Gwiezdne Wojny

Próbuję rozplątać kabel od słuchawek.
Oglądam historię gwiezdnych wojen.

W pobliskim pubie trwa koncert.
Punk rock ciągle ma się dobrze,
można powiedzieć, że zespół
gra same evergreeny.

Swoją drogą, mają niezłe nagłośnienie.

Ktoś rzyga na chodniku i wykrzykuje,
że kebab był zatruty, ktoś mu odpowiada,
że trzeba było iść do KFC.

Muzyka dudni, słychać rozmowy.
A ja ciągle nie mogę się skoncentrować,
ani na filmie,
ani na rozplątywaniu słuchawek.

Na skrzyżowaniu zatrzymują się samochody,
punk miesza się dubstepem, techno i rockiem.

Jeszcze godzina i pod drzwiami
zaczną parkować taksówki, półnagie
dziewczyny ze śpiewem na ustach
odjadą ulicami mającymi za
patronów angielskich poetów
i członków rodziny królewskiej.


Wschód

Czytam wiersz o okoniach.
Patrzę na Wschód tam w dole
morskie okonie baraszkują,
w wodach przypływu.

Patrzę na Wschód,
na monotonny krajobraz,
takie pytanie z głupia frant,
w co dziś zagramy?

czasem popatrzę
na Wschód ze szczytu góry,
tak, ten Wschód przyszedł tu ze mną,
bo jest krnąbrny i zawsze na opak.


W drodze do Severn

Jedziemy.
Drzewa układają się w nielogiczny ciąg.
Wsie, miasteczka, przedmieścia wielkich miast
rozmazują się w styczniowym słońcu.

Przejazd przez tunel – ból głowy i apatia.

Wszystko zmienia się kiedy pojawia się most.

Spinająca brzegi harfa ze stalowych lin,
przerzucona od niechcenia przez rzekę.
Tym mostem chciałoby się jechać dalej,
bez końca.

Jednak trzeba zachować spokój,
czuć niedosyt, że to tylko most.


Allt – yr – yn

Las po deszczu ma żywsze kolory,
chociaż tu właściwie nigdy
nie przestaje padać,
ale właśnie teraz przestało.

Śmiejemy się, jednak niezbyt głośno.
Nigdy nie wiadomo co w takim celtyckim
lesie się chowa.

Śmiejemy się jednak, co prawda cicho,
żeby nie spłoszyć czapli polującej w leśnym oczku.

Las powtarza nasz chichot, dziwnym stłumionym echem.
Śmiejemy się, chociaż znowu pada.


Pobrudzone błotem stopy

w końcu oślepieni przez słońce
onieśmieleni, bo to ledwie zatoka
idziemy brzegiem, który zmienił się
w kamienistą plażę.

Skrętnica, wywłócznik,
rogatek i morszczyn
leżą wśród kamieni.
Za chwilę zacznie się przypływ.

Jeszcze tylko kilka kroków, skończą się kamienie.
Łacha, przypomina mi twoje gołe pośladki.
Wracamy, zostawiając kilka śladów stóp na brunatnym piasku.

Przyspieszamy, bo za chwilę zatoka zniknie
pod brunatną wodą.
Na pamiątkę zostaną nam
pobrudzone słonym błotem stopy.

Tomasz Kościkiewicz – Pięć wierszy
QR kod: Tomasz Kościkiewicz – Pięć wierszy