Na normalności

Idę przejściem podziemnym na normalności w waszą stronę
Szukam uchem znajomej melodii u grajka pod spadającym stropem
Żul za żulem proszą mnie o drobne na wino za 7 złotych
i kawałek mojej roztrzęsionej duszy
Nie patrzcie w moją twarz, i tak nie znajdziecie tam nic przyjaznego

Obserwuję wasze krzątające się oczy w sojuszu z
nadchodzącą burzą
Luzujcie majty i zdejmijcie staniki
I tak nie unikniecie wpadnięcia w kałużę rozpaczy ani
kąpieli w kwaśnym deszczu brudów tego świata

Kiedy tak idę na normalności, nie wiem czy to przeżyję, czy zdechnę
Nasty dzień z rzędu szuram butami w nieokreśloną stronę
Moje odciski na palcach stały się dwa razy większe
Mój stłumiony krzyk rozpaczy rozsadza moje wnętrzności od wewnątrz

Kiedy tak idę na normalności, jesteś jedynym, co trzyma mnie przy życiu
Bez ciebie nie obchodziłoby mnie czy przeżyję, czy zdechnę
Czekałbym na kolejny walec rzeczywistości z podstarzałem gościem
z petem w zębach za kierownicą

Kiedy wracam do domu, robię to tylko dla ciebie
Słucham szeptów mojego starego za plecami
I wynoszę kolejne butelki po winach, żeby się nie zatruć
Jestem na normalności, mała, ciekawe ile jeszcze tak pociągnę


Czarny środek

trzeźwość umysłu akurat, kiedy jestem pijany
wewnętrzny spokój po burzy wszech czasów
kwiat w kształcie piranii zjadany przez mrówki
opanowuje mój mózg
nikt nie może mnie złamać, bo już jestem złamany
w pięciu miejscach włącznie z kolanami
palę papierosa jak rowerzysta na haju
i zastanawiam się nad moim życiem
które i tak donikąd mnie nie zaprowadzi

podaj mi wino, a zobaczysz, jak czołgam się w górę
coś innego, zawsze coś innego


Bipolarność

mija marzec
mija kolejna rocznica

pamiętam nasze ostatnie podrygi w lumpach
ostatnie papierosy, chociaż rzadko paliliśmy
ostatnie wspólne filmy i
ostatnie iskry nadziei

pamiętam twoje ramiona, twoje oczy
minimalnie rozerwane dziury w granatowym płaszczu
pierwsze książki, pierwsze wiersze
i pierwszy dotyk wywołujący dreszcze ciepła

pamiętam twoich oślizgłych rodziców
pamiętam obraz, który malowałaś ze
związanymi włosami
biały pokój z psychopatyczną czystością
i ostatnią książkę z ukrytym wierszem

pamiętam nieskończone spacery z liśćmi we włosach
pamiętam twoje udo pod moją ręką
promień ognia w gnijącej trumnie
pierwsze gwiazdy nad nami
i smak twojej śliny w
wieczór, kiedy wszyscy poeci
zaczęli walić konia

pamiętam ostatnie płyty, jakie ci puszczałem
ostatnie konwulsje moich zrezygnowanych oczu
pamiętam kształt twojej głowy na moim ramieniu\
i ostatnie splunięcia mojej wiecznej paranoi

pamiętam mokre czwartki i pobożne niedziele

pierwszy zgiełk naszych poranionych ciał
pamiętam nasz nieskazitelny vibe
i pierwsze rausze na naszym powietrzu

wszystko bardzo dobrze pamiętam


Przyjaciel

wędruje po dziurawych płytach ulic
w ich kałużach wylegują się pety o
różnych długościach i różnym wieku
w jej słuchawkach ochrypły głos śpiewa o
29 dolarach i portmonetce z aligatora
w kawiarni zamawia czarną niesłodzoną
i czyta Wilde'a z nogą na nodze
jej szkarłatna szminka zostawia ślad
na białej filiżance
ubiera się, wstaje i zmierza pewnym
krokiem w stronę rynku, gdzie chwiejący
się żul rzyga pleśnią do wielkiej
kamiennej donicy ze śmierdzącą glebą
po dwóch minutach woła swojego
przyjaciela i widzi go na schodach
przed katedrą
nago paraduje w stronę pomnika
i śpiewa ,,Eleanor Rigby'' na cały głos
oboje śmieją się jak psychopaci
i zaczynają skakać po suficie
chodzą po ławkach, robią rekord świata
w sprincie myśli po mózgu i
palą się jak dwie pochodnie w kształcie penisów
razem mogliby grać w najlepszym porno
i na zawołanie zmieniać ludziom
chudość w uszach
na koniec srają normom obyczajowym
do oczodołów i idą spać w
oddzielnych łóżkach


Wycie

jesteśmy pokoleniem niczego
jesteśmy styranymi robakami, grającymi w chowanego przed słońcem
jesteśmy młodymi studentami, nudzącymi się na gładkich wykładach
jesteśmy intelektualistami, nie potrafiącymi powiedzieć ani słowa wśród
stada maszyn i myszy
jesteśmy poetami, piszącymi wiersz za wierszem
jesteśmy oczami, czytającymi księgę za księgą
jesteśmy dziećmi, stłumionymi przez tych starszych i doświadczonych
jesteśmy chorymi, rozkosznie tonącymi w cierpieniu
jesteśmy pacjentami, szukającymi pewności siebie
jesteśmy słuchaczami, rzygającymi na dźwięk rozmowy
jesteśmy mówcami, siedzącymi cicho z ładunkiem wybuchowym w mózgu
jesteśmy żulami, szczającymi i srającymi po winie i burakach czerwonym kolorem
jesteśmy włóczęgami, pałętającymi się po drogach nieskończoności
jesteśmy szaleńcami, zamkniętymi w surrealistycznej chmurze
jesteśmy kochankami, ruchającymi się kiedy mózg nam odpuszcza
jesteśmy paranoikami, myślącymi wciąż za dużo i wciąż za mrocznie
jesteśmy wisielcami, nie czującymi niczego
jesteśmy desperatami, chcącymi a nie mogącymi

Tomasz Popławski – Dzielą mnie trzy kroki od kałuży
QR kod: Tomasz Popławski – Dzielą mnie trzy kroki od kałuży