11 lutego w 1968 roku magazyn „Rolling Stones” napisał:

Nowy album Boba Dylana jest już dostępny i gramy go na naszych gramofonach i dociera do nas po falach radiowych (choć nie ma go wystarczająco dużo na falach radiowymi, Bóg to wie) i jest to ciepły, wspaniały zbiór mitów, przepowiedni, alegorii i piosenek miłosnych.

Dalej w tym samym artykule dziennikarz Ralph J. Gleason pisze:

I jego głowa jest na swoim miejscu, jest to wreszcie najlepsza wiadomość ze wszystkich.

Autor artykułu cieszy się z powrotu Dylana na scenę muzyczną, omawia nowo wydaną płytę, zatrzymuje się na pierwszej stronie, a tam tytułowy utwór to ballada, opowieść o telewizyjnym bohaterze „dzikiego zachodu” żyjącym poza prawem, ale jest przyjacielem uczciwych ludzi (nawiasem mówiąc, Dylan ten temat „wałkuje” często). W pewnym sensie tytułowy utwór nadaje ton całemu albumowi, ponieważ jest to muzyka w stylu country & western. Dziennikarz R.J. Gleson chwali jeszcze z tej strony balladę All Along the Watchtower.  Na stronie drugiej najbardziej spodobały mu się trzy utwory: Dear Landlord, Down Along the Cove and  I’ll Be Your Baby Tonight. Jak to sam określił te pięć utworów najbardziej po pierwszych przesłuchaniach płyty przypadło mu do gustu. Trzeba przyznać, że sporo jak na jedną płytę.

Dziennikarz zakończa artykuł stwierdzeniem: że głos Dylana stał się pełniejszy i cieplejszy, jak pokazuje ten album. Cynizmu cienka nutka  zniknęła. Poeta w sumie wyszedł zdrowo i cało z wypadku, całe życie „stanęło mu przed oczami” teraz cieszy się, że żyje. Wyśpiewuje  o wiele dłużej nuty niż kiedyś i podobnie jak dawnej pisze piosenki/teksty  zwodniczo prosto, i jak z przeszłości bogato korzysta z wszelkiego rodzaju banałów, zmieniając je lub dopasowując je do swoich potrzeb. (Tutaj dziennikarz bardzo delikatnie i elegancko pisze o banałach wręcz grafomanii Dylana, jest mu bardzo życzliwy i naprawdę cieszy się, że muzyk może kontynuować swoją karierę). Dodaje w wyważony sposób dodaje:  Jest to zwodnicze, bo poeta sugeruje użycie banału niż go zastosowanie/użycie go. Często robią to jazzmani, którzy potrafią w bardzo subtelny sposób banał tak przekształcić, że staje się nowym doświadczeniem. Na tych nowych doświadczeniach będzie nam najbardziej zależało i na niech najbardziej się skupimy.

Album John Wesley Harding przez wielu krytyków uważany jest za wyznanie wiary w Boga, odkrywaniem samego siebie,  w niej autor opisuje to, co musiał przejść i czego musiał doświadczyć, aby być w miejscu z którego teraz spogląda za siebie. Czy faktycznie Bóg Starego Testamentu stał się inspiracją tego jak zawsze w przypadku Dylana na pewno nie wiem. (Pojawiły się interpretacje, które opierały się na tym, iż Dylan studiował Stary Testament i album miał zdecydowanie biblijny wydźwięk. Dlatego też inicjały tytułu JWH potraktowano jako część niewymawialnego imienia Boga JHWH (Jahweh). Swoje przeżycia opisuje jako  pożary, które mało co go nie pochłonęły. Mówi o niebie, do którego o mało co nie trafił i o piekle, o które się otarł. Czy faktycznie tak było/jest spróbujemy dowiedzieć się na własną rękę analizując i interpretując niektóre utwory z tej płyty. Jest ona ósmym studyjnym albumem Boba Dylana wydanym w 1967 roku, oraz  pierwszym od czasu wypadku motocyklowego w lipcu 1966 r. W wywiadzie dla Anthoniego Scaduto poeta powiedział:

Zanim napisałem Johna Wesleya Hardinga, znalazłem coś, co we wszystkich wcześniejszych utworach napisałem. Odkryłem, że kiedy używam słów takich jak „on” i „to” oraz „oni”  to  mówiłem o nikim innym niż o sobie samym, naprawdę. Płyta John Wesley Harding powstawała z tą wiedzą w mojej głowie. Rozumiesz, naprawdę o tym nie wiedziałem wcześniej, że pisałem o sobie we wszystkich tych piosenkach. (249)

Harding był prawdopodobnie najbardziej oczekiwanym albumem przez wielbicieli artysty w jego karierze. Zarówno wytwórnia płytowa, jak i fani nie mogli się doczekać jej. Czy faktycznie jej, chyba nie, wcześniejszy psychodeliczny rock z albumu Blonde on Blonde, był zapowiedzią czegoś innego, nowego kierunku w którym poeta/muzyk podążał. Po wydaniu Harding przemysł rozrywkowy jak i fani znaleźli się w stanie szoku. Album ten, mimo odstawania od ówczesnych standardów muzycznych, tekstowych i graficznych, szybko osiągnął drugą pozycję na liście najlepiej sprzedawanych albumów i dał Dylanowi kolejną piątą złotą płytę. I to pomimo tego, że nie był wspierany przez single. Ukazał się on pod koniec roku 1967 i błyskawicznie wspinał się na  liście przebojów, plasując się między płytami Beatlesów i Rolling Stonesów.

Interview.  Rolling Stone by Jann S. Wenner

Jak długo nagrywałeś płytę John Wesley Harding?

Masz na myśli ile sesji? To zajęło trzy sesje, ale zrobiliśmy je w miesiąc. Pierwsze dwie sesje trwały od trzech tygodni do jednego miesiąca, a drugie około dwóch tygodni o do trzech.

John Wesley Harding – dlaczego nazwałeś ten album tak?

Cóż, nazwałem to tak, ponieważ była już ta piosenka John Wesley Harding.  Ale to nie miało większego znaczenia. Nazwałem ją tak, Jann, ponieważ miałem piosenkę John Wesley Harding, była ona długim utworem. Chciałem napisać balladę o… o czasach kowboi, starych kowbojów… no wiesz, prawdziwa długa ballada. Ale w połowie drugiej zwrotki zablokowałem się. Miałem gotowa melodię i nie chciałem jej zmarnować, to była fajna mała melodia, więc napisałem szybko trzecią zwrotkę i nagrałem to.

Ale to była głupia piosenka [śmiech]… to znaczy, nie jest to komercyjna piosenka, w jakimkolwiek sensie. Przynajmniej nie sądzę, żeby tak było. To była jedyna piosenka na albumie, która nie pasowała. I miałem ją umieszczoną tu i tam, a poza tym nie wiedziałem, jak nazwę cały album. Nikt też nie miał żadnych pomysłów. Umieściłem ją na końcu i umieściłem ją gdzieś w środku, ale to nie działało. Więc jakoś pojawił się pomysł, aby umieścić ją na początku i to zadziałało od razu…… wiesz, jeśli ktoś posłucha All Along the Watchtower i tego to powiedzą: „Wow, co to jest?” [śmiech].

Czy znałeś tego kowboja?

Wiedziałem, że ludzie będą się o niego pytać, gdy usłyszą piosenkę o nim, powiedzą: „Wow”, co to jest?  Wiesz, że wiele osób o niego pytało, ale  ja z góry wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałam, że ludzie będą słuchać tej piosenki i powiedzą, co jest tutaj grane, ale później wyodrębnią tę piosenkę. Gdybyśmy nie nazwali albumu John Wesley Harding i nie poświęcili tak dużej uwagi temu, aż ludzie zaczęli się nad tym zastanawiać… gdybym tak tego nie zrobił, ta piosenka nie pojawiłaby się i ludzie powiedzieliby, że została wyrzucona. Wiesz, pewnie traktowana byłaby jak pozostałe.

Zrozum, bardzo się staram, aby moje piosenki nie kolidowały ze sobą. To wszystko, co mogę zrobić. Umieść je wszystkie na dysku. Czasami jest to dla mnie bardzo denerwujące, kiedy słucham wszystkich tych ścieżek dźwiękowych. Słucham jednej, a potem wkładam inną, i ta której słuchałem wcześniej, wciąż jest w mojej głowie. Próbuję trzymać się od tego z daleka.

Dlaczego wybrałeś imię banity John Wesley Harding?

Cóż, pasuje do tempa. Pasuje do tempa. Właśnie to, co miałem pod ręką.

Jakie inne tytuły miałeś na album?

Nic innego nie przychodziło do głowy. To był jedyny tytuł. Ale w przypadku „Nashville Skyline”, tytuł pojawił się drugi tytuł John Wesley Harding, Tom II. Mieliśmy tak go nazwać… wytwórnia płytowa chciała nazwać go Love Is All There Is. Nie widziałem w tym nic złego, ale brzmiało to dla mnie trochę strasznie…


Dylan w jednym z wywiadów o albumie powiedział, że tytuł został wybrany właściwie przypadkowo: „Więc zorientowałem się, że najlepszą rzeczą do zrobienia byłoby wydanie go tak szybko jak to jest możliwe, nazwanie go John Wesley Harding, ponieważ to była jedyna piosenka, o której miałem pojęcie, o czym ona jest i dlaczego w ogóle jest na albumie”. Tytułowa postać, która nadała tytuł całej płycie ma być według słów Dylana nim samym, bo  z nią się identyfikował. Pomoże ona nam  (lub nie) zrozumieć to, co poeta powiedział wcześniej. Prawdziwym bohaterem piosenki nie jest pan Harding, ale pan Hardin. Kim był pan Hardin można się dowiedzieć z tekstu piosenki, ale czy on w przypadku Boba Dylana może być prawdziwy i czy jego autorowi możemy ufać?

Już w pierwszej zwrotce jest napisane, kim był bohater utworu:

John Wesley Harding
Przyjacielem biednych był
Podróżował z bronią gotową do strzału
O wsi do wsi
Otwierano przed nim wiele drzwi
Ale nikt nigdy nie słyszał
By skrzywdził uczciwego człowieka

Już w drugim wersie jest powiedziane, że był przyjacielem biednych, że drzwi do domów były dla niego otwarte, i jak było wiadome wszem i wobec, nigdy nie skrzywdził uczciwego człowieka.  Warto przyjrzeć się mu bliżej. Jak podają źródła, John Wesley Hardin (1), zabił w sumie 44 mężczyzn  (różne źródła podają różne liczby od 22 do 44 osób) w ciągu swojego życia, jeszcze  przed osiągnięciem 23 roku życia. W 1868 roku, w wieku 15 lat, wdał się w walkę zapaśniczą z byłym niewolnikiem o imieniu Mag, „rozkwasił” mu nos, wtedy Mag  oświadczył, że „żaden biały człowiek za taką zniewagą nie może żyć”. Następnego dnia, gdy Mag podszedł do niego, by rzucić mu wyzwanie, Hardin wyciągnął pistolet i go zastrzelił. Texas po wojnie domowej znajdował się pod okupacją Armii Unii, a Hardin uważał, że nie otrzyma sprawiedliwego procesu za zabicie Murzyna, więc postanowił uciekać przed prawem. (Stąd też przepuszczenia, że Hardin był zwolennikiem niewolnictwa). Miesiąc później zabił trzech ścigających go żołnierzy Unii, a krewni Hardina ukryli ciała zabitych. (Zabicie żołnierzy Unii  go ścigających spowodowało, że stał się według kilku źródeł przeciwnikiem Unii).

W wieku 17 lat pracował jako szef szlaku pędzącego bydło w Teksasie, wdał się w kłótnię z meksykańskimi kowbojami, którzy próbowali popędzić swoje krowy przed jego stadem. Wdał się z nimi w sprzeczkę, która szybko wymknęła się spod kontroli i w ciągu kilku minut zabił sześciu Meksykanów.

W Abilene w Kansas zaprzyjaźnił się z lokalnym szeryfem „Dzikim Billem” Hickokiem. Przyjaźń skończyła się, gdy Hardin „przypadkowo” zastrzelił gościa hotelowego w pokoju obok, tylko dlatego, że ten głośno chrapał i nie dał mu  się wyspać. Gdy szeryf Hickok przybył, by o aresztować za morderstwo,  ten ukradł konia i uciekł.

W drugiej zwrotce John Wesley Hardin jest już żonatym mężczyzną. W 1871 r. Ożenił się ze swoją ukochaną, Jane Bowen, szanowaną dziewczyną, której ojciec był właścicielem sklepu w mieście. Mieli dwoje dzieci. Stąd wers „ With his lady by his side”. Jane pozostała wierna mężowi pomimo jego przeszłości i ciągłych nieobecności w domu, (wciąż ukrywał się przed prawem). Po zabiciu zastępcy szeryfa Charlesa Webba (jego 40. ofiary) w Comanche w Teksasie, Hardin postanowił opuścić Teksas ze swoją żoną.  W balladzie jest wymieniona miejscowość Chaynee County, zapewne w stanie Nebraska.

To było w powiecie Chaynee
O czasach których mówią
Była pewna pani  jego boku
Musiał coś tam załatwić z doskoku
I wkrótce sytuację
Wyprostował wypolerował
Zawsze był bardzo uczynny
I brał w obronę niewinnych

Zwrotka kończy się stwierdzeniem, że Hardin był znamy z tego, że zawsze służył pomocą potrzebującym.  Ale tak to już jest, literatura sobie, a życie pisze swoje scenariusze i powieści.

W trzeciej zwrotce  dochodzimy do końca życia  rzeczywistego bohatera i ballady i całej historii. Hardin bezustanie chowający się i uciekający przed prawem ukrył  się wraz z żona na Florydzie  pod pseudonimem Mr. i Mrs J. H. Swain, ale po dwóch latach detektywi  znaleźli ich. Wtedy uciekli do Alabamy, gdzie w 1877 roku został złapany. Przywieziono go do Teksasu, gdzie  w Austin  za śmierć zastępcy szeryfa Charlesa Webba, został skazany na 25 lat więzienia.

Po drutach telegrafu
Nazwisko jego biegło
Ale on nie był wcale w strachu
Nikt nie mógł zarzucić mu nic
I nie było człowieka
Co mógłby zakuć go w kajdany
Taki sprytny był skubany
Nigdy nie popełniał błędów z tego był znany.

Piosenka  mówi o tym, że „nie było człowieka // Co mógłby zakuć go w kajdany”. Ale wiemy, że został złapany i zakuty w kajdany. W 1894 roku, po odbyciu 15 lat kary  więzienia i wkrótce po śmierci żony, Hardin został ułaskawiony przez gubernatora Teksasu Jima Hogga. W  ciężkim więzieniu nie marnował czasu, studiował prawo, na wolności otworzył praktykę prawniczą w El Paso w Teksasie. Długo nie pożył, policjant John Selmana, któremu groził kilka dni później zauważył go grającego w kości w Salonie Acme. Podszedł do niego i strzelił mu w tył głowy, zabił go na miejscu. Hardin miał 42 lata. Bardzo ciekawa postać i można by napisać o niej całą książkę, ale wracajmy do Dylana.

Przypatrzymy się bliżej temu utworowi Hardin  składającemu się z trzech zwrotek, w pierwszej jest siedem wersów w dwóch następny po osiem wersów. Dylan śpiewa  ją z perspektywy trzeciej osoby: „Was a friend to the poor”   czy “ He opened a many a door” albo „But he was never known” . W utworze tym występuje w roli gawędziarza, narratora, który przygląda się swojemu bohaterowi, jego trudnej sytuacji w której się znalazł. Jest to opowieść o człowieku wyjętym spod prawa, ale który mimo tego fascynuje narratora, bo ten od „wczesnego dzieciństwa” można tak powiedzieć był zainteresowany opowieściami o „Dzikim Zachodzie”. Jego bohaterami byli ludzie wyjęci spod prawa, uciekający przed sprawiedliwością, która wcześniej czy później ich dopadła.  W świetle prawa to zwykli bandyci, którzy w jakiś sposób zdobyli zaufanie, a przede wszystkim sympatię ludzi ubogich, którzy z różnych powodów z nimi sympatyzowali, np. zabijając żołnierzy Północy na Południu Stanów, uważano ich za bohaterów. Stali się nimi, jeśli nie za życia, to po śmierci dołączając do tak zwanych „legendami Zachodu”.  Poeta ocenił swojego bohatera ballady pozytywnie, być może myślał o nim jako o współczesnym Jezusie,  który na koniu z pistoletami  ukrywa się, przemieszcza z miejsca na miejsce po całym Dzikim Zachodzie. Dla niego drzwi stały otworem, był przyjacielem biednych,  nigdy nie skrzywdził uczciwego człowieka w myśl Ewangelii św. Mateusza: Nie sądźcie, że przyszedłem nieść pokój po ziemi. Nie przyszedłem nieść pokoju, lecz miecz. Miecz został zastąpiony pistoletami, a wszyscy, którzy znaleźli się w zasięgu wzroku lub kuli z pistoletu Hardin’a musieli zachować spokój i pokój. Cokolwiek by słowa piosenki nie znaczyły dla nas słuchaczy, Dylan tak właśnie rozumiał postępowanie Hardin’a. Natomiast bezwzględna historia widziała w nim mordercę.

O czym jest płyta mówiła już sama okładka i nie trzeba było mieć wielkiej wyobraźni aby zrozumieć, że nawiązywała ustylizowanym zdjęciem  na którym była grupa pionierów Dzikiego Zachodu lub jedną z licznych band rabusiów.  Jak podają źródła (2), oprócz Dylana do zdjęcia pozował lokalny (z Woodstock) farmer-stolarz Charlie Joy oraz dwaj Baulowie ubrani w stroje ludu Baul z Bengalu w Indiach. Baulowie, znani ze swojej szczególnej kultury muzycznej, byli wówczas gośćmi Alberta Grossmana, menadżera Dylana i występowali w Nowym Jorku. Dylan odbył z nimi sesję nagraniową i wykorzystał ich, bo w jakiś sposób przypominali mu orszak Trzech Królów, chociaż było ich czterech.

Jest to płyta napisana w pierwszej osobie.  Na dwanaście utworów na niej aż pięć ma w tytule zaimek osobowy „I”.  „As I Went Out One Morning, poprzez  „I Dreamned I Saw St. Augustine” i “I Am a Lonesome Hobo (włóczęga/robotnik sezonowy) oraz “I Pity the Poor Immingrant, a skończywszy na ostatnim utworze  “I’ll Be Your Baby Tonight”. To świadczy o tym, że autor  miał bardzo osobisty stosunek do niej, gdy ją stwarzał. Jest ona pełna banitów, wspomniany już Harding, jest też Hobo, są biedni imigranci. Są sławni wybitni ludzie:Tom Pain i Święty Augustyn, jest sporo, cytatów,  obrazów religijnych ze Starego i Nowego Testamentu. Czas spędzony na rekonwalescencji przez poetę, nie był czasem straconym, spędził go studiując Torę i Biblię. (Chociaż żona Sara była za filozofią Zen i Buddyzmem). Powstał album country (brzmienie wiejskiej Ameryki) apokaliptyczne wizje (”All Along the Watchtower”), religijne alegorie (”I Dreamed I Saw St. Augustine” i „The Wicked Messenger”), problemy osobiste (”Dear Landlord”), niewiarygodne opowieści (”The Ballad of Frankie Lee and Judas Priest”), zabronione miłości (”Down Along the Cove”) i diagnozy społeczne (”Drifter’s Escape”).

Tutaj raz jeszcze kłania się jego mistrz Woody Guthrie, pieśniarz ludowy, który swoją twórczością podświadomie „zakodował” młodego chłopca będącego jeszcze uczniem szkoły średniej. Dylan był w niego zapatrzony i po prostu go uwielbiał, niewiele umiał, nie znał też innych piosenek poza piosenkami Woody’go.  Dylan jako młody człowiek na początku lat 60., identyfikował swoją początkującą twórczą i osobowość z piosenkarzem ludowym a z czasem z piosenkarzem protest songs. Jako artysta solowy uzbrojony w gitarę akustyczną i harmonijkę, uosabiał wiele elementów klasycznej amerykańskiej muzyki ludowej. Młody, jeszcze nie „opierzony”  Śpiewał o ruchu robotniczym i związkowym i trudnym życiu ubogich, w pieśniach ich bronił, był po ich stronie, i o tym wszystkim nie miał większego pojęcia.  Z czasem był po stronie protestujących przeciwko niesprawiedliwości,  wtedy powstawały piosenki/ballady antywojenne i antyrasistowskie. Zaraz po przyjeździe do Nowego Yorku, otarł się o ludzi związanych z Komunistyczną Partią Stanów Zjednoczonych, którzy  byli od niego dwa razy starsi, ale spodobali mu się i on im też. Od nich się uczył „swojego artystycznego marksizmu”,  rozwinął go a nawet pogłębił swoją myśl poetycko- marksistowską. Dlatego nie powinny dziwić nas takie sformułowania jak: „John Wesley Harding // Was a friend to the poor”. Czy można by go porównywać z Chrystusem i religią, przecież był on przyjacielem biednych, wręcz nakazywał bogaczom, aby pozbyli się majątków i poszli/naśladowali Go. Ale lewicowość Dylana i zachłyśniecie Dylana Marksem, którym odrzucił religię porównując ją do narkotyku nie przeszkadzało/nie przeszkadza mu wciąż tworzyć w duchu chrześcijańsko/komunistyczno/lewicowym. Dla niego tak samo jest ważny Marks i jego wyznawcy/apostołowie/uczniowie jak i Chrystus i jego wyznawcy/apostołowie/uczniowie. Dlatego na jednej płycie na tej samej stronie jest Harding przyjaciel biednych i uciśnionych i święty Augustyn przyjaciel biednych i uciśnionych. Nawet ich korzenie były bardzo podobne, i mieli rodziców (matka świętego i ojciec Hardin’a) bardzo wierzących i praktykujących chrześcijan. Piosenkę o  bardzo ważnym ojcu kościoła, świętym zatytułował Przyśnił mi się święty Augustyn. Łatwo jest zauważyć, że Dylan bardzo lubi umieszczać nazwiska znanych i nieznanych ludzi w tytułach swoich piosenek. Dylanowski święty nie wiele ma wspólnego z tym prawdziwym świętym, ale za to ma sporo wspólnego z Johnem Wesleyn i chyba o to najbardziej poecie chodziło. Sprawy, które dotyka w tym krótkim utworze liczącym tylko 24 wersy rozpisanych na trzy zwrotki niczego nowego do wielkiej dyskusji o świętym, jego postawie, i wpływie na kulturę i chrześcijaństwo, ale poeta ludowy dołączył się do dyskusji którą prowadzi kościół od wielu stuleci. Dorzucił swój jeden utwór/wiersz/ piosenkę do powstającej przez wieki wielkiej góry słów.                                                                .

Przyśnił mi się święty Augustyn,
Żywy jak ty i ja,
Co przez dzielnice,
Największej nędzy gna,
Z kocem pod pachą
W płaszczu z czystego złota
Szukając prawdziwych dusz
Którym został już sprzedany

Augustyn w tej zwrotce gna przez dzielnice nędzy z kocem pod pachą, With a blanket underneath his arm, jak kowboj z kocem przymocowanym do siodła, który wędruje z miejsca na miejsce, jak prorok, można dodać. Gorzej jest jednak z metaforą And a coat of solid gold // W płaszczu z czystego  złota, jak ją zrozumieć.  Czy może być ona rozumiana, jako symbol ludzkiej korupcji lub zdemoralizowania?  Nie ma  to chyba większego sensu objaśniać ją jako symbol kamizelki kuloodpornej, bo takiej John Wesley nie miał. Zwrotka kończy się poszukiwaniem dusz przez świętego i do tej czynności został powołany: Searching for the very souls // Whom already have been sold. Dylan użył mocnego czasownika „sold”, te handlowe słowo jednak dobrze oddaje i charakter świętego i kowboja, bo oni „całym sobą” oddawali się temu co robili, zaprzedawali się sprawie.

Druga zwrotka rozpoczyna się krzykiem/głosem świętego: Arise, arie,  wstawajcie, wstawajcie, głosem, który nie znosił sprzeciwu. Świadczy to tylko o tym, że święty był bardzo przekonany do tego co chciał powiedzieć , i nawet nie zakładał, że może być jakikolwiek sprzeciw tych do których chciał to powiedzieć.  Na osiem wersów w całej zwrotce święty mówi w siedmiu. Zastanawiający jest wers piąty w tej zwrotce, gdy poeta mówi o męczenniku.

Nie ma już teraz wśród was męczennika,
Którego możecie uważać za swojego, 

Jak wiemy św. Augustyn umarł raczej w spokoju, a Hardin zastał zastrzelony strzałem w tył głowy, a Harding był znany z tego,  że nigdy nie robił głupich ruchów czy posunięć na swojej szachownicy życia.

W trzeciej ostatniej zwrotce napotykamy na największe problemy ze zrozumieniem jej, bo w żaden sposób nie możemy obu omawianych już postaci zestawić ze sobą, po prostu w tej zwrotce do siebie nie pasują. Narratorowi piosenki śni się święty, ale z ognistym oddechem.

Przyśnił mi się święty Augustyn
Żywy z ognistym oddechem.

Ten „fiery breath” może się czytelnikowi/słuchaczowi kojarzyć ze smokiem lub diabłem ziejącym piekielnym ogniem.

Nie wiemy też dlaczego narrator czuje się tak okropnie, budzi się przerażony, ze świadomością, że zabił, lub przyczynił się do śmierci świętego Augustyna. Jak już zostało powiedziane, święty umarł w spokoju, we własnym łóżku żyjąc ponad 70 lat. Być może nie chodzi tutaj o „przełożenie palca” do śmierci w bezpośredni sposób, ale poprzez własne grzechy (kto ich nie ma?!), którymi przyczynił się do jego śmierci nie przestrzegając praw i nakazów boskich. Najprostszym wytłumaczeniem jest to, że Dylan nie zgadzał się ze św. Augustynem i go zabił. Ale czy można zabić kogoś, tylko dlatego, że się z nami nie zgadza? John Wesley zastrzelił człowieka, tylko dlatego, że mocno chrapał i nie dał mu się wyspać.  Ale to nie jest żadne sensowne wytłumaczenie. A może święty został zabity dlatego, że miał ów „fiery breath” , który nawet się rymuje  ze słowem „death” / „śmierć”. Czy święty okazał się „fałszywym prorokiem” i dlatego został zabity we śnie narratora? Jeśli tak, to dlaczego obudził się on „in anger” , i „and terrified”.  I co mają oznaczać ostatnie dwa wersy piosenki w których narrator stwierdza, że

Przyłożyłem palce do szyby,
Spuściłem głowę i zapłakałem.

Jak wiemy, szkło jest przeźroczyste, przez nie widzimy i jesteśmy widziani, ale stanowi ono barierę, która ustawiona wokół nas może chronić nas przed światem zewnętrznym. Może być takim akwarium, szklaną klatką, która chroni ludzi przed ludźmi. Dlatego przyłożony palec do szyby, to takie sprawdzanie samego siebie, ta przeszklona ściana oddziela nas od reszty społeczeństwa/ świata.

I śniło mi się że byłem wśród tych,
Którzy go uśmiercili.
Och, obudziłem się w złości,
Bardzo samotny i przerażony,

To był bardzo zły sen, w którym poeta przedstawia swoja filozofię a może punkt widzenia z którym można się zgodzić lub nie, ale trzeba przyznać, że ma umysł ciekawy i dociekliwy, że sprawy religii nie są mu obojętne, że wypadek, choroba przyczyniły się do tego, że więcej myślał o Bogu niż świecie z którego wyrwał go wypadek motocyklowy.

All Along the Watchtower

Po rozmowach o dwóch bohaterach z poprzednich piosenek, w których bardzo możliwe było to, że to sam autor, Bob Dylan, był ich bohaterami/podmiotem lirycznym, ale teraz porozmawiajmy o jednej z najbardziej znanej z tej płyty piosence, m.in. dzięki Jimowi Hendrix’sowi, All Along the Watchtower, która rozpoczyna się cudzysłowem, „The must be some way to out of here,” powiedzedział „the joker to the thief”.  Autor utworu „wrzuca” czytelnika/słuchacza w środek rozmowy, kim jest „żartowniś/błazen, a kim „złodziej” i gdzie jest „here/tutaj”, miejsce z którego rozmówca chce uciec. Wiemy, że chce się wydostać i uciec, i to tworzy atmosferę dramatu utworu od pierwszego wersu.  The Watchtower to utwór, który jest dialogiem pomiędzy tymi dwoma osobami, w pierwszej zwrotce mówi „joker” a w  dugiej „thief”. Jokera lub błazna można ogólnie postrzegać jako reprezentanta artysty w tym przypadku samego Boba Dylana. To on jest żartownisiem, który rozbawia publiczność i króla, czasem ich nawet irytuje i prowokuje, ale jako błaznowi dużo mu wolno i na dużo mu publiczność pozwala. Tak było od stuleci. Kim jest  złodziej, kto ktoś wyjęty spod prawa, który nawet sam może ustanawiać prawa i być prawem, ale błazen i złodziej, to obcy sobie ludzie, oni patrzą na rzeczywistość z zupełnie innych punktów widzenia. Są sobie obcy jako ludzie i nie mają wspólnych interesów.

Jest jeszcze jedna możliwość, że błaznem i złodziejem, jest jedna i ta samo osoba, narrator, czyli autor piosenki Bob Dylan, i nie jest to dialog pomiędzy dwoma osobami, ale dialog wewnętrzny, artysty z samym sobą, czyli artystą. Dylan jako autor wielokrotnie był oskarżany o „ bezprawne pożyczanie” sobie czyjś myśli, słów, zdań, pomysłów, etc. Korzystał i wciąż korzysta bezprawnie nie tylko z tradycji ludowej (słów i muzyki) z twórczości żywych i umarłych poetów jak chce i ile  chce to z nich bierze. Ale wracajmy do utworu. Następne trzy wersy pierwszej zwrotki  to narracja Błazna, który wyjaśnia mam dlaczego chce uciec z wieży.

„Jest zbyt wiele zamieszania, oko me się nie zakleja.
Ludzie biznesu piją moje wino, oracz orze moje pole,
Żaden z nich nie jest grosza wart w swoim żywiole.”

Jest to bardzo dziwne, bo Dylan/Błazen mówi, że wokół jest sporo zamieszania, on nie może odpocząć sobie/ zmrużyć oka, ale najdziwniejsze jest to, że ludzie biznesu piją jego wino, a oracz ora jego pole i żaden z nich nie zdaje sobie sprawy z wartości wina i pola, nie wiedzą, jakie to jest cenne. Oczywiście lista rzeczy, do których joker może mieć pretensje, może być o wiele, wiele dłuższa.  Wiemy, że sam błazen nie sieje i nie ora i nie zbieram winogron na wino,  zaimek „my” może być „workiem, i wszystkiego do niego można by wrzucić. Błazen pełni rolę prześmiewcy nawet szydercy poprzez swoją twórczość. Nie tylko on jeden jest błaznem. W dzisiejszych czasach rolę błaznów mass media i różnego rodzaju doradcy, którzy podpowiadają politykom i możnym to, czego inni by im nie powiedzieli. W ten sposób na przestrzeni dziejów błaźni dworscy stali się doradcami posłów i kongresmenów, senatorów i milionerów.

W drugiej zwrotce, jak już zostało wspomniane bardzo elokwentnie i uprzejmie mówi złodziej. Mówi on ze zrozumieniem i nawet sympatią do błazna, sprawia wrażenie, że go rozumie, docenia jego wysiłek.

„Nie ma powodów, by się ekscytować”, uprzejmie powiedział złodziej,
„Wielu wie, że życie nasze diabła warte, to nie dobrodziej.
Ty i ja już przez to przeszliśmy, i nie jest to nasze przeznaczenie,
Nie rozmawiajmy fałszywym tonem, godzina późna, po co to ględzenie”.

Złodziej, aby podeprzeć swój argument, że nie ma powodów, aby się ekscytować, mówi wprost, że nasze życie to żart, tak odczuwa to i widzie wielu z nas. „There are many here among us who feel that life is but a joke.” Dodaje w następnym wersje, że już przez to przeszliśmy, mamy poza sobą, teraz niech się inni z tym „problemem” meczą, to nie jest naszym przeznaczeniem. Nie udawajmy, nie przybierajmy fałszywych póz, szkoda na tę grę czasu. Dramat wzrasta i ostatecznie mówi: “the hour is getting late” robi się późno, po co szczerbić język, i tak nic nie zmienimy. Mówi to szczerze i przekonywająco, ale nie doczekamy się końca rozmowy. Dylan zastosował przerzutnię i ostatnie dwie zwrotki są już nie związanie z powyższym dialogiem. Dialog się urywa i narrator opisuje wieżę, w której książęta obserwują, co się dzieje na zewnątrz w świecie.

Z wieży książęta łypały okiem jak zwierz,
kobiety przychodziły odchodziły, służba na bosaka też.

W oddali żbik groźnie warczy, wyciąga szyje,
Dwaj jeźdźcy nadjeżdżają, wiatr już wyje.

Utwór niczym scena teatralna zapełnia się kobietami i bosymi sługami, książętami, panorama się „rozrasta’, z daleko rozlega się żbika mruczenie/warczenie (musi być bardzo głośne mruczenie skoro słuchać go z „Outside in the distance”). Z tego opisu możemy wywnioskować, że wieża znajduje się gdzieś w środku lasu, jakieś dzikiej natury, są symbolem niebezpieczeństwa, które się czai. Napięcie dramatu wzrasta, bo w ostatnim wersie wiersza pojawiają się jeźdźcy, jest ich wprawdzie tylko dwóch, ale wnoszą spory niepokój w utwór. Jeźdźcy zbliżają się do wieży, zrywa się mocny wiatr, wyje, być może będzie burza. Zastanowić się można nad tym, czy ci dwaj jeźdźcy to błazen i złodziej? Wiemy na pewno, że żbik jest umieszczony na zewnątrz wieży, ale są umieszczeni ci dwaj głowni bohaterzy dialogu? W wieży czy zewnątrz?

Utwór bardzo krótki, chociaż ma cztery zwrotki, to tylko pierwsze dwie mają po cztery wersy, a dwie ostatnie po dwa. Wersy są bardzo długie, co nie jest nowością w twórczości Dylana, ale co może być zaskoczeniem to, że nie ma w tym oszczędnym i powściągliwym utworze ani powtórzeń, ani refrenu, ani chórków i jest napisany prozą poetycka, jasną i zrozumiałą. Język jest prosty, ale słuchasz/czytelnik odczuwa napiętą atmosferę w słowach, wersy są wypełnione tonem dramatycznym. Wyróżnia to ten utwór choćby od utworów z wcześniejszej płyty „Blonde on Blonde”.  Wielu badaczy twórczości Dylana twierdzi, że w tym utworze poeta nawiązuje po raz kolejny do Starego Testamentu do księgi Izajasza, ale czy tak faktycznie było, nie jesteśmy w stanie tego jednoznacznie powiedzieć.  Są też tacy co uważają, że złodziejem jest poeta, przyjaciel autora Allen Ginsberga, bo ostatnim słowem w wierszu jest  słowo „howl”, które ma nawiązywać do słynnego poematu Ginsberga, ale i a hipoteza nas nie przekonuje.  Na koniec warto dodać, że wiele słów, myśli, zadań z tego wiersza zostało zaadaptowane do codziennego języka ;– “life is but a joke”…. “this is not our fate”…. “the wind began to howl”, to już samo mówi za siebie, jak bardzo poeta wrósł w kulturę amerykańska.

My Landlord i  Albert Grossman

Jest to utwór, który jest tak samo napisany jak inne na tej płycie m.in.  Drifters Escape, Lonesome Hobo, Poor Immigrant, Wicked Messenger. As I Went Out One Morning, I dreamed I saw St Augustine, All along the watchtower. Świadczy to o tym, że płyta była dobrze zaplanowana i przemyślana i tak kompozycyjnie ułożona, ze wszystko grała jak w „szwajcarskim zegarku”.

Anthony Scaduto:  Drogi Landlord był postrzegany przez wielu krytyków jako wiadomość od Dylana do Alberta Grossmana i innym komercjalizacja, mówiąc im, że ma ich dość. Niektórzy przyjaciele mówią, że Grossman tak samo to zrozumiał. Ale ta interpretacja mija się z prawdą, ponieważ w tej piosence Dylan opisuje swoje próby uporania się z pęknięciem pomiędzy wewnętrzną istotą a zewnętrznym człowiekiem. (254).

Jest to bardzo ciekawe co A. Scaduto (3) mówi, ponieważ jest on nie tylko wielbicielem twórczości Dylana, ale i dziennikarzem i krytykiem muzycznym, który spory dorobek swojego życia właśnie poświęcił Dylanowi i muzyce w ogóle. Dla nas jest ważne stwierdzenie, że menadżer Dylana wspominany przez nas wielokrotnie A. Grossman myślał, że piosenka Dear Landlord jest poświęcona jemu, jego osobie i relacjom pomiędzy nim, a Dylanem, a ogólnie mówiąc relacji pomiędzy nim, a jego artystami, bo jak wiemy Grossman miał/zarządzał dziesiątkami, jeśli nie setkami artystów, którzy mu podlegali. (Wśród niech była Joan Baez oraz Janis Joplin). Jest o jedna z wielu teorii/hipotez o tym o czym jest ta piosenka, o panie Landlordzie, który zarządza wieloma duszami, który decyduje, kto, gdzie i z kim wystąpi na scenie, co powie i ile za to dostanie. Stąd też słowa Dylana Dear Landlord, którymi rozpoczyna każdą z trzech zwrotek piosenki.

1 zw.

Drogi panie
Proszę, nie wyceniaj mojej duszy
Moje brzemię jest ciężkie

2 zw.

Drogi panie,
Proszę, weź pod uwagę słowa, jakie wypowiadam
Wiem, że dużo cierpiałeś
Ale nie jesteś w tym taki wyjątkowy

3 zw.

Drogi panie,
Proszę, nie odrzucaj mojej sprawy,
Nie będę się kłócił,

Czy po przeczytaniu tego wiersza/piosenki Grossman mógł pomyśleć, że to o nim, tego już się chyba nigdy nie dowiemy. Wiemy natomiast, że Dylan bardzo często pisał piosenki o swoich bliskich, przede wszystkim o tych, których w pewien sposób nie lubił, albo którzy mu pomogli, a później zaszli mu za skórę. Napisał o swoich narzeczonych Suze Rotolo i jej siostrze Carlo Rotolo, napisał o Joan Baez, parodiował słowa piosenek Beatlesów i dziesiątki jeśli nie setki innych wykonawców. Korzystał z ich dorób intelektualnego właściwie bezkarnie. Dlaczego więc nie miałby napisać „coś” o Grossmanie swoim „prawie ojcu”, z którym miał na „pieńku” od dawna, z którym kilkanaście miesięcy po wydaniu tej płyty J.W.H. rozstał się na zawsze.

Grossmana zgubiła jego pazerność/chytrość i bezkarność, ponieważ artyści, którymi się „opiekował’ często i gęsto byli w świetle prawa bez niego okradani. Nakładał na nich przeogromne haracze, za swoją pracę, okradając ich z ich praw autorskich, „źle sporządzonych umów”.  Zarobione pieniądze inwestował w nieruchomości i restauracje, z czasem nawet otworzył własne studio nagrań. Ludzi mówili na niego baron/właściciel ziemski z Bearsville. (Mała miejscowość/dziura,  koło Woodstock sto mil od nowojorskiego Manhattanu).  I gdy Dylan  śpiewał  „Dear landlord please don’t put a price on my soul”, dla wielu, którzy byli w temacie/znali sprawę/ relacje pomiędzy artystą i menadżerem, od razu wiedzieli, o co  chodzi.

Tym bardziej, że na tej samej płycie znalazła się piosenka I Pity the Poor Immingrant, w której to Dylan jest biednym imigrantem (nie wiemy, dlaczego jest imigrantem, i czy na pewno nim jest?), który …who falls in love with wealth itself and turns his back on me”, tego co zakochał się w bogactwie i wystawił mnie do wiatru. Czy faktycznie poeta tutaj mówi o Grossmanie, tego nie wiemy. Samo zdanie/słowo wealth, jeszcze niczego nie sugeruje, ani nie podpowiada, ale jest właśnie wielu którzy tak twierdzą.

Są też sympatycy Grossmana między innymi zatwardziały obrońca jego Peter Yarrow z zespołu Peter, Paul and Mary, który twierdził, że tragiczna śmierć Janis Joplin złamała mu serce, a on sam poczuł się wypalony. Stracił poczucie rzeczywistości pod koniec lat 60. Następnie usprawiedliwia postępowanie Grossmana próbując rozmyć jego niecne czyny. Jasno wynika z jego wypowiedzi, że bez Grossmana nie było by zespołu Peter, Paul and Mary, a także Boba Dylana. Jak już zostało powiedziane Grossman traktował Dylana i innych artystów po ojcowsku i faktycznie wielu artystów to potwierdza, ale kazał sobie za takie traktowanie słono płacić. Yarrow nawet posunął się do stwierdzenia, że to właśnie menadżer stworzył artystycznie i biznesowo Dylana, że to dzięki jego pomocy Dylan „made it”, czyli odniósł sukces. I trudno jest temu stwierdzeniu jednoznacznie zaprzeczyć.

O Grossmanie mówią też pozytywnie jego dawni znajomi, z którymi robił biznes. Adwokat jego przez kilka lat i wieloletni adwokat Dylana w jednej osobie, David Braun, twierdzi, że Grossman był „najbardziej utytułowanym menedżerem w historii… mądrym  jak mało kto w biznesie… człowiek, który wymyślił osobisty pełny etat zarządzanie.” Braun mówi, że Grossman zasadniczo zmienił tradycyjnie nierówne relacje między artystami, a wytwórniami płytowymi i wydawniczymi.

Natomiast wieloletni prezes  Electra Records, Bob Krasnow, przyjaciel i współpracownik firmy Grossmana, zgadza się z tym. „To, co widzisz dzisiaj w branży muzycznej, jest wynikiem Alberta” – utrzymuje. „ On zmieniłem całą ideę  sposobu negocjacji, Albert zrozumiał, że muzyka staje się branżą”. „Był pierwszą osobą, która zdała sobie sprawę, że w biznesie muzycznym są też prawdziwe pieniądze” – powiedział Braun.

„Rolling Stone” wywiad (4)

Wywiad Jenny z Bob jest obszerny i wielowątkowy, dlatego pozwolimy sobie na jeszcze jeden wątek tej rozmowy, tym razem dotyczący zmian muzycznych. Dylan odpowiada na pytania, właściwie nie odpowiadając na nie, w  sumie nie wiemy, czy coś wiedział o JWH, czy nie. Jeszcze w tym wywiadzie Dylan nie przeczuwa żadnej wielkiej burzy, mówi o Grossmanie, jako o człowieku zajętym, który próbuje „jeść czereśnie z kilku drzew jednocześnie”, ale wiadomo, że tak się nie da zrobić. Jego biznesy nie związane z przemysłem muzycznym, zabierają mu mnóstwo czasu, Dylan o tym wie, ale mówi spokojnie. Ciekawe jest zakończenie wywiadu, gdy Dylan po „x” odpowiada na te same pytania ze stoickim spokojem.

Właściwie dużo się mówi o tobie i Albercie Grossmanie, o twoich relacjach z Albertem Grossmanem.

No cóż… o ile wiem, sprawy pozostaną takie same, aż do końca naszego kontraktu. A jeśli nie podpiszemy kolejnego kontraktu lub jeśli nie przyłoży do tego ręki, aby zaplanować  kolejne koncerty lub wziąć udział w którejś z moich następnych projektach, to tylko dlatego, że jest zbyt zajęty. Ponieważ ma teraz wiele spraw na głowie… tak trudno mu będzie być we wszystkich miejscach na raz w jednym czasie. Wiesz co mam na myśli, że wiesz, to stare powiedzonko… nie możesz złapać dwóch srok za ogon. Wiesz co mam na myśli?

Kiedy wygasa twoja umowa z nim?

W tym roku.

Miałeś opuścić Columbia i podpisać kontrakt z MGM? Milion dolarów… co się z tym stało?

To…poszło z dymem.

Czy chciałeś nowej wytwórni?

Nie, nie.

A kto chciał?

Myślę, że moi doradcy.

Rozumiem, że nie miałeś ostatnio żadnych problemów z Kolumbią, tak jak kiedyś na początku…

Nie.

Czy wiesz dokładnie, ile piosenek, które nagrałeś, nie zostało wydanych?  Ile piosenek z płyt „John Wesley Harding” czy „Blonde on Blonde”? Czy wiesz ile?

Cóż, staramy się je wszystkie wykorzystać. Może być ich kilka, które zostały odłożone na kiedy indziej.

Jak postrzegasz siebie? Jako poetę, piosenkarza, gwiazdę rock and rolla, żonatego mężczyznę…

Wszystkich tym. Widzę siebie jako wszystko. Żonaty, poeta, piosenkarz, autor tekstów, opiekun, strażnik… wszystko. Jestem tym wszystkim. Czułbym się „ograniczony”, gdybym  musiał wybrać jedno lub drugie. Nie?

Jesteś zobowiązany zrobić jeden album rocznie?

Tak.

Jeden? Nic więcej?

Nie, chciałbym zrobić więcej. Zrobiłbym ich dziesiątki, gdybym mógł być w pobliżu studia. Staję się po prostu leniwy, Jann. Właśnie dochodzę  do siebie, więc tak naprawdę nie zastanawiałem się zbytnio nad wydaniem czegoś naprawdę nowego i innego.

Słyszałeś  o album Joan Baez ze wszystkimi twoimi piosenkami…

Tak, słyszałem … Ogólnie mówiąc, podoba mi wszystko, co ona robi.

Czy są jacyś konkretni artyści, których lubisz, którzy mogliby śpiewać twoje piosenki?

Tak, Elvis Presley. Chciałbym Elvisa Presleya. Elvis Presley nagrał moją piosenkę. To jedyne nagranie, które najbardziej cenię, Tomorrow Is a Long Time. Napisałem ją, ale nigdy jej nie nagrałem.

Na którym jest albumie?

Kismet.

Nie znam.

Zaśpiewał ją grając na gitarze.

Jak dokonałeś zmiany… lub dlaczego dokonałeś zmian producentów dźwięku, od Toma Wilsona po Boba Johnstona?

Cóż, nie pamiętam, Jann. Nie pamiętam… Wiem tylko, że pewnego dnia nagrywałem, a Tom zawsze tam był – nie miałem powodu sądzić, że nie będzie tam – i któregoś dnia spojrzałem w górę i Bob tam był . [śmiech]

Pojawiło się kilka artykułów na temat Wilsona, który mówi, że to on nadał ci dźwięk  rock and rollowy… i to on rozpoczął twoją przygodę z rockiem. Czy to prawda?

Czy to powiedział? Cóż, jeśli tak powiedział… [śmieje się]  niech mu będzie. [śmiech]. Zrobił to do pewnego stopnia. To prawda. On to zrobił. Był z dźwiękiem za pan brat.

Jakie zmiany spowodował wypadek motocyklowy?

Jakie zmiany? Cóż, to… bardzo mnie ograniczyło. Trudno mówić o zmianie, wiesz? To nie są tego typu zmiany, które można opisać słowami … poza zmianą fizyczną. Miałem rozwalone kręgi; kręgi szyi. I naprawdę nie ma o czym rozmawiać. Nie chcę o tym rozmawiać.

Leżąc na plecach przez rok… musiałeś mieć czas, żeby pomyśleć. Miałeś pomysł na program telewizyjny ABC? Co stało się z taśmami? Dlaczego to się nigdy nie ukazało?

Cóż, mógłbym spróbować odpowiedzieć na to pytanie, ale… [śmiech]… Myślę, że mój menadżer mógłby prawdopodobnie lepiej za mnie zrobić.

Nie sądzę, żeby odpowiadał na zbyt wiele pytań.

Naprawdę? Nie odpowiada na pytania? Cóż, jest miłym facetem. Porozmawia z tobą, jeśli okażesz entuzjazmem do tego, o czym mówisz.

Co się stało z taśmami?

Masz na myśli ten film? O ile wiem, zostanie sprzedany … lub zostanie zawarta umowa na jego sprzedaż. Tak mi powiedziano. Ale widzisz, Jann, nie trzymam dużego mniemania o tych ludziach z filmu. Znasz ten film, „Don’t Look Back”?

Cóż,  moją twarz zobaczył cały świat, ale ja nie  dostałem ani grosza z tego filmu, wiesz… więc kiedy ludzie mówią, dlaczego nie robię tego czy tamtego, to ludzie nie wiedzą połowy tego, co ja wiem o tych producentach, prawnikach… ludzie nie znają całej prawdy. Ze mną można jak z dzieckiem, wiesz o tym… łatwo i szybko o wszystkim zapominam. Tak o sobie myślę, ale ci ludzie krępują mnie, jestem wobec nich nieśmiały. Nie jestem zainteresowany teraz żadnym filmem, jakimkolwiek filmem.

Czy nie spodobał ci się ”Don’t Look Back”?

Spodobał by mi się bardziej, gdy mi za niego zapłacili. [śmiech]

Miał być kolejny film nakręcony przez Pennebakera – nie wiem, kiedy i gdzie – może to był film ABC…

To było to. Jasne, że tak. To o tym mówisz.

Czy podobał ci się?

Cóż, tniemy go szybko na oko. Tak będzie szybciej. Musiałbyś sam go zobaczyć, zastanowić się, czy jest dobry. Nie wiem, czy jest dobry czy nie. Dla mnie taka robota „na oko” jest za szybka … ale jest sporo ludzi, którzy mówią, że jest naprawdę dobry. Johnny Cash jest w nim. John Lennon też. Zespół „The Band” jest w nim. Kto jeszcze… jest w nim wielu różnych ludzi z Europy, ze świata.

A co z poetami? Powiedziałeś kiedyś coś o Smokey Robinson…

Nie miałem na myśli Smokey Robinson, miałem na myśli Arthura Rimbauda. Nie wiem, jak udało mi się pomylić Smokey Robinson z Arthurem Rimbaudem, [śmiech], ale tak było.

Czy  widujesz Allena Ginsberga często?

Ani trochę. Ani trochę.

Czy uważasz, że w ogóle miał wpływ na twoje pisanie piosenek?

Myślę, że miał w pewnym okresie. To okres „Desolation Row”, taki rodzaj okresu nowojorskiego, kiedy wszystkie piosenki były po prostu „miejskimi piosenkami”. Jego poezja to miejska poezja. Ma odgłosy miasta.

Wcześniej mówiłeś o koncertowaniu i braniu narkotyków. W tym okresie napisałeś piosenki takie jak Mr. Tambourine Man i Baby Blue, które wielu autorów myśli, że mają związek z braniem narkotyków, nie w tym sensie, że są„ muzyką psychodeliczną ”, czy piosenkami o narkotykach, ale zostały napisane  podczas twojego  doświadczenia narkotykowego.

Jak to?

Pod względem percepcji. Poziom percepcji… świadomość utworów…

Świadomość chwili. To masz na myśli? Świadomość umysłu.

Tak bym powiedział.

Czy zażywanie narkotyków wpłynęło na twoją twórczość?

Nie, nie na pisanie ich, ale trzymało mnie na wysokich obrotach.

Dlaczego zostawiłeś miasto i zarzuciłeś pisanie piosenek miejskich, powróciłeś do  country i country songs?

The country songs?

Piosenki… mowa o Highway 61, to piosenki o mieście i Nowym Jorku…

Co było na tym albumie?

Highway 61, Desolation Row, Queen Jane

Cóż, to także było to, co publiczność chciała usłyszeć… nie zapominaj o tym. Kiedy grasz, co wieczór przed publicznością, wiesz, co chcą usłyszeć. Łatwiej jest wtedy pisać piosenki. Wiesz o czym mówię?

Wywiad pochodzi z wydania „Rolling Stone” z 29 listopada 1969 roku.


Dylan w 1971 roku zwolnił  Grossmana jako swojego osobistego menadżera, a kilka lat później  tak powiedział o nim Robertowi Sheldonowi, autorowi książki o nim: „W końcu musiałem go pozwać.” Ponieważ Albert chciał, abym siedział cicho i nic nie mówił, wziąłem go do sądu… Kontrakt na dziesięć lat … część moich nagrań, część tego wszystkiego, co zrobię, miałem mu oddać  na 20%, byli też inni, którzy musieli mu dać 50%”. Obaj panowie „poszli prawie na noże”. Dylan żonie Grossmana (dzięki której poznał swoją żonę Sarę) do dzisiaj nie złożył kondolencji z powodu śmierci męża. A wszystko przez te „głupie pieniądze”, które zaradny menadżer wiecznie potrzebował. Grossman „kroił” wszystkich na ile tylko mógł i jak się dało, był rasistą, był seksistą, i na każdym i na wszystkim musiał zarobić. Był bezwzględny. Artystka murzyńska Odetta płakała, gdy się dowiedziała, że jej konto  bankowe jest prawie puste. Tak o nim powiedziała:

Ponieważ zaczął od zbudowania swojej wiarygodności na moim sukcesie, później poczułem się przez niego zdradzona, w pewnym momencie mojego życia nie mogłem usłyszeć nazwiska Alberta Grossmana, bo włosy stawały mi na plecach. (5)

Wiemy, że Grossman był bardzo ważnym „kamieniem milowym” w twórczości Dylana i nie tylko jego. Do swojej pracy podchodził bardzo poważnie, i nie wahał się „oskubać” swoich podopiecznych jak tylko mógł. Pomógł w karierach wielu artystom, (to on stworzył trio Peter,  Paul & Mary), ale czy był przez  nich wszystkich kochany, śmiało można powiedzieć, że nie. (Nie ma takiej możliwości, aby każdy nas lubił). Można się z tym zgodzić, i gdy ktoś chciał znalazłby wiele dowodów i sposób, aby to udowodnić, ale nam nie zależy w tym przypadku tylko na jednej hipotezie, chcemy przedstawić co najmniej trzy, aby obraz był najpełniejszy, ale jak wiadomo w przypadku Dylana, będzie to prawie niemożliwe.

Dear Landlord i metafizyka

Oddajmy głos Anthonio Scaduto,  którego fragmenty z książki zatytułowanej „Bob Dylan” oraz jego przemyślenia tutaj zamieszczone pochodzą, wydanej w 1972 roku, jako jeden z pierwszych, opisujących Dylana i jego pierwszą dekadę życia, jako artystę i człowieka.

Poniżej jeszcze kilka zdań, co ma do powiedzenia na temat tej piosenki.

Wydaje się, że dusza Dylana rozmawia ze swoim ciałem, właścicielem ziemskim, który dał swojej duszy schronienie. Nie naliczaj na to ceny, prosi. Jestem mną, mam sny, wizje i siłę życiową, których nie potrafię kontrolować. Nie próbuj tego kontrolować. Nie osądzaj mnie. Jesteś tylko ciałem, ale ja jestem duszą, mająca kontakt z czymś, czego nigdy nie będziesz w stanie zrozumieć/pojąć/uchwycić.

Z tych kilkunastu zdań wynika, że dziennikarz myśli/jest przekonany, że piosenka Dear Landlord to nic innego niż metafizyczny dialog pomiędzy duszą, a ciałem. Dla niego w tym przypadku jakieś „ziemskie” dialogi nie wchodzą w rachubę. Dusza jest „mądrzejsza” od ciała i to ona narzuca mu swoją „wolę” i „rozsądek”. Dalej Scaduto pisze: „Moja dusza jest panem mojego losu, napisze to od pierwszego wersu gwizdek parowca, który nawiązuje do kapitana statku w„ Invictus ”, pan jego losu, kapitan jego duszy. Tutaj dziennikarz przywołuje angielskiego poetę z XIX wieku  Williama Ernesta Henleya (6), cytując ostatnie dwa wersy z jego wiersza pt. „Invictus”, po to tylko, aby udowodnić czytelnikowi, że to duszą jest ważniejsza do ciała, bo ciało jest tylko „parowcem” i jeśli tylko duszą „zagwizda”, to ciało parowiec odpłynie/popłynie do portu przeznaczenia.

Kiedy syrena parowca zagwiżdże
Oddam ci wszystko, co mam do oddania
I mam nadzieję, że dobrze to przyjmiesz

Dylan według Scaduto zajmuje się ciałem, jako czymś grzesznym, relacją pomiędzy duszą i ciałem, nieśmiertelnością duszy oraz jej godnością i pierwszeństwem przed ciałem, a także relacją życia biologicznego ciała do życia duchowego duszy oraz „walką” duszy z ciałem. To nic innego niż dylanowski  dialog pomiędzy „sobą –duszą, a sobą-ciałem”. Jeśli DL nie jest o menadżerze Albercie Grossmanie, ani o dylanowskiej rozmowie duszy z ciałem, to może o czymś innym, może być samym Bogiem, z którym poeta właśnie w ten sposób rozmawia.

Drifter’s Escape

W podobnym tonie, co tytułowa piosenka John Wesley Harding utrzymany jest utwór Drifter’s Escape. Obaj bohaterowie piosenek są ludźmi przegranymi, wyrzucenia poza nawiasy społeczeństwa (oustsiderzy) z tą tylko jedną i to zasadniczą różnicą, że John W.H. w utworze nie był nigdy złapany w sidła sprawiedliwości a tutaj Włóczęga ucieka, i to chyba nawet przy samej boskiej pomocy a nie ludzie.  Utwór, (pierwsza zwrotka) zaczyna się wołaniem o pomoc, a kończy się wersem z pytaniem retorycznym: „Co zrobiłem takiego złego”, słowa te wypowiada narrator utworu.

"Och, pomóż mi w mojej słabości”,
Słyszałem, jak powiedział włóczęga,
Gdy wyprowadzali go z sali sądowej
Zabierając precz.
„Moja podróż nie była przyjemna
I czasu mam niewiele,
I nadal nie wiem
Co zrobiłem takiego złego?" 

Czy skazany woła o pomoc do Pana Boga czy do ludzi, tego nie wiemy z pierwszego wersu utworu. Być może do narratora wiersza, albo do jego czytelnika, bo też może być taka możliwość. On po prostu krzyczy „Oh, help me in my weakness”.  Wiemy z analizy wiele wcześniejszych utworów Dylana, że on upodobał sobie ludzi wyjętych spod prawa, nie zawsze prawych, biedaków, włóczęgów i wszelkiego rodzaju nieudaczników, którzy z tych, czy innych powodów znaleźli się w problemach, biedzie lub trudnej sytuacji życiowej. Drifter’s Escape jest własnej jednym z tych utworów, o kimś kto woła o pomoc, nie wiadomo do kogo, a na końcu utworu otrzymuje tę pomoc i ucieka. Jak większość skazanych, ten też nie wie o co go oskarżono. Kiedyś dzieciaki na podwórku mówiły „skazany za niewinność” coś z tego jest w tym utworze, bo tak naprawdę nie wiemy za co skazano podmiot liryczny, chyba właśnie za niewinność.  

Cóż, sędzia odrzucił swoją togę,
Łza napłynęła mu do oka
„Nie zrozumiesz tego,” powiedział,
„Nie musisz nawet  próbować?”
Na zewnątrz tłum szalał
Słychać było go na korytarzu
Sędzia zbierał się do wyjścia
Gdy ława przysięgłych wołała skazuj.

Druga zwrotka rozpoczyna się opisem sędziego, który „he cast his robe aside” odrzuca swoją szatę i łza napłynęła mu do oka; „A tear came to his eye”. Skazał kogoś, ale czuje do niego sympatię, ta łza jest symbolem jego sumienia, które wie, że tak być nie powinno.

Przypomina ta zwrotka sądzenie Jezusa, gdy Piłat umył ręce, ale motłoch wołał więcej i więcej, skaże go na śmierć. Czy skazany jest odszczepieńcem, włóczęgą, miejscowym głupkiem, który naraził się tłumowi, a może Murzynem, którego skazano, tylko dla tego, że jest czarnym, i to jego kolor skóry uczynił go winnym. A może Żydem, emigrantem z Europy Wschodniej, bo na nich najwięcej się „wyżywano” w Ameryce, lub Chrześcijaninem, albo obcym, brudnym, obdartym drobny złodziejaszkiem, którego wszyscy mają już dość, tego nie wiemy.

Są też tacy wśród badaczy twórczości Dylana, którzy uważają, że coś jest w tym z Franza Kafki i jego sławnego opowiadania pt. „Proces”.  Zwrotka ta nawiązuje swoja tematyką do instytucji totalitarnej, której sąd wykonuje wyrok na „ofierze”, której odebrano prawo do obrony. Sąd jest siła wszechwładną, która skazuje obywateli bez przyczyny. Ława przysięgłych „While the jury cried for more” oraz „Outsider, the crowd was stirring” – tłum/motłoch krzyczący mamy wrażenie, że jest związany z sądem/państwem, które go kontroluje. Chociaż sąd jest to stronie skazanego, nic nie może zrobić, jest to jakiś absurd, który jest trudno zrozumieć i wytłumaczyć.

„Och, przestańcie przeklinać ławę przysięgłych”
Płakał sługa i pielęgniarka,
„Proces był wystarczająco zły,
Ale to jest dziesięć razy gorszy. ”
Właśnie wtedy błyskawica
Uderzyła w gmach sądowy
Gdy wszyscy padli na kolana modlić się
Włóczęgą zwinął się.

Nie wiemy, kim był skazany, czy Jezusem, czy też nudnym urzędnikiem bankowym, czy kierowcą autobusu, którego życie pozbawione wartości i sensu tak bardzo „rozzłościło” sąd i państwo. Ktoś u sterów władzy uznał, że podmiot liryczny wiersza jest w żaden sposób nieprzydatny ani społeczeństwu, tj. państwu, ani nie jest jednostką pozytywną. Ludzki sąd występuje jako instytucja pozbawiana wszelkich cech ludzki, jest zdemoralizowana. Władza przemawia ustani sędziów, jedyne „władza boska” staje po stronie skazanego: „Just then a Bolt of lighting // Struck the courthouse out of shape.”  Gdy błyskawica lub grzmot uderzył w gmach sądowy, wtedy wszyscy zrozumieli, że  coś jest nie tak. Absurdalne, zresztą jak i cały utwór jest zakończenie go, gdy Ev’rybody knelt to pray, gdy wszyscy uklęknęli do modlitwy.  Ci „wszyscy” to znaczy i tłum i ława przysięgły i sędzia skazujący. A wtedy korzystający z okazji skazany po prosty uciekł, gdy reszta na kolanach się modliła. Nie wiemy dlaczego skazany został skazany, ani dlaczego „siła wyższa” stanęła po jego stronie.

The Ballad of Frankie Lee and Judas Priest

Ówczesną filozofię Dylana i spostrzegania świata najlepiej widać w utworze innym niż dotychczas przez nas omawianych z  płyty JWH. Dotyczy to bardzo długiego poematu/ballady pt. The Ballad of Frankie Lee and Judas Priest. Jest to bardzo długa ballada mająca dwanaście zwrotek,  w której jest sporo tzw. dylanowskich powiedzonek typu: „But sometimes a man must be alone” lub „With voice as cold as ice” czy „As quiet as a mouse”.  

Ballada zaczyna się od wielkiej przyjaźni obu panów, która trwała dopóki Frankie nie popadł w biedę  i nie potrzebował pieniędzy. Czwarty wers tej zwrotki mówi o tym najdobitniej, Judasz jakby tylko na to czekał, bo „quickly pulled out a roll of tens”, dosłownie szybko wyjął rulonik dziesiątek. I co z nimi zrobił? Położył je u stóp Frankiego , tuż nad widokiem na  rozciągające się niziny: „Just above the plotted Plain”.  Ta plastyczna scena dobrze przypomina biblijne scenę z kuszenia Pana Jezusa przez szatana na pustyni.

Cóż, Frankie Lee i Judas Priest
Byli najlepszymi przyjaciółmi
Więc kiedy pewnego dnia Frankie Lee potrzebował pieniędzy
Judasz szybko wyjął kufereczek stóweczek
I umieściłem go na podnóżku
Tuż nad mapami równin
Mówiąc: „Wybieraj, Frankie Boy
Moja strata będzie twoim zyskiem”.

„My loss will be your gain”, co miał na myśli Judasz mówiąc: „Moja strata będzie twoim zyskiem”? Chyba to, że jeśli Frankie weźmie pieniądze, które według wierzeń ludowych „są wymysłem szatana” te zaczną go kusić, łatwo podda się ich mocom i ulegnie pokuszeniu, czyli grzechowi, nawet go pogania w trzeciej zwrotce mówiąc:

Judas tylko mrugnął i powiedział:
„W porządku, zostawię cię tu,
Ale lepiej się pospiesz i wybierz
Banknoty, które chcesz,
Zanim wszystkie znikną”.

Judasz uważa chłopca, że łatwo go oszukał, wcześniej czy później” pieniądze znikną, lub on je wyda na swoje potrzebny i uciechy. Dane pieniądze przez Judasza to nic innego niż przynęta, której nie można uważać za stratę, tylko za inwestycję. Diabeł inwestuje w człowieka, aby gdy nadejdzie koniec, osiągnąć swoje zyski, opłaca mu się, o tym jest morał tej ballada i ostatnia zwrotka zacytowana na samym początku tego omówienia.

Jezus pełen Ducha Świętego, powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem. Odpowiedział mu Jezus: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek. Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje. Lecz Jezus mu odrzekł: Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół! Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Lecz Jezus mu odparł: Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu (Łk 4,1-13).

Franki Lee jest poddany próbie kuszenia, a kuszenie to nic innego niż namawianie do zła i o tym jest ta ballada. Frankie został wystawiony na próbę i nie przeszedł jej pomyślnie,  w przeciwieństwie do Jezusa, poległ. To, co w nim było skryte, w mrokach jego duszy (pożądanie)  przez kusiciela zostało wystawione na światło dzienne. Sprawcą kuszenia w tym przypadku jest (szatan) Judasz Ksiądz, który „zdobył” duszę biednego Lee.

Streszczenie ballady

Zaczęliśmy dość nietypowo, bo od ostatniej zwrotki utworu, ale przez moment zastanówmy się nad początkiem, czyli tytułem  tej dziwacznej ballady, The Ballad of Frankie Lee and Judas Priest.  Z tytułu wynika, że jest to ballada o dwóch osobach, jedna nazywa się Franki Lee, czyli popularne nazwisko, w sumie nic nie mówiące i nic nie znaczące. Z tekstu utworu wynika, że osoba mające te nazwisko jest wrażliwa, ale jest moralnie słaba, wiemy to choćby z tych wersów;  „Saying. ‘Are you Frankie Lee, the gambler // Whose father is desceased? “. “Spytał się, ‘  Czy nazywasz się Frankie Lee, hazardzista  // którego ojciec nie żyje?”.  To już mówi dość dużo o człowieku i jego charakterze.  Jest jeszcze jeden opis Lee, nie najlepiej świadczący o nim:

Frankie Lee pobiegł po schodach na górę,
ze smutkiem, w żwawych podskokach,
I piana ciekła mu z ust

Lee pobiegł po schodach na górę, ze smutkiem w sercu, świadom swojego grzechu, można dodać, ale w chyżych podskokach z radością do niego dąży, czyli przeciętny Kowalski, jedno myśli, drugie robi. Panu Bogu stawia świecę, a diabłu ogarek. Człowiek, chrześcijanin jakich jest wielu, który potrzebuje pieniędzy, dla nich jest gotów zrobić wiele, o tym wiemy, już od pierwszych wersów. Do Frankiego zwraca się Judas Priest po imieniu; „Frankie” lub „Franky Boy”, czyli mówi w spoufalony sposób. Judas ma pieniądze i w przeciwieństwie do Frankiego jest przebiegły i podstępny.  Judas jakoś nie pasuje do Priest, gdy oba słowa przetłumaczymy na język polski to powstaje mały absurd  Judasz Ksiądz. Judasz, symbol zdrady i ksiądz symbol pośrednika pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Judaszowi się nie wierzy, księdzu tak. Za nim przejdziemy do samej ballady warto jeszcze zwrócić uwagę na ton głosu jednego i drugie, bo nie mamy opisów zewnętrznych obu postaci: Frankie „as cold as ice” // „zimny jak lód” , lub „Said Frankie Lee in fright” // Powiedział Frankie Lee przerażony”, albo „Well, Frankie Lee, he panicked” // „Cóż, Frankie Lee spanikował”. Natomiast Judas Priest patrzył na swojego „przyjaciela” zimnym wzrokiem, jest opanowany i spokojny.

W czwartej zwrotce pojawiają się  dwa bardzo ciekawe słowa „Eternity” oraz „Paradise”.  Pierwsze to „wieczność”, a drugie „raj”.

Judasz wskazał  na drogę
I powiedział: „Wieczność!”.
„Wieczność?” – powtórzył Frankie Lee
Głosem zimnym jak lód.
„Zgadza się” – odparł Judas Priest – „Wieczność…
Chociaż możesz nazywasz to ‘Rajem’”.

W  następnej zwrotce dla Judasza „wieczność” to coś innego niż „raj”, ponieważ wieczność, kojarzy się z miejscem,w którym nie ma czasu i jednocześnie nie ma Boga. Przestrzeń wieczności jest niczym nie ograniczona i jest pustką. Raj jest miejsce ograniczonym (w pewnym sensie), jest w nim Bóg, ludzie i zwierzęta. Raj to także ogród rajski. Judasz daje Lee  „wolną rękę” mówiąc możesz „wieczność” nazwać „rajem”,  można dodać, jak ci się podoba. Raj to jednak jest sprawa duchowa, do raju idzie się za dobre uczynki, godziwe i przykładne życie. Na raj trzeba sobie zasłużyć, wieczność jest bez emocjonalna w przeciwieństwie do kolorowego raju, szara.

Ale Franki nie jest „zbity z tropu” rezolutnie odpowiada:

„Nijak tego nie nazywam” – 
Odpowiedział Frankie Lee z uśmiechem.
„Jak wolisz” – odrzekł Judasz Ksiądz- 
„Czekam na ciebie, wkrótce bądź”.

Franki w tej zwrotce (szóstej) „bierze górę” nad Judaszem, bo po raz pierwszy odpowiada z uśmiechem, jest pewny siebie, ale nie czuje się  zadowolony z siebie, bo już w następnej zwrotce czuje się przygnębiony i obrażony.  Jego strach wzrasta, gdy pojawia się nieoczekiwanie obcy z zapytaniem, czy zna Księdza, bo jeśli tak, to on czeka na niego. Lee potwierdza swoją znajomość z nim, ale jest przerażony, obcy przekazuje mu wiadomość, że Judasz  zatrzymał się, czeka na niego w domu.

W ósmej zwrotce Lee popada w panikę, rzuca wszystko i gna do Judasza, znajduje go i się pyta, co to za dom w którym się zatrzymał. Judasz spokojnie odpowiada, że to nie jest „house” tylko „ home”. Różnica w języku polskim jest właściwie niewielka, ale w angielskim jest dość wyraźna. 

Ten dialog dwóch adwersarzy ze zwrotki na zwrotkę staje się coraz bardziej „dramatyczny”, napięcie wzrasta, bo Frankie nie tylko wpada w panikę, ale zaczyna się cały trząść ze strachu , traci nad sobą kontrolę.  Patrzy na wielki oświetlony dom, jasny jak słońce, z wieloma oknami w których ukazują się twarze prostytutek.  (To już dziesiąta zwrotka). Właśnie w nim  zatrzymał się Judasz. Nie czekając długo wpada do niego, gdy po siedemnastu dniach „balangi” pęka z wycieczenia w ramionach Judasza z pragnienia. Nie za bardzo wiemy,  dlaczego przez „szesnaście nocy i dni szalał”, a nie przez np. dwadzieścia, czy osiem, dał się ponieść emocjom i przegrał, tak miało być od samego początku, to było zaplanowane. Człowiek ulega swoim pokusom więc wcześniej czy później musi zapłacić za nie najwyższą cenę, oddać dusze na wieczne potępienie.

But on the seventeenth he burst 
Into the arms of Judas Priest, 
Which is where he died of thirst. 

Narrator ballady dokładnie określa z jakiego powodu Franki umiera “of thirst” z pragnienia, ale czego pragnął, nie wiemy. Pragnienie zawsze się kojarzy z wodą, ale czy faktycznie chodzi o wodę, chyba nie.

Zakończenie

Utwór kończy się morałem, więc, wszystko jest jakby podane na tacy na samym końcu i nie ma nad czym się za bardzo zastanawiać, bo ostatnia zwrotka wszystko już wyjaśnia.

Ale w przedostatniej jedenastej zwrotce pojawia się jeszcze jedna tajemnicza osoba „the little neighbor boy”, chłopiec z sąsiedztwa, który wyprawia pogrzeb Frankiemu. Chłopiec czuje się winnym śmierci Frankiego, który na dodatek mamrota pod nosem „Nothing is revealed”. Nikt niczego się dowie.

Cóż, morał z tej opowieści jest taki
Morał tej ballady
Jest prosty nie pchaj się tam gdzie
Jesteś nie proszony
Więc kiedy zobaczysz sąsiada swojego
Niosącego coś ciężkiego
Pomoże mu nieść rzeczy jego
Ale nie traktuj jak raj domu rozpustnicy
Mieszkającej po drugiej stronie ulicy.

Nikt niczego się dowie. Ballada kończy się wspomnianym już przez nas morałem.

Klimat i atmosfera Ballady Frankie Lee i Judas Priest przypomina wiersze/poematy Bolesława Leśmiana, (bez wdawania się w szczegóły), które głęboko tkwiły w tematyce symbolizmu. Dylan opisuje ludzkie uczucia i przeżycia i doświadczenia losowe w tajemniczo baśniowy  sposób i klimacie z dużą zawartością myśli filozoficznych, religijnych i refleksyjnych. Całość  owiana tajemnicą opisana z wdziękiem od pierwszych słów „the best friends” , aż do końca „Help him with his load”.  Sposób obrazowania  to nawiązanie do ludowości jak i fantastyki, nadaje ogromnego uroku. Temat śmierci i nicości jak i baśniowe,  nawet najtrudniejsze treści, trafiają do odbiorcy w sposób łatwy, lecz wymagający głębszego zastanowienia się nad nimi i poświęcenia się zadumie. Potoczne znaczenie słów, ich prozaiczność,  nic wyszukanego, ale porównanie „ At that big house as bright as any sun” mało poetyckie, liche,  a jednak czyni język Dylana poetyckim, podoba się czytelnikowi/słuchaczowi. I ten dom, wielki, z  dwudziestoczteroma oknami w oryginale z „four and twenty windows”  robi wrażenie.  Relacje pomiędzy wersami są płynne, podobnie jak relacje pomiędzy poszczególnymi zwrotkami.

                                                                                  ***

Dylan zanim wydał dwa pierwsze albumy (1962, 1963) zyskał znaczną sławę na scenie muzyki ludowej jako poważny młody człowiek z talentem do „piosenek sprzeciwu/protest songs” . Wrażliwy na słowo i muzykę,  „pod skórą”  odczuwał  twórczość takich legend amerykańskiego folku, jak już wspomniany Woody Guthrie, Pete Seeger i Leadbelly.  W bardzo krótkim czasie, bo już dwa lata później stał się politycznym rzecznikiem ruchu, któremu nadawał ton poprzez swoją działalność artystyczną i społeczno-polityczną. Ale w tym samym czasie odrzucił rolę politycznego rzecznika, który został mu narzucony (około 1964 r.). Dzięki takiej postawie zmienił swoje zainteresowania, powstałe utwory stały się bardziej osobiste i poetyckie, surrealistyczne, abstrakcyjne i tajemnicze. Omawiane przez nas ballady  takie jak: A Hard Rain’s A-Gonna Fall czy Mr. Tambourine Man  lub Sad Eyed Lady of the Lowlands są typowym przykładem tego wcielenia Dylana jako poeta i pisarz.

Źródła:

  1. https://www.findagrave.com/memorial/1346/john-wesley-hardin
  2. Encyklopedia Britannica.
  3. Anthony Scaduto. He also wrote biographies of Mick Jagger, Frank Sinatra, Marilyn Monroe and John F. Kennedy. 
  4. Jann S. Wenner. Bob Dylan Talks: A Raw and Extensive First Rolling Stone Interview “I don’t want anybody to be hung-up … especially over me, or anything I do”. November 29, 1969.
  5. Rory O’Conner. Albert Grossbyman’s Ghost . From Musician Magazine, June 1987
  6. Invictus to krótki wiktoriański wiersz angielskiego poety Williama Ernesta Henleya (1849-1903). Został napisany w 1875 roku i opublikowany w 1888 roku w jego pierwszym tomie wierszy Book of Verses, in the section Life and Death (Echoes).
Adam Lizakowski – Bob Dylan „John Wesley Harding” czyli te wszystkie napisane piosenki są o mnie
QR kod: Adam Lizakowski – Bob Dylan „John Wesley Harding” czyli te wszystkie napisane piosenki są o mnie