Święto Zmarłych. Kaplica św. Anny
W niedzielę przed Świętem Zmarłych
krążyłem między Wzgórzem Cmentarnym
z grobami Henryka, Feodory i Klementyny
a Kaplicznym Wzgórzem z kaplicą św. Anny.
Przy grobowcach rodziny von Reuss minąłem się
z ojcem i synem, zaś przy kaplicy powiało
Duchem Świętym, przez co poczułem się
trochę spięty, ale szybko mi przeszło.
Zjadłem, popiłem i zabrałem się
z wiatrem na Ściegny.
Święto Zmarłych. Jabłka
Pierwszego dnia listopada zamiast
na cmentarz poszedłem na jabłka.
Myślałem, że jedna myśl z drugą
przy jabłoni przepadnie, ale razem
wzięte zaczęły swobodnie płynąć
przez głowę, gałęzie, zapadnie.
Nie mieszkam już w pięknie,
raczej gdzie popadnie moszczę
gniazda dla kości na okoliczność
końca języka, rozpadu składni.
Za ostatnią Michejdowską stodołą
znajduję na starej jabłoni dwa duże
owoce. Jeden wypełnia mi dłoń.
Święto Zmarłych. Jabłoń
Na Dzikich Polach daleko
za ostatnią Miechejdowską stodołą
idę wyboistą drogą przez krzaki jeżyn
i malin, aby stanąć przed starą
poniemiecką jabłonią, która ma tyle
ukrytych sensów i znaczeń,
że można przebierać do woli. Ale
ja już nie mieszkam pośród symboli
jabłoni, ale wciąż w Twoim pięknie,
które mi wprawdzie uciekło, przepadło.
Nie tak jak jabłko, które trzymam w dłoni
i przez to niewiele jest warte, ale jest
i mogę je zjeść. Albo nie.
Święto Zmarłych. Pozory
Pierwszego dnia listopada zamiast
na cmentarz idę na Dzikie Pola
pod jabłoń. Nie tyle po to,
żeby skosztować owoców
z drzewa, ile zobaczyć, jak drzewo
w święto się miewa. Pod starą
poniemiecką jabłonią wytrzymuję
burzę i napór, a może tylko pozory.
Bo co w życiu jest ważne? Co
w ogóle jest? Na jabłoni wiszą
dwa duże jabłka, to znaczy
o ile je widzę,
one tam są.