Świat miejscem prawdy

Ludzie nie są tym co mówią świat nie jest tym czym chcą żeby był
Zaognianie porachunków pamięć przekracza granice śmierci
Jak list ojca żebrzący ludzi o miłość i litość dla swojej córki
Ojcze jestem cała listem płonącym w odpowiedzi na twój list
Wiem że muszę wybrać życie miedzy zdrajcami lub śmierć
Cała jestem listem jak ptaki przenoszone twoim oddechem
Krzyk przestrzeni w której to co zawołane jest wołającym
Rzucasz piasek moich wierszy pod stopy prześladowanych
Pustynia jest zbyt niema by nie znać jej wyboru
Pustynia jak krzyk przyjaciela piaski serca
Kamień inkrustowany łzami ojca jest moim piórem
Podłużne wejście błękitnego światła na moich ustach
Skrzynka pocztowa tego świata jest jak rozbity wrak

Wrocław, jesień 2012


Świat miejscem prawdy

Życie nie jest tym co liczą na sposób czasu z pojemnika na zaginione listy
Życie jest jak rozpędzony pociąg jak pojazd: ciało światła z językiem zapasowym
Życie jest donikąd od miejsca nierozpoznanego do miejsca gdzie cię nie znają
Życie jest miejscem gdzie zapalasz świecę i czytasz inskrypcję na piersiach grobu
Życie jest miejscem kłamstwa że ten grób nazywa się z dnia na dzień
Życie jest prawdą jednego spotkania kilka minut na dworcu
Gdy w drzwiach przez chwilę na platformie zatrzymanego pociągu spotykasz swoją matkę

Wrocław, 2012


***

Ponaddźwiękowe strzały
Gdyby można było dedykować komuś jedną godzinę wszechświata
Z obrazem księżycowej tarczy w medalionie światła
Zadedykowałabym ją tym którzy mkną ponaddźwiękowym rozkazem


Wyznanie na cyfrowym nośniku pamięci

Tęsknię za tobą czerwony pierścieniu z zielonym okiem księgi
Nie otwierana otwiera ból w moich piersiach tam gdzie wschód słońca
Tęsknię za tobą wiosenny znaku wiersza przytrzymujący by wołać ciałem
Jak litera która chce się przedostać do właściwego słowa
Tęsknię za echem pokoi w których grzbiety książek były jak mosty
A słowa poczęstunkiem dotyku by mówić:
Światło księżyca prowadź za rękę ogród gdy budzi w sobie dzikie zwierzęta


Inne

W innym jest przystań mojego kraju
W innym jest mój naród którego nigdy nie miałam
W innym jest nikt który zawsze pojawia się zanim mogłabym być
W innym jest łza która zatapia kontynenty
W innym jest katastrofa cywilizacji w której żaden człowiek nie odnajdzie siebie
W innym jest język który jest po to by ranić
W innym jest zbliżenie planet by przez wieki odnaleźć bliskość tego co rozłączone
W innym jest żałoba słońca podczas nocy świetlnej
W innym jest zima poprzez wszystkie pory roku
W innym jest umierający i Ręka która odmawia
W innym jest Bóg jakiego nie znacie
W innym więzień pozbawiony siebie
W innym jest naród którego przedtem nie było
W innym jest powrót tych których skrzywdziliście
Czy jest w nim wizja którą mój Bóg wypłakał w mój krzew ciała ?

Wrocław, marzec 2013


***

enter, ERROR, delete
To co ukryte które przegania mnie wygania ściga
Gdy tylko odnajduję siebie podchodzi by okraść z siebie
To co ukryte wyczekujące choroby klęski upadku
Gdy tylko podnoszę się nachalnie udaje przyjaźń lub miłość
To co ukryte wchodzące do mojego świata bez zaproszenia
Gdy tylko potykam się i upadam milknie wyczekując klęski
To co ukryte jest jak żmija wije się udając uprzejmość
Gdy zaufasz uderza ze zdwojoną siłą języka
To co ukryte jest po to by ciebie rozpraszać
Gdy umieram milknie karmiąc się moim bólem
To co ukryte na posterunku każdego słowa i gestu
Imituje mnie by obedrzeć z własnej tożsamości
To co ukryte jest po to by odbierać
Pozostawiać gruzy ruiny i samotny ochłap ciała
To co ukryte jak wszy żywi się krwią cierpienia
Wychodząc na plan pierwszy tego obrazu nędzy
To co ukryte twoje ja nazywa chorobą
Nadzorując zarazą twoją wolność
To co ukryte relacjonuje spotkania z tobą
Raporty pisane grupowo relacjonowane na żywo
To co ukryte jest fałszem kłamstwem i zdradą
Nic nie ryzykuje atakując cię sobie znanym kodem znaczeń
To co ukryte wije się jak kręta ścieżka
Chciałby cię na niej zostawić najlepiej między grobami bliskich
To co ukryte jest jak nikczemność
Otwarte serce na piersi i kłębowisko żmij na piersiach


Winda do nieba

Nigdy nie żyłaś jakbyś się nigdy się nie urodziła świat płodu jak winda w kapsule matki
Chmury rąk nad miastem w których wciąż pozostajesz jak nad wodami wewnątrz Ziemi

Nawet twój pogrzeb będzie taki na niby pod kolor tych co dyktują godziny
Przyjdą odpowiednio dobrani goście by nawet nie powiedzieć gdzie ciebie pochowano

By nikt nie pamiętał tego światowego eksperymentu żeby czyjś „nick” wciąż pozostawał żywy
Źródło twoich stóp zasypią ruinami wielu istnień jak zatrzymana winda na jakimś półpiętrze

Gdy przyszłam na świat mój ojciec wyszedł na łąkę i pomyślał głośno:
„Trzymałem w rękach garść krajobrazu jak matka która karmiła cię piersią”

Kraj – obraz: zapisany na łąkach tego kto wyczekiwał przyjścia na świat swojej córki
Trzymałem w rękach twoje zakrwawione ciało by karmić nim rozwścieczone zwierzęta

Gdy przyszłam na świat wschodziło słońce odchodząc zabiorę to słońce ze sobą
Dla nich pozostanie tylko nazwa może dlatego przemilczają nasze imiona

Ewa Sonnenberg – Siedem wierszy
QR kod: Ewa Sonnenberg – Siedem wierszy