dzikość
od czasu gdy lekarz powiedział
trzeba poczekać na wyniki badań
w środku nocy budzi ją natarczywe ujadanie
nie wie czy to głos dzikiego zwierzęcia
które tego lata przychodzi do ogrodu
czy wilka próbującego w niej zamieszkać
nieokiełznane oczy ze snu nad ranem
wydają się mniejsze szczekanie zastępuje
warkot silników odsłanianych okien
porannych odgłosów a jego ciche krzątanie
łagodzi lęk – znów wszystko w rękach
Boga który jest miłością która jest
rano otwieram oczy
znajomy widok drewnianego okna
upewnia mnie że oczy dzikich
zwierząt i zimna woda z rzeki
które usiłowały zamieszkać we mnie
to nawracający sen – za dnia światło
pojawia się i gaśnie na przemian
ciemność ze snu i jasność za oknem
mają tak pozazmysłową intensywność
że opowiadanie się po którejkolwiek
stronie przestaje mieć znaczenie
zapiąć
ogłaszano zaćmienie księżyca
gdy z drewnianej szkatułki posypały się
guziki powiedziałeś że to nieziemski znak
bo rozpinaliśmy je tej nocy gdy przez szczeliny
zmurszałego drewna zaglądały świetliki
od dnia w którym odeszła mama
boję się świtów a ty cierpliwie zbierasz
rozsypane guziki rozpinasz zapinasz
chowasz zaćmiony księżyc do szkatułki