Pomór wiary

Na pogrzebie mojej wiary
Nikt się nie zjawił,
Oprócz robota z kurii i grabarzy,
Nie przyszedł ksiądz, który stwierdził zgon,
Ani mój przyjaciel,
Mimo że to on wyłowił ją z dna
I robił jej sztuczne oddychanie.
Wprawdzie obeszło się bez scen,
Ale rozkleiłem się, gdy trumnę spuszczali,
Bo wypada się popłakać
Na ostatnim przeżegnaniu.


Msza on-line

Mam twardy „grzech” do zgryzienia.
Pół biedy, gdybym był szczerbaty,
Ale jestem bezzębny
I nie stać mnie na implanty.

Przespałem refundację
Sztucznej szczęki.
Wyjechał w siną dal
Mój stały protetyk.

Muszę mamłać ten grzech, a nuż zmięknie
I rozpuści się w ślinie.

Ponoć własno-ustnie mogę
Rozgryźć go i wypluć do ścieku,
Ale żaden ze mnie gryzoń
Ani dziadek do orzechów.


Hamlet

W trakcie walki z myślami
(bez kasku i rękawic)
Słyszał buczenie, gwizdy
I inwektywy.

Zaraz padł na deski
Z podbitym okiem Opatrzności
I ze zwichniętym palcem Bożym
Od ciosu w narożnik.

Myśli o zgodzie na zło
Skakały z radości.
Sędzia na palcach odliczał
Dziesięć Przykazań Boskich.

Podniósł się jednak
Ostatkiem sił. Grając na zwłokę,
Niby na bani, trzyma się lin
I chwieje się, chwieje
W wierze do dziś.


Zniekształcenie uniwersyteckie

1.
Zrobiłem magisterium
Z bólologii
„W chorym ciele, zdrowy duch – źródła i konteksty”
Kto wie
Może otworzę przewód doktorski
W pustostanie
DPS-ie
Bądź na łożu śmierci
Póki co
Z „mgr” przed nazwiskiem
Milczę
Myję podłogę i kible

2.
Taki człowiek jak ja
Z podyplomowym zniekształceniem
Na renomowanej Golgocie
Po paru stażach
Za granicą wytrzymałości
Mówiący
Biegle po ludzku do ludzi
W Instytucie
Cierpiętnictwa
No i Bólologii
Zaocznie wykłada
Kostką brukową
Nieukom Drogę Krzyżową


Miś

1.
Nie styka, mimo że na co dzień
Stykam się z kobietami. Na ogół
Lustrują grubasa
Od znoszonych butów, przez zużytą duszę,
Po głowę, jak kartofel,
Z martwym zębem na przedzie,
Z krostami i rzadkim zarostem.
Chyba im się zdaje, że jestem ciepły,
Na bank – facetem bez perspektyw.
Inne zdrabniają moje imię, jakbym był
Upośledzony i potrzebował
Maminej pieszczoty. A ja tu walczę
Na śmierć i życie
Z cholerną potrzebą czułości.

2.
Niektóre kobiety traktują mnie,
Jak konfesjonał: wypłakują mi się
Z ciężkich przeżyć
I lekkiego podejścia „wszystkich” facetów
Do uczuć i seksu.
Mówią, mówią, mówią…
Z nadzieją na lustro. Moja twarz
Widocznie ma
Działanie wykrztuśne. Opluty
Walczę ze zmęczeniem,
Kiedy na koniec mową ciała proszą mnie
O rozśmieszenie.


Blichtr i sława

Sprostytuowałem się ze szmatławcem.
Honorarium za wiersz
Starczyło mi na parę skarpet i gacie.
Spec wpierw rozłożył mi kartki.
Miłej lektury, napisał redaktor.
Wielu z satysfakcją
Weszło, jak w masło, w moją prywatność.
A nie lepiej z wierszem do wychodka iść
(o ile długi i miękki papier)
I przy otwartych drzwiach podziwiać las,
I słuchać śpiewu ptaków?

Jacek Świerk – Sześć wierszy
QR kod: Jacek Świerk – Sześć wierszy