Repatriata

mój przyjaciel anglista wyjechał do Anglii, jak mówił,
nauczać języka, a kiedy dostał pracę w hotelu,
w którym się akurat zatrzymał, przestał wychodzić gdziekolwiek,
a wreszcie przestał się do mnie odzywać.
Dowiedziałem się potem od wspólnych znajomych,
że źle mu się wiodło, szczególnie odkąd,
jako człowiek wierzący, Polak-katolik, został kościołem.

Odwiedziłem go dopiero po latach,
już długo po tym, gdy jako kościół przeprowadził się
do Irlandii. Kościół z czasem zamienił się w pub, ale też bank,
szpital, a raczej przytułek, sąd i areszt. Widziałem:
osadzeni właśnie wychodzili na spacer.


Mamy też inne tradycje

od rana do rana
depczemy
kapustę depczemy
od tygodnia

prababka moja
czterech synów miała
czterech synów
urodziła w kapuście

a ten jeden co przeżył
znalazł się
(ale wiele lat później)
w kapuście – nieżywiutki

bo była wojna

depczemy depczemy
od tygodnia.


Najpierw się sufit rozbłyska

a potem pojawia się zaciek
coś
biegnie po każdej ścianie
i leje się
strużką
strugą
i nie przestaje się lać
tak długo
aż wszystko
jest czerwienią pokryte

gdy zaczynamy sprzątać
znowu
pojawia się struga
więc nie sprzątamy
i nie zmieniamy ubrań
zresztą
to może być jakaś świętość

przez jakiś czas nie wychodzimy
z domu a potem dowiadujemy się
od sąsiadów:

wielu spotkało to samo.


A potem szliśmy nad rzekę ze śmiercią na plecach

Najpierw tańczyliśmy ze śmiercią, kiedy cyrk przyjechał na nasze podwórze.
To był cyrk najmniejszy. Braliśmy się za ręce i zaczynał się kręcić
diabelski młyn. Czasami ktoś ocierał się o śmierć, albo też śmierć się ocierała o niego,
bo przecież były jeszcze skoki z balkonu. Ale najlepsze były lwy, którym rzucano
chrześcijan najmniejsze dzieci.

A potem szliśmy nad rzekę ze śmiercią na plecach,
depcząc ślimaki, bo przecież byliśmy śmiercionośni.
Wrzucaliśmy śmierć do rzeki.

Śmierć wrzucałem i potem do rzeki wielokrotnie,
gdzie kręcił się nasz młyn diabelski.

Paweł Sarna – Cztery wiersze
QR kod: Paweł Sarna – Cztery wiersze