wahanie Chrystusa

rozmawiamy z piotrem o Chrystusie. zastanawiamy się
jak go ukryć przed tłumem. wczoraj
w dniu jego zmartwychwstania dzieci bawiły się w zabijanie
żyda. boimy się że mogą i Jego dopaść
i nie pomogą żadne tłumaczenia. – będzie tak jak przed laty. ludzie
chodzą ulicami i przyglądają się nieznajomym. porównują
kolor skóry rozstaw oczu grubość kości policzkowych. przeliczają
wszystko na podręcznych minikomputerach. piotr łamie się ze mną
macą i częstuje winem. Chrystus

siedzi pod krzyżem. zastanawia się co zrobić.


dopóki budzik tyka

już odpalono lonty. budzik jeszcze tyka lecz czy usłyszymy
dźwięk alarmu? zagłuszeni przez gadające głowy zastraszeni
ich groźbami zaślepieni obietnicami wystawionymi
na pięknych czekach bez pokrycia. czuję jak zapadam się
w przeszłość. widzę cienie skradających się faryzeuszy
i pochyloną sylwetkę zdradzonego Chrystusa
modlącego się do Ojca. w telewizji
judasz cieszy się ze swoich srebrników. na wszelki wypadek

przed domem posadziłem osikę.


alarm

drżę na myśl o alarmie. dochodzi szósta rano. za chwilę
może być za późno. pierwsi ludzie wychodzą na ulice.
śpieszą się. tak mało czasu aby przeżyć
życie. jest jeszcze ciemno tylko lampy świecą
jak księżyce. modlę się o dzień i słońce
żeby zamiast dźwięku budzika nie zaskoczył mnie łomot
do drzwi i kroki nieproszonych gości.
nie śpię. na półce herbart i miłosz. też nie śpią. rozmawiają
o wolności.

czekam na alarm.


gniazda z lodu

pogubiliśmy się w labiryntach które budowaliśmy
latami. nie potrafimy odnaleźć języka
który niczym nić ariadny zawsze nas łączył.
dlatego już nie rozmawiamy. tylko krzyczymy
na siebie do siebie. hasła których nie rozumiemy
i w które nie wierzymy. zabrakło ciepłych słów i dlatego
– mimo ocieplenia klimatu – z naszych ust wciąż wieje chłodem.
w gniazdach z lodu umierają ptaki

i ludzie.


Kolorowy balonik

gdyby kierować się tylko zasadą oko za oko za chwilę
świat stałby się ślepy. wszyscy błądziliby po omacku
w poszukiwaniu prawd uniwersalnych a odnajdując
nie potrafiliby ich odczytać. daremnie
próbuję wymazać z użycia słowa nienawiść
zachłanność oraz odwet. godzinami
stoję w oknie. bacznie przyglądam się
przechodniom. wczoraj zobaczyłem dwójkę dzieci
walczących o kolorowy balonik. pękł pod naporem
ich drobnych ciał. pozostały z niego tylko barwne

spadające na ziemię strzępy.


linie podziału II

ta wojna trwa od tysiącleci. od czasu gdy zaczęto dzielić
ludzi. usłyszałem wczoraj że bicie żyda jest zwyczajem
praktykowanym od dawna. przecież
Chrystusa też bito ponad dwa tysiące lat temu a dziś jest równy
Bogu. trzeba nadstawić drugi policzek najlepiej żyda araba albo
cygana. zawsze się przecież znajdzie gorszy od nas. boję się
chodzić samotnie ulicami bo mogą pomyśleć że jestem
inny od nich – bardziej oddzielny – i uznają mnie za wroga.
nie ochronią mnie przed nimi moje wiersze.

równie bezbronne.


mały książę w łódeczce

wypłynąłem łódeczką z łupiny orzecha wypuszczoną
w dzieciństwie na bezkres pobliskiego stawu. wtedy był największym
morzem a nawet oceanem. wyruszyłem w świat pełen mielizn
uprzedzeń wierząc że uda mi się je ominąć że ocali mnie
moja dziecięca wiara w ludzi. oni jednak śmiali się
z mojej łódki. pokazywali piękne mariny
z jachtami kipiącymi od blichtru. wypłynąłem
swoją łódeczką z dala od ludzi. powróciłem

do lektury małego księcia.


modlitwa o spokojny sen

obawiam się tych którzy ustanawiają prawo. i bezprawie.
czujących się tak bezkarnie jakby jutro nigdy nie miało
nadejść. wygaszam ich na ekranach i w głośnikach ale oni
nieznanym mi sposobem wymykają się i wślizgują
do moich snów. budzą mnie po nocach. liczę wtedy
barany ale ciągle ich przybywa a jawa nie chce
odejść. modlę się do Boga ale On tylko

rozkłada ręce.


upiorne noce

zbierali się po nocach. jak zwierzęta w stada. jakby się obawiali
że ktoś ujrzy ich twarze. ludzie mówili o nich że przyszli
z zapomnianej już historii mrocznych koszmarów
które wyśniły się dawno i nie miały prawa powrócić. stoję
w oknie słucham ujadania dzikich psów zerwanych z uwięzi.
nie boję się. na stole czosnek i osikowe kołki. za mną
na półkach murem moje wiersze. czuwają

nad spokojnym snem.


zapomniani

nie musiał wyważać drzwi. ludzie od zawsze czekali
na mesjasza. przyjęli go z otwartymi rękoma. tak
wiele obiecywał że zapomnieli o Chrystusie. raj miał być
tu i teraz. nie po śmierci. bez żadnych wyrzeczeń – po prostu
im się należał. wcześniej byli niewidzialni. nikt 
o nich nie pamiętał aż nadszedł ich czas. teraz
oni dyktują warunki nawet jeśli ktoś inny
wcześniej je ustalił . wierni jak legioniści cezarowi. zawsze
gotowi stanąć murem za nowym
mesjaszem. tak wiele im obiecywał że zapomnieli

o Chrystusie.
Tadeusz Zawadowski – Wiersze
QR kod: Tadeusz Zawadowski – Wiersze