A jeśli Chrystus powróci

boję się że jeśli Chrystus powróci – tak jak obiecał – nie będzie
miał Go kto przyjąć. będą organizować referenda albo obrady
w grupach i podgrupach sprawdzać czy jest
godzien zostać Zbawicielem. analizować pochodzenia pradziadka
i prababki po wszystkich możliwych liniach. badać kości
policzkowe kolor włosów oczu nawet DNA. staną po obu stronach
ulicy. będą wymachiwać transparentami za lub przeciw i nigdy się
to nie skończy.

a jeśli Chrystus powróci odejdę razem z Nim.


Armie ołowianych żołnierzyków

po obu stronach ulicy zgromadzili się armie. mundury
schowane w plecakach lub podręcznych torbach. sztandary
gotowe do wciągnięcia na maszt. obie pewne zwycięstwa
ćwiczą krok defiladowy. czekają na właściwy moment
który nie wiadomo kiedy nadejdzie. ludzie przechodzą
pomiędzy nimi robią zakupy w sklepach na wypadek wojny
i na wszelki wypadek. pozostali w domach zasłaniają okna
wyłączają telewizory i radia. przestają ze sobą rozmawiać
lub robią to szyfrem. dzieci nie chcą już bawić się ołowianymi
żołnierzykami. wolą gry komputerowe w których sami
ustalają zasady.

powoli pustoszeją ulice. żołnierze rozchodzą się do domów.


Rozmowy o wolności

siedzimy w parku pod drzewem. pijemy piwo. obok
nas ptaki niebieskie i w innych kolorach przydeptują
z nogi na nogę. ktoś podchodzi mówi że tu nie wolno
pić alkoholu. to tylko piwo. rozmawiamy o wolności.
wojtek ma włosy zielone jak mundur. po nocach
kryje się na strychy ja w piwnicy
gromadzę zapasy na wypadek wojny. ktoś mówił
że na sąsiedniej ulicy widział wojsko. dwóch żołnierzy

leżało pijanych w trupa.


Domek z kart

budowałem swój świat z jasnych kart. zniszczone
czarne i szare wyrzucałem poza plac budowy. ustawiałem
pionowe ściany na fundamentach dawnej zagłady i nienawiści
wierząc że zło nie może się odrodzić powrócić. przecież
minęło bezpowrotnie. nie wiedziałem że była
to tylko gra. spod ziemi wyszli skarlali starcy. nieśli
swoje kart z twarzami błaznów i demonów aby
nimi zamienić moje. karta za kartę. czarne

za białe.


Gry wojenne

wojna przypomina małą dziewczynkę. przeskakuje z nogi
na nogę z państwa na państwo. raz dwa trzy jutro
ty. dołączają chłopcy. zakładają polowe mundury. zamieniają
drewniane karabiny na wyrzutnie rakiet spady z jabłek
na granatniki. rany malowane sokiem malinowym na kikuty rąk
i nóg. raz dwa trzy jutro ty. dziesiątki tysięcy sierot i bezdzietnych
rodziców.

za jednym przyciskiem joysticka.


Jeszcze nie ma wojny

jeszcze nie ma wojny. dopiero nadciągają armie
kalek z urwanymi rękoma nogami oślepionych
eksplozjami przerażenia. huk pryskających marzeń
rozrywanych na strzępy nienapisanych książek. jeszcze
siedzę przy piwie z kumplami z których niepostrzeżenie
mistrzowie od strategii biorą miarę na przyszłe uniformy.
przysłuchują się naszym rozmowom o dziecinnych
strzelaninach i pojedynkach na kije. wychodzimy na
słaniających się nogach. na ulicy dopada nas grupa

wojskowych lekarzy pytających o drogę…


Plaża. Przygotowania do wojny

dzieci kopią w piasku okopy. ustawiają w nim plastikowe misie i innych
zaufanych żołnierzy mających ich chronić przed skradającym się
życiem. ich bracia wlewają wiaderkami wodę tworząc fosy
przed budowanymi z zapałem bunkrami w których ukryli swoje
autka i inny sprzęt wojskowy. rodzice w tym czasie budują zasieki
z parawanów i umacniają je palisadami rozłożonych leżaków. w środku
pełno granatów z butelek piwa. jeszcze chwila a nadpłynie desant
papierków po lodach i pustych torebek po chipsach. wzdłuż plaży

chodzi farbowany marynarz i oferuje zdjęcia za dychę.


Krajobraz przed bitwą. A może wojną

siedzę przy biurku i piję kolejną kawę. spoglądam na czystą
kartkę na której za chwile może przysiądzie zbłąkany
wiersz. nie myślę o nadchodzącej wojnie ani
o planowanej bitwie. zapasy nie przygotowane schrony
nie zabezpieczone mundur czeka na wyprasowanie. siedzę
przy kawie jakby nigdy nic a wokół biegają komunikaty
spłoszone lub groźne na przemian. radio wyłączone – nie słucham
w telewizji ślinią się politycy – nie oglądam. jakiś wojskowy
przebiegł przez pokój wypił dwie setki i pobiegł dalej na kolejne
stanowisko. a tu wódka się kończy zapasy niezrobione

i te ciągłe komunikaty…


Nie mów mi o jutrze

nie mów mi o jutrze. to taka umowna data
wymyślona na potrzeby chwili. wciąż trwa dzisiaj. jeszcze
ciągle mogę nie oglądać telewizji i liczyć spadające
z drzew liście. mam czas do zimy czyli kilka miesięcy.
później mogą odłączyć prąd. elektrokardiogram pokaże prostą
po której należy przebiec na druga stronę.

a co jeśli jutra nie będzie i pozostanę wielkim znakiem zapytania
z wiecznie otwartymi z przerażenia ustami? teraz mów do mnie jeszcze
oczyma dotykiem dłoni muśnięciem włosów po policzku. słowa tetmajera mieszają się z kroplami potu na czole. coraz bliżej
do zimy. Liście przykryje biała niepamięć w którą
skryję się razem z moją mrówką. noszę ja w sercu
jak talizman chroniący mnie przed sobą.

o północy zatrzymał się zegar i nie wiem po której jestem stronie.

Tadeusz Zawadowski – Dziewięć wierszy
QR kod: Tadeusz Zawadowski – Dziewięć wierszy