Kolacja u Köhlerów

O ósmej rano poszliśmy z panem kapitanem
von Reiboldem stanąć do aktu notarialnego
pana subrektora Grossera. Po zakończeniu

tegoż udaliśmy się z panem Köhlerem
i jego bratem do domu. Po południu odwiedziłem
z panem Köhlerem pana von Gablenza,

a stamtąd z panem plebanem Köhlerem
poszliśmy do pana kapitana von Reibolda
do stołu, gdzie spotkałem też pannę von Ilow.

Po obiedzie byliśmy z panem von Nostitzem
świadkami przy podpisaniu aktu notarialnego
pana kantora, co trwało do szóstej. Stamtąd

poszedłem jeszcze do pana kapitana,
by się pożegnać, a po powrocie do Köhlerów,
zastałem tam pana plebana von Herrnsdorfa

z małżonką. Wkrótce ona pojechała prosto
do domu, ale on i pan Neumann jedli z nami.
ale w końcu i oni pojechali i już z nami

nie jedli. Przed południem trochę pokropiło.
Po południu intensywny ciągły deszcz.
Zimnawo. Jakby ktoś umarł. Ale dlaczego

nie ma z nami panny von Ilow?


Skały pod nowy wał

Po południu państwo Jahne, pan Köhler,
pan Rothe i ja udaliśmy się przez Graniczną,
gdzie dołączyła do nas madame Frietzsche,

do Świeradowa, gdzie doszedł jeszcze pan Vierig.
Przy zdrojach piliśmy kawę i oglądaliśmy, jak
wysadzają skały pod nowy wał i nowy budynek.

Nie korzystano przy tym z nasączonych siarką
lontów, ale z gąbek. Nie wiem, czym nasączonych,
ale chyba czymś gorszym niż siarka. Jakby je diabli

spod wanny nadali albo wprost zza granicy. Kawa
pod nowy budynek naprawdę przednia (z tyłu
skały ciała dawały pod wał). Kochałem się

w madame Frietzsche jak nic. Jak nikt.


Das Ding

Wycieczka na Smrek. Wyszliśmy
o trzeciej nad ranem, a uczestniczyli pan
Frietzsche, pan Schön z Schreibersdorfu,

państwo Vogt, państwo Catach-König,
pan Vierig, państwo Jahne, madame
Frietzsche, pan Reth, pan Köhler i ja,

a wszystkie potrzebne rzeczy nieśli
tragarze. W drodze powrotnej z wycieczki
kogoś zabrakło. Ktoś z powodu jakiejś

Rzeczy został na Smreku. Pan
Frietzsche, pan Schön, państwo Vogt,
państwo Catach-König, pan Vierig,

państwo Jahne, madame Frietzsche,
pan Reth i ja bardzo się martwimy
o tę Rzecz (i już wiemy, kto

z nami nie uczestniczy).


Dech życia

Z Malinnika jechaliśmy przez szereg
granitowych pagórków, które ciągną się
w stronę Jeleniej Góry. Widoki były

nieodmienne wspaniałe, choć
perspektywa nieustannie się zmieniała,
a także skracała tym bardziej,

im bliżej byliśmy Kowar. W samych
Kowarach znikła, zbyt krótka
dla naszych oczu. Krótsza niż oddech,

gdy uchodzi z nim życie.


Podnóże Landeskrony

Z Wojkowej widziało się cały
Giebułtów, nieco na lewo Sępią Górę,
na prawo na pierwszym planie

kościół w Grudzy, bardziej w głębi Gryf
na tle Lubańskiego Wielkiego Lasu
i wreszcie na samym końcu, nieco

na prawo od Grudzy, całą Landeskronę
aż po podnóże. Pod podnóżem może
jeszcze bicz boleści. Pod nim

już nic. Tylko kości.


Wyprawiacz skór

Schodząc ze Śnieżki zauważyliśmy duże
plamy krwi na kamieniach. Pijany musiał
ulec tu wypadkowi. Usłyszeliśmy od Hempla,

że przewrócił się i poranił sobie zwłaszcza
twarz, że kilka razy tracił przytomność,
a jego towarzysze cucili go wodą i zabrali

wciąż pijanego na dół, że jest on
wyprawiaczem skór z Malinnika koło
Jeleniej Góry i ogólnie hulaką,

czyli – jak by nie patrzeć – moim
najbliższym sąsiadem,
bliźnim, bratem,

mną.


Ogrody

Następnie obejrzeliśmy ogrody Hessa,
Buxa i Kellnera, wszystkie trzy ładne, ale
Buxowy największy i najświetniejszy,

w ogrodzie tym znajduje się bardzo
znaczna oranżeria, większość obsady
jest jeszcze bardzo młoda, ale nawet

najmniejsze drzewka były kwieciem
i owocami obficie obsypane, klomb
goździkowy był również piękny,

a w inspektach rosło mnóstwo
ślicznych malw, tylko kupiec Daniel
von Bux przewracał jakoś dziwnie

oczami, jakby mu się w głowie
zalęgły czarcie insekty, zwłaszcza
jeden z inspektów pełen był

najświetniejszych barw.


Szmergle i tryple

Po południu udałem się z panem Meÿerem
obejrzeć szlifowanie kamieni przez szlifierza
Friedricha w Cieplicach, który ma być

w tym fachu jednym z najświetniejszych.
Przyglądaliśmy się, jak chryzoprazy
na ołowianej tarczce z użyciem szmergla

szlifuje i na cynowej przy pomocy trypli
poleruje. Robota mu idzie dość szybko,
przy twardszych rodzajach kamieni trzeba

jednak w miejsce ołowianych stosować
tarczki miedziane, zaś zamiast ludzi stawiać
przy szmerglach drewniane tyczki

dla lepszej orientacji w terenie.


Gospoda w Niwicach

W Niwnicach piliśmy i jedliśmy
przed drzwiami gospody, obserwując
niezwykle urozmaicone scenki

z udziałem pijanych ludzi i dopiero
przed samym snem udaliśmy się
do naszej nader ciasnej kwatery,

gdzie wszyscy musieliśmy leżeć
na jednym posłaniu ze słomy i gdzie
nie było miejsca ani na życie,

ani na zgon (nikt też z moich
towarzyszy nie był na pierwsze
ani na drugie gotowy,

bo skąd).


Žalý a Trosky

W Rokytnicach szliśmy długo doliną
przez wieś pod górę, gdzie przy wapienniku
leżały tutejsze łuszczące się wapienie

o białych i czerniawych warstwach,
a na drzewach wisiało wiele owoców,
z których jeden był owocem żywota mojego

bezpotomnego. Górę Žalý mieliśmy
z tyłu po lewej, a pędzone przez wiatr
chmury stale częściowo ją spowijały,

z przodu stał zamek Trosky.


Wiersze z tego cyklu to wariacje na temat wybranych fragmentów książki Adolpha Traugotta von Gersdorfa Dzienniki podróżne 1765-1800 (wybrał, przełożył i przypisami opatrzył Marcin Wawrzyńczak, Wydawnictwo Wielka Izera, Chromiec 2022). Znajdą się one w innej książce tego samego wydawcy pt. Smrek. Na pograniczu Śląska, Czech i Łużyc. Monografia historyczna z dużym udziałem pana von Gersdorfa i współczesna codą, co nie jest przypadkiem, jako że zawsze czułem się w ten czy inny sposób pogranicznikiem.

Grzegorz Tomicki – Wariacje gersdorfowskie
QR kod: Grzegorz Tomicki – Wariacje gersdorfowskie