***

dachy domów mijanych po drodze
są do siebie podobne
kiedyś myślałam że w tych domach
mieszkają szczęśliwi ludzie
grają w karty tysiąca lub wojnę
kolekcjonują święte obrazki
wkładają pod obrus siano

potem obejrzałam american beauty
i dowiedziałam się że to co widzę
jest kruszonką na cieście
całość rozsypuje się
mimo to smakuje wciąż najlepiej
lustrzane odbicie
nigdy nie jest wierne
punkt widzenia nocnego ptaka
jest inny niż ćmy
ale jedyny

śpiewałam if you going to san francisco
ludzie z kwiatami we włosach
przytulali w pongo
nim spostrzegłam kawałki siebie
odłamki w kąciku łazienki

musisz się potłuc filiżanko
kryształowy kieliszku z kredensu
prababci Józefy
wszystko da się ulepić
nawet dom z odchodów zwierząt i ludzi
zrosnąć wrosnąć i strawić

ciała przyjmują kształty jak ciecze
mieszczę się w kwadracie
z trójkątem na głowie
płaczę
myślą że to wyje mój pies

rano wstaję po bułki
i mijam domy
ich dachy są do siebie podobne


nie mów, że jestem dziewczynką z obrazu
(Malczewski, Zatruta studnia)

studnia dźwiga skażoną wodę,
a ty beztroska trzymasz warkoczyk w palcach.

zatruta, może ja jestem studnią? Przymykam oczy
i sięgam do rosenec, babcia pasie krowy
niemieckiemu Landwirt, z przymusu,
tam rodzi się ciotka. ziemia trawi w sobie.

wypłukuję z wody kamienie i szczątki roślin,
rozdrabniam ziarna pszenicy, rozmokła –
boli taka kolejność.

tyle upiekliśmy już chlebów,
pochowaliśmy uczucia z krwi do krwi;

rany, woda wsiąka w grunty, rodzi się.


gniazdo

tak szybko ubyło mnie z tego gniazda. stoję na werandzie
pustego domu, który jest domem przyszywanym jak łata.
cały jestem jak zwierzę, a strawa ma metaliczny posmak.

przygotowuję się do roli pasterza, piastuna bezbronności,
zszywam chusty do noszenia owoców. uczę się latać, aby
na czas dostarczyć pokarm, wspominam matkę i ojca
łowiących dziecko ze strumienia.

jest mokro, twarz spływa jak akwarela. stoję na werandzie
pustego domu, który jest domem przyszywanym jak łata, łączę
gałęzie, układam je blisko.


selavi

wonderful life w tle
czarno-biały teledysk
o przyjacielu który sprawi
że będziesz szczęśliwy
jak podczas jazdy na rollercoasterze
pierwszego dnia wakacji
z perspektywą na więcej wiatru w żaglach
pójdziesz gdziekolwiek cię poprowadzi
nawet gdybyś miał się zgubić
leżeć jak łoś w leśnym bagnie
przecież idziesz z przyjacielem
zrobi wszystko aby cię uratować
przed samym tobą
podniesie romany leżące na bruku
zasadzi ponownie w ogrodzie
i będzie nieustanne podlewał
pójdziesz z zamkniętymi oczami
w bezpieczne miejsce
jeśli nim jest


kamień

Świrszczyńska pisała o tęsknocie
wnętrznościami i gardłem
ja tęsknię kamieniem
leżącym w ogrodzie
przy czyimś domu
nikt go nie widzi
nikt go nie słyszy
z kurzu i pyłu obmywa go deszcz
przemakam do jądra ziemi
może ogrodnik ponownie
zasadzi ziarenko
aż dojrzeję do jego rąk

Anna Tlałka – Pięć wierszy
QR kod: Anna Tlałka – Pięć wierszy