człowiek w mroku

mówią
że ciemność
ma sens

nie widać
w niej twarzy
zawsze byłem

ciekaw jak
wyglądasz


zen joint i alkohol

jestem jak
zaszczute zwierzę
piję

ale nie mogę
się upić
próbuję

oddychać
jak ryba
za chwilę wpadnę

w obłęd
więc palę
i jest lepiej

jest dużo
lepiej
do jutra


na leżaku

jest pusto
nic się nie dzieje

dlaczego nie ma
nic

teraz słyszę
przejeżdża


co kryją uda

może chciałaby
mnie zabić
albo udusić

lub przynajmniej
wściekle podrapać
lecz myślę

o tym
co kryją
jej uda


jezus

wrzuca kilka
ziaren soli
do wanny

wypija
łyk wina
i zapala

jointa
rozpina pasek
zdejmuje spodnie

sprawdza wodę
wybiera ręcznik
a wszystko robi

bardzo starannie
goli się
je dobrą

jajecznicę
łapie wiatr
później wypuszcza

przebija kartkę
długopisem

żyje


kibel

widzę trójkąt
choć niezbyt
wyraźnie

jak rysy
otwieram i wchodzę
kabiny i pisuary

śmierdzi
dobrze że wiersz
nie oddaje

zapachu
można
srać sikać

rzygać
wreszcie


mówię do policjanta

żyję pośrodku
miejskiej pustyni
mendy

wysysają moją
krew mam
w dupie wszy

po wsze czasy
mam w dupie
wszystkie ciała

obce mam
w odbycie
żyletki w spodniach

trzymam jad
chowam
w pochwie

brzytwę
bum bum
bum

bam bam bam
tam taram
tam


policja umysłu

nie chcę
ich powstrzymywać
łez

które padają
na mój
krawat

nie mam
krawata
więc to

nie moje łzy
nie mój
pokój

to nie ten
smród
który dochodzi

z mojego
pokoju
to nie ja

wstrzymuję oddech
nie moja
wyobraźnia

posuwa się
za daleko


pozostajemy w oddzielnych pomieszczeniach

jest niedobrze
no nie
jest dobrze

nie wiedziałem
ale już wiem
zrobiłem co

miałem do zrobienia
udaję że jeszcze
nie mam dosyć

słucham
nie mogę
doczekać się

następnego dźwięku
więc szarpię
strunę

ruchem nagłym
i zatrzaskuję klapę
fortepianu

czarny nie
bo nie żyję
biały nie

bo żyję
niebieski może
przeżyję

nieobecne są
słońca i planety


prawo przyciągania

raz w górę
raz w dół
uciekam

to umiem
najlepiej
bezdomni leżą

obok koszy
na śmieci
jeżeli w twoim

łonie rezyduje
zły duch
jest wspaniały

nie śpię
nie zasypiam
odpowiadam

za ciszę
słyszę jak śliwki
spadają z

drzew


przekraczając granicę

ptaki zarywają nockę
słyszę jak lecą
lampa gryzie w oczy

próbuję dotrwać do rana
czekając na tabletkę
extasy

nagle
schodzi
i zamienia się

w księżyc
po prostu
mną buja


ślepiec

słabo widzę
noc
jestem jak ślepiec

bez przewodnika
moje ciało
żyje lecz

dusza jest
martwa
drzewo upada

na ulicy
jak człowiek
on nie wierzy

ty nie wierzysz
ja nie wierzę
rano na wszystkim

siadają muchy


złość

głos się niesie
po wodzie
głos po ulicy

już wstałeś
dopiero się kładę
czytam esemesy

nie umiem
być nagi
zabij mnie

i ukryj
moje zwłoki
w wersalce

rozumiesz

Paweł Berkowski – Trzynaście wierszy
QR kod: Paweł Berkowski – Trzynaście wierszy