Blowjob

Królowo szybkich numerków z głębokim gardłem
opodal zamykanej bramy na Herbertstrasse
miejsca zarezerwowanego dla pań z wyższej półki
do których się nie zaliczasz
twój teren to co najwyżej okoliczne uliczki
Cumujący wygłodniali marynarze podążają
do dziesiątków klubów nocnych hoteli sex-shopów
restauracji i imbisów ponad którymi unosi się
zapach kebabu i shoarmy
Przedmuchaj im flet z kunsztem wykonaj
profesjonalne fellatio zrób z połykiem temu łysemu
grubasowi po pięćdziesiątce co zajada frankfurterki
w jednym z barów na Reeperbahn
tam Alicja w krainie czarów w gorączkowym śnie
śpiewa o tym Tom Waits
Różo czy nie tak mówił czule do ciebie sutener
skurwiel z czerwonej dzielnicy Hamburga w St. Pauli
robiąc ci pierwszą iniekcję
i lachociąga z weną superhero
z dziewczynki trzynastoletniej która uciekła z domu
i wyglądała na znacznie starszą dla swojego Turka
nim popłynęła Łabą do Morza Północnego
tak jak do wody wrzucony zużyty kondom lub
z dalekiej zimnej Rosji gnijący zbędny
konsument Krokodila


Zamojski pejzaż

I

O świcie na ulicy Partyzantów
gawrony odlatują z siedlisk
rozwidnia się wyludnione
Stare i Nowe Miasto
dziś dzień dyszla czwartek

Czekam od szóstej na otwarcie
poczekalni która wyszła
jak towar w sklepie na około
zostały same ciucholandy
i parabanki

Poradnia zdrowia psychicznego
mieści się przy Orlicz-Dreszera
w dawnej ubezpieczalni społecznej
przywołuje na myśl
życie poniżej progu ubóstwa

Porusza mnie funeralny nastrój
tych którzy zlatują się tu
po porcję tabletek
do jej niegdysiejszego blasku

II

Kiedyś liczba wróbli
nie zmniejszała się gwałtownie
jak ilość mieszkańców
prowincjonalne miasteczko
mały punkcik na mapie

Wszystko jest w zaniku
oprócz malowania trawy na zielono
przed uroczystością
zasadzenia w parku miejskim
„Dębu Wolności”

Jedno drzewo posadzą
a sto wytną taki jest bilans
ze względów oszczędnościowych
niepełnosprawny na umyśle
Franek

Niebawem też będzie uśmiercony
tylko dlatego że jest inny
odetną mu komisyjnie dostęp
do karmnika

19 lutego 2015


Trupięgi

Kiedy nędzarz umiera, a śmierć swoje proso sypie mu na przynętę,
by w trumnę szedł boso,

Na moich nogach trupięgi z tektury dla nieboszczyków
nie mam innych więc pójdę w nich grudniową nocą
może dojdę do stratowulkanu Haruna w dalekiej Japonii
zobaczę szczątki wojownika ubranego w swą zbroję
opodal którego niemowlę pod dużą warstwą popiołu wulkanicznego
ślad uśpionej bytności utrwaliła masa piroklastyczna
zostali unieśmiertelnieni
w swej heroicznej próbie przetrwania
zapłakałem nad losem człowieczym pojawiła się ostatnia myśl
o onirycznej górze gdy upadłem twarzą do ziemi
i już nic nie czułem między mną i śnieżnym puchem
nie zdołałem ocalić dziecka ze snu


Jean-Michel Basquiat maluje Williama Burroughsa

Czy nie uwierzysz, że ludzie są jak krajobrazy,
które mają być odkryte?
André Brink

Mogliście myśleć że murzyn wyjdzie
wam spod łóżka
spoglądać będzie zza firanki
ucieleśniając wszystkie wasze lęki
i niechęć do afiliacji
z bezdomnym narkomanem
chłopcem z sąsiedztwa
który krążył w pobliżu śmietników
bo był regeneratem
wstępując do „Nagiego lunchu”
z samoobsługą
wprost z kubłów za barem
jadąc rollercoasterem przez piekło
w pobliżu stacji metra
przy tanich hotelach
gdy wschód słońca zamierał
w drętwym oczekiwaniu
na kolejną dawkę heroiny
przywołując atlas anatomii
Henry’ego Graya
podarowany mu kiedyś przez matkę
to polisemia
„Człowiek umiera”
obok krzyży Nerona
w jednym z monumentalnych
ostatnich obrazów
zatytułowanych Eroica
na cześć symfonii Beethovena
zlewającej się z hałasem ulicy


Dzieci Słońca

Może mi się śniło miasto Spokane kolejka gondolowa i mosty
nad rwącą rzeką o tej samej nazwie
szczyt Mount Spokane tchnący spokojem
może było to w maju gdy zakwitły bzy w kolorze liliowym
podobnym do płaszcza królowej Elżbiety
lub dziewiętnastego czerwca w Dzień Taty a może w inny dzień
kiedy jeszcze nie umarłem a już wszystko miałem naszykowane
i patrzę na miasto zminiaturyzowane
na paradę cheerleaderek z kolorowymi pomponami
orkiestrę szkocką w kiltach grającą na dudach
trąbkach bębnach saksofonach kultura gender Hello Kitty
tam z uniwersytetu czikita ma włosy wysoko upięte w kitkę
nie jest żadnym bananem Chiquita, czika, chica – jaka różnica
eufonie dźwięków i feerie świateł pomału świat mój gaśnie
ale nadal w zachwycie na niego patrzę

Spokane Lilac Festival 2013 Miniaturized


Camille Claudel

I

Rozkwitł ogród w domu wariatów przebywam u wrót
piekieł w krainie lodu i piasków Sahary tu są runy
Twarz Arreatu tarcza burzy homunkulus co w retorcie
alchemików urósł i wszechobecny smak barbituranów

Piszę do mędrca na cokole za oknem sztychy japońskie
tworzą impresje to już trzydzieści wiosen
życia mojego jesień pośród wariatek z Montdevergues

Większość rzeźb w pracowni zniszczyłam pozostały tylko
porozbijane skorupy popielniczek gromada głodnych
kotów które karmiłam i myśl że nie pocznę żadnego
owocu

II

Mówią że jestem ciągle bardzo brudna
pozwolono mi w kuchni samej przygotowywać posiłki
bo boję się że zostanę otruta
Z okna pokoju w przytułku dla umysłowo chorych
nie widać pobliskiego Awinionu
tym bardziej mojego Studia
więc patrzę na tych obok co ślinią się bo są poza
własną kontrolą

Nie pasują biedne szpaki w upierzeniu juvenalnym
do piękna które odczuwa mój brat Paul
on widzi w nich jedynie upadłe umysły niewarte
głębszych dociekań
ukarane przez Boga dobroci i mądrości
Tak myśli od kiedy został sukcesorem świętej sprawy
pierwszym po Dante poetą chrześcijaństwa

Ale do końca życia co kilka lat będzie odwiedzał
swoją siostrę przez rodzinę wyrzuconą z pamięci
Starą pokurczoną ona świszczącym szeptem
opowiada mu na ucho rzeczy
których on nie rozumie kompletnie Gdy mówię
że jestem tu i nie wiem dlaczego
Pytam czy ten żart długo jeszcze potrwa

Arkadiusz Burda – Sześć wierszy
QR kod: Arkadiusz Burda – Sześć wierszy