Śmierć przychodzi z twoich płuc

kiedy wrócę znów
mnie tu nie
będzie chmury wyć
przestaną na krok
z cieni każdy

jeden odstąpi w ten
czas mów jak
najwięcej skroń
mi uchem
przy tym głaszcz

nie zapomnij
gdybym spał moich
śladów zlizać
woń z
podłogi twój

oddech dosłyszę
nad ranem

zanim chyba żeby
nie płakać nos
palcami zaciśniesz


Mrugnąć w ciszy chmur

odkąd wpełzłaś mi
pod skórę żyw gardłu
nie uszedł
choć najmniej
słyszalny jęk

pozwól w czas
gdy mrugnę skroplić
jeszcze

nieco drgań z
chmurami tuż nie
wiem ale po
chyba nocy lżej
wyją

jakby to nie
one tu były nieraz
mówisz o

wracaniu że
wiatr jakiś ogień
i coś na
kształt ziemi


Do ciebie im jaśniej

spałem w piersi
twojej dno zmiękczony
bez szumu
jakbym prawie

nie był z
tego słońca mgnień
powoli
ale gładko

czuć teraz mogę
nigdy krwią
nie żrący szerzej
omam
ciepła to nim

poczęłaś każdą
drobinkę
mojego ciebie na
wnętrzach

powiek dotąd
nie żywa umiałbym
nucić że

daleko byłaś
ode mnie schnąc
jednak
zostanę przytomny


Przed świtem z krtani

chwila kiedy z twoich
rodziłem się
źrenic winna ugiąć
szmer powietrza

i jak zapach deszczu
minąć w ziemi

przyznaj nigdy
mnie tu nie
znajdziesz ledwo
mgieł

wchłoną cię pory
to kim byłaś wiesz
zapomni
łapiąc znikąd

tchnienia skurcz
obejdź jeśli tylko
możesz każdy
strzęp moich warg

Adam Wostal – Cztery wiersze
QR kod: Adam Wostal – Cztery wiersze