewa co niegłupie serce podpowie
szalony rozum pomyśli

złe sny dużym tyłkiem
przycisnę hej do przodu
jak spychacz przez miasto zimą mknę

morowo jest gdy opału wszędzie brak
życie nie kończy się
klawo jak cholera gdy rozgrzane
do czerwoności wnętrze masz

rycząca czterdziestko
dzikusko
wiedźmo


Manifest przeciw technokracji

człowiek człowiekowi cyborgiem
botem

sztuczna inteligencja w całun obleczona
ciało całe w białym kombinezonie
szczelnym tak że nie dopuszcza
ani jednej pieszczoty

wypełniaj rozkazy
będziesz zbawiony

człowiek człowiekowi strzykawką
ością w gardle
szczep

szczep się przeciwko ludzkiej naturze
by wznieść się na wyższy poziom gry o tron
z duchem twoim zamiast berła

duch doskwiera ludzkości jak kolczuga
bo wciąż jest wolny

człowiek człowiekowi algorytmem
arytmią

pulsującą czerwonymi diodami
strzeż się więc oschłości serca
kochaj las tuż przed świtem
każdy świerk sosnę grzyby
w pierzynach z mchu i pajęczynie
nawet te trujące są bliżej przeżycia
jak wiersze Sylvii Plath
filmy Kieślowskiego
muzyka Arvo Pärta

człowiek człowiekowi symfonią
techno
w wielkomiejskiej kakofonii

z której możesz uciec
w góry nad Bałtyk albo bliżej
nad rzekę Wilgę
gdzie gniazdują płochliwe gągoły
przyleciały prosto z Syberii
trzymają się z dala od ludzkich siedlisk

ale ty możesz wrócić do siebie
szarego człowieka ocalić
dzikie ptactwo oswoić

póki jesteś tym który czuje
aż do szpiku kości
nikt jeszcze nie kradnie
twoich snów


Jesienny poranek w kraju nad Wisłą

niebo jak mleko oszronione kożuchem
kipi
wilgoć metropolię otula niczym wełniana
chusta
parują październikowymi wyziewami
domostwa na peryferiach
szpitale paździerze zgnilizna liści na rubieżach
w oparach kawy
milczenie głupiego narodu
nie jest absurdem
cenniejsze od złota

nie ma sprawy
nawet żadnego lapsusu
skromny solipsyzm częste posty
krótkie tipsy

przestoje między światami
ach życie i cała na przód
reszta spektaklu toczy się
za chmurami planetami gwiazdami
które nigdy nie tańczą matową twarzą
pomarszczonego jak niezerwane jabłko
słońca
za czarnymi obliczami szczerbatych
bezdomnych świętych
przeklętych z całego kosmosu i serca gloria victis
wyciszcie się wszyscy jako w niebie tak i na ziemi

MAKE LOVE NOT WAR


Autystyczne przyjemności w Parku Ujazdowskim

Ujazdowski wygląda z daleka jak kula żółtka ugotowanego na twardo
w ostudzonym słońcu

wewnątrz jarzy się opalizuje opuchniętą
podczerwienią

leją się zewsząd jak wosk liście
kaczki łyski za chlebem płyną
poszukiwacze złota przemierzają ciasne alejki

legioniści pod sosną
w zielono czerwonych szalikach jak grzyby po deszczu wyrośli
robią selfie

a ja pochylona nad glebą
szukam jeży które jeszcze nie usnęły
może gramolą się niezdarnie na posłania
szukając środków nasennych

mija mnie wysoka dziewczyna w czarnym berecie
takim a’la lata osiemdziesiąte
łudząco podobna do kapitana nemo
nie śpiewa jednak o „wideonarkomanii”

mówi z euforią

ach jak ja lubię wszelkie wibracje sensoryczne
to dla mnie taka autystyczna przyjemność

cóż myślę
to cały park jest taką przyjemnością

ale dlaczego

po co autystycznej ludzkości jeszcze dodatkowo
autystyczne przyjemności hasz dla mas

potrzebny jak dziury w moście łazienkowskim

Sylwia Gibaszek – Wiersze
QR kod: Sylwia Gibaszek – Wiersze