Wznosimy dłonie ku niebu i wielbimy pana. Pan jest wielki. Pan jest dobry. Pan błogosławi nas wszystkich, którzy żyjemy w czystości i sławimy życie pańskie.

Walą bębny. Niebo jest bezchmurne i gwiezdne. Przepełnia mnie czystość. Przepełnia mnie wola pana. Mam ochotę śpiewać. Mam ochotę tańczyć. Wiruję i krzyczę: alleluja! Wielbię cię panie. Klepisko, które mam pod nogami, drży od tysięcy stóp. Tak się cieszę, że tu trafiłam. Tak się cieszę, że właśnie tutaj, wśród tych ludzi, zakończę życie doczesne, aby zacząć życie wieczne. Tak się cieszę, że padło właśnie na mnie – głupią, czarną dziewczynę. Chwała ci panie. I synowi twojemu. I Wielkiemu Jimowi, bo bez niego nie byłoby tego wszystkiego. Nie byłoby tego miejsca. Nie byłoby NAS.

Czuję, że bóg jest tu z nami. Bóg patrzy na to wszystko i jest dumny z tego, co stworzyliśmy i co powinniśmy przekazać innym ludziom, aby wiedzieli, jak powinno wyglądać życie ludzkie. Aby człowiek, miotający się pomiędzy mirażami, niezdecydowany nawet co do tego, kim jest, mógł krzyknąć: alleluja! Mógł śpiewać i tańczyć jak my teraz. Każdy człowiek chciałby być teraz tutaj, aby razem ze mną posłuchać tego, co zaraz powie Wielki Jim.

Moje serce jest czyste. Moje serce jest gotowe na przyjęcie światłości. Wielki Jim już wchodzi na podium. Już ma mikrofon. Jak zwykle w ciemnych okularach RAY BAN. Alleluja Wielki Jimie! Niech bóg będzie z tobą!

Mamy ten koszmar za sobą. Już pojechali. Już ich nie ma. Nie rozumieją tego co my. Nie mają czystych serc – takich jak nasze. Ich dusze są brudne. Ich dusze taplają się w smole. Ci, którzy tu byli, mieli to w oczach. Podeszłam do Kongresmena, kiedy przechadzał się z dziennikarzami, i spojrzałam mu w oczy. Widziałam w jego oczach grzech. Widziałam jego uśmiech, pozornie przymilny, lecz w rzeczywistości grzeszny. Oj, znam grzeszne uśmiechy białych mężczyzn. W poprzednim życiu, jeszcze w Stanach, widziałam setki takich mężczyzn. Mężczyzn, którzy patrzyli na mnie i widzieli tylko głupią, czarną dziewczynę z południowego LA. Smolucha. Bambusa z dużymi piersiami i biodrami. Oj, znam białych mężczyzn, w ich wielkich samochodach, w rogowych okularach, jakby wszyscy pracowali w FBI, którzy wieczorami krążyli po południowym LA, jak po obcej, dzikiej krainie, pełnej czarnych ludzi, których oni, biali ludzie, mogą mieć na swoich zasadach. Biali ludzie ze swoimi zielonymi pieniędzmi, którymi szeleszczą, aby kontrolować sytuację. Bez tych swoich zielonych pieniędzy natychmiast czują się niepewnie. Biały człowiek gardzi czarnymi kobietami, lecz czarnych kobiet pragnie. Jeden z nich powiedział mi: pachniecie inaczej niż białe kobiety.

Boże, jak bardzo nienawidzę białych mężczyzn w garniturach. Jak bardzo nienawidzę grzechu, bez którego biały człowiek nie potrafi żyć. Biały człowiek został stworzony w grzechu i grzech definiuje go jako istotę. Biały człowiek nie potrafi żyć inaczej: tylko w plugawym upodleniu jak utaplana błotem świnia.

I wówczas w moim życiu pojawił się Wielki Jim, który tylko pozornie jest białym człowiekiem. Wielki Jim mówił do nas czarnych ludzi w wielkim namiocie w południowym LA. Był 1969 – biali ludzie wymyślili wolną miłość, żeby bez skrępowania tarzać się w zepsuciu. Bóg stworzył białych ludzi, by wymyślili zielone pieniądze i wolną miłość i heroinę, którą wstrzykiwali sobie moi bracia. I którą wstrzykiwałam sobie ja, zanim poznałam Wielkiego Jima. Wielki Jim był inny niż wszyscy biali ludzie. Wielki Jim miał wielką kwadratową szczękę i włosy czarne jak kawa. Wielki Jim był piękny, chociaż – bóg mi świadkiem – nie ma pięknych białych mężczyzn, tylko czarny mężczyzna może być piękny, lecz wśród wszystkich brzydkich białych mężczyzn znalazł się Wielki Jim. Wielki Jim jest piękniejszy niż Martin Luter King.

Wielki Jim powiedział mi o bogu. Wielki Jim w tym namiocie w południowym LA mówił, że bóg nie stworzył białych ludzi jako lepszych, bóg jest daltonistą, bóg nie widzi kolorów, bóg widzi tylko nasze serca. Stałam wówczas w tłumie innych ludzi i pragnęłam heroiny, lecz kiedy usłyszałam Wielkiego Jima wiedziałam, że moje życie dotarło do punktu zwrotnego. Wiedziałam to, chociaż byłam gotowa pójść z każdym białym śmieciem, aby kupić heroinę. W namiocie było z pięćset osób, lecz Wielki Jim mówił bezpośrednio do mnie. Mówił: masz w sobie boga, siostro. Wyjdź z bagna, w którym siedzisz. Chodź za mną, abyśmy razem zmienili oblicze tej ziemi.

I teraz dziewięć lat później stałam w tłumie dużo większym niż wówczas i patrzyłam na Wielkiego Jima, jak trzymał mikrofon i jak zza ciemnych okularów patrzył na nas wszystkich. Wiedziałam, że cokolwiek Wielki Jim postanowi, to będzie postanowienie boga, bowiem nie ma świętszego człowieka niż Wielki Jim. Jeżeli Wielki Jim mówił, że powinniśmy coś zrobić, to znaczyło, że tego pragnął bóg.

Wielki Jim wyprowadził nas z ziemi szatana, z ziemi wiecznego grzechu, gdzie rządzili źli, biali ludzie, otumanieni swoimi zielonymi pieniędzmi, gdzie biali ludzie parzyli się jak zwierzęta, taplali w swoich chuciach i chciejstwach, nie zważając, że po wieki będą smażyć się w piekielnych ogniach. Biali ludzie nie wiedzieli, czym jest miłość.

I Wielki Jim dokonał niemożliwego – wyprowadził nas z ziemi szatana, by doprowadzić nas tutaj: do ziemi świętej, raju, gdzie po latach udręczenia zaznaliśmy nieustającego szczęścia, gdzie żyliśmy wszyscy razem, w całkowitej harmonii, gdzie nigdy nie widziałam grzechu, agresji, przemocy, chociaż przyjechałam do Gujany razem z pierwszymi. Tutaj każdy może być tym, kim chce. Nikt nikomu niczego nie narzuca. Nikt nikomu niczego nie każe.

Powiedziałam to Kongresmenowi o zepsutych, złych oczach, który przyleciał tu, aby nas oceniać. I jak każdy biały człowiek oceniał nas przez jedyne znane mu kryterium: czy możemy mu się do czegoś przydać? Czy możemy coś dla niego zrobić? Czy zarobi więcej zielonych pieniędzy? A może poużywa sobie z jakąś niewinną czarną dziewczyną. Jeszcze mnie odpycha, kiedy myślę o tym złym, białym człowieku.

Teraz stoję w tłumie i słucham Wielkiego Jima. Mówi, że nadszedł czas, byśmy spotkali się z bogiem i cieszę się tak bardzo. Już wkrótce zobaczę pana, więc wiruję uradowana i śpiewam: alleluja! Wielki Jim mówi, że dostał znak od ducha świętego, który przyszedł do niego we śnie i powiedział, co mamy zrobić. Wkrótce każdy z nas napełni się światłością, bowiem my wierzymy naprawdę jak uczniowie Jezusa. Już wkrótce przeniesiemy się przed oblicze pana, który, jak zapewnił Wielki Jim, już na nas czeka.

Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Zanim Kongresmen odszedł, powiedział wiele złych słów do Wielkiego Jima. Biali ludzie mówią swoje złe, białe słowa, w przepoconych garniturach. Nie było mnie przy tym, lecz inni opowiadali, że Kongresmen w ogóle nie zrozumiał tego, co go otacza. Nie zrozumiał, jak bardzo jesteśmy tutaj szczęśliwi. Nikt nie chce stąd odejść. Tutaj bóg jest we wszystkim, w barakach, w drzewach, w ziemi.

Lecz biały człowiek, ze swoim brudnym sercem, nie mógł tego zrozumieć. Myślał tylko o swoich brudnych, białych sprawach: o zielonych pieniądzach, o ciałach młodych dziewczyn, o whisky, którą biali ludzi otumaniają się, aby nie myśleć o swoich grzechach. I wówczas Kongresmen odjechał na lotnisko, aby zawieść te wszystkie złe słowa, jakie miał w swoim brudnym sercu, do Waszyngtonu. Aby tam inni źli, biali ludzie knuli swoje brudne intrygi. Aby szkodzili nam – ludziom żyjącym zgodnie z wolą boga.

Widziałam, jak kilku naszych mężczyzn wyrusza za Kongresmenem i za jego świtą. Mieli ze sobą karabiny.

Kongresmenowi towarzyszyli inni źli, biali ludzie. Umalowane chciwe kobiety. Fałszywi dziennikarze, słyszący tylko to, co chcieli słyszeć. Uśmiechający się pogardliwie, kiedy mówiliśmy o naszej wierze, o tym że bóg nie żyje tylko w kościele, lecz we wszystkim, co nas otacza, w każdym, nawet najmniejszym, stworzeniu, w źdźbłach traw, w szumie wiatru.

Usiłowałam jednemu powiedzieć to wszystko, lecz tylko patrzył na mnie z pobłażliwym uśmieszkiem, oto on: mądry, biały człowiek – i ja, głupia, czarna, co leci za pierwszym lepszym hochsztaplerem. Ale mylił się – Wielki Jim nie jest hochsztaplerem. Widziałam zbyt wielu hochsztaplerów, by dać się nabrać. Dlatego powiedziałam temu białemu dziennikarzowi: bóg wybaczy nawet tobie. I odeszłam, aby zająć się czymś prawdziwym: wyplataniem koszyków albo ubijaniem manioku.

I teraz Wielki Jim mówił, że źli ludzie w Ameryce nie chcą, byśmy żyli blisko pana. Nie mogą nam wybaczyć naszego szczęścia. Nie mogą wybaczyć, że żyjemy w zgodzie z wolą boga. Jesteśmy lepsi od nich. Lecz bóg wynagrodzi nasze cierpienia. Bóg przysłał do Wielkiego Jima ducha świętego, który przekazał, co robić.

Wtedy kilka kobiet przyniosło wielki gar soku z winogron. A jeden z pomocników Wielkiego Jima (który w poprzednim życiu był aptekarzem) przyniósł baniak cyjanku, którego używaliśmy (po kropelce) do trucia chwastów.

Wielki Jim powiedział: tu jest nas tysiąc, lecz w królestwie niebieskim będą nas miliony. Bóg kocha nas, bowiem jako jedyni wypełniliśmy jego wolę. Za chwilę wszystkie nieszczęścia tego zepsutego świata zostaną za wami. Jeszcze dzisiaj staniecie przed obliczem pana.

Wielu ludzi zaczęło się pchać, aby jako pierwsi dostać się do garnka. I jako pierwsi spotkać się z panem. Lecz Wielki Jim powiedział, żeby poczekali, bo pierwsze muszą być dzieci.

Łukasz Suskiewicz – Niebo nad Gujaną
QR kod: Łukasz Suskiewicz – Niebo nad Gujaną