Moje miasto
zeskrobano graffiti
z ciała tysiącletniego miasta
jak ze skóry tatuaż
usunięto plamy
młodzieńczego buntu
fala zimnej wody
zmyła z kostki brukowej
ślady człowieka
a ostrzyżony na jeża trawnik
umiera od nadmiaru słońca
zmęczony- uciekam
od chorego zgiełku ulic
tylko muszę kupić bilet
do innego lepszego świata
Trędowaci
niczym trędowaci
na czworakach
zdobywają supermarkety
pałają platoniczną miłością
do kasjerek
a potem
przymierzają
pakują
i krążą bez powodu
jak ten neurotyczny facet
w taniej starej tancbudzie
między drzwiami skrzypiącymi
niczym kolana stuletniego staruszka
a ubikacją
płaczącą ze starości
i wśród tego wszystkiego
moje tańczące myśli
przy smętnej muzyce retro
wokół nadmuchanego świata
wypełnionego brudnymi ulicami
z niebieskimi ptakami
(nie mylić z aniołami)
trzymającymi kurczowo w kieszeniach
comiesięczną rekompensatę
za picie używek
wash and go
i smutnymi starcami
siedzącymi na ławkach
wpatrzonymi w czubki swoich butów
jakby szukali oznak życia
pod wiekiem trumny
Kondukt
wziąłem kilka tabletek
na uspokojenie
całkowite zaćmienie neuronów
niedopowiedziane spojrzenie
ulica patrzy na mnie
zza brudnych firanek
a pies obszczymur
polubił moje spodnie
dzisiaj czarny kolor
jest na topie
a mowa ciała
niedostatecznie przejrzysta
zakamuflowane intencje
cisza i maksymalne skupienie
kilka orzeźwiających kałuż
i pies obszczymur
daje głos
Pogarda
pogarda w ich oczach
czuję na skórze jej dotyk
przesadna sympatia
do przydługiej piżamy
nieświeżej pościeli
drzwi otwierają się
w obie strony
ale jutro
kto wie…
gdy zamykam oczy
gaśnie światło nadziei
kiedy je otwieram
ciemność staje się
jeszcze ciemniejsza