***

jestem biedaczyną z Asyżu
słońce zachodzi zbyt wcześnie
nie chce zjeść ze mną kolacji
brat księżyc nie podgląda
spędzam noce samotnie

w pornosie
bez słów i tak wszystko się rozumie
więc po co jest język
żeby opisać strach

za oknem pusta hala supermarketu
jedyny który był ambitny
zamiast kiełbasy i piwa sery i wina
zabrakło koneserów

teraz wygląda jak wielkie ścierwo psa
żaden samochód nie chce się do niego przyznać
wszystkie uciekły z parkingu

nie wiem czy dziękować za swoje istnienie
Bogu czy ewolucji
chciałbym być szybki jak gepard
ale mam ciało tylko nieco zręczniejsze od goryla

tyle wieprzy trzeba przegonić żeby znaleźć perłę
zmysły stępione kakofonią wciąż jednak walczą

to że umrę jest pewne
to oczywistość
a śmierć potrafi być wymarzona
na przykład klauna pod lawiną śmiechu


***

przyszedł do mnie wilk
samotny oddzielony od stada
pogłaskałem
i myślę będzie z niego dobry pies

potem wychodzę
wiatr ślizga się na szronie
w piekarni są już świeże bułeczki

wróciłem
w pokoju zagubiona pszczoła
myślała
a może ja za nią
że księgozbiór to ul
zabiłem idę po zmiotkę
aby usunąć ślady

świat jest tylko ogólną ideą
to ja wypełniam go szczegółami

moją matką była cisza moim ojcem słowo
żyłem z matką nie wiedząc o tym że
dookoła są ofiary
ojciec powrócił dopiero przed śmiercią
z wiarą że unieśmiertelnia pisanie
nigdy nie zrozumiałem świata dorosłych

na niebie ptaki rozkładają skrzydła
na ziemi kobiety rozkładają nogi
niebo i ziemię łączy błyskawica
jest jak pępowina
robię z nią selfie
sam psy boją się burzy


***

jest we mnie stary człowiek
wraz z nim przechodzę przez drogę
a nie idę po niej chociaż prowadzi do centrum
żyję teraz na marginesie zdarzeń
które znam tylko z telewizji

tyle czasu upłynęło
w poście i karnawale
chociaż nie mogę powiedzieć że życie
jest tym z czym się specjalnie utożsamiam

nie chcę życia w którym saper myli się tylko raz
a na początku jeden wystrzał daje pistolet startowy
nie chcę światła które jebie po oczach
lecz niuansów
ziaren mających różne rozmiary
i chwastów które są piękniejsze od roślin uprawnych

z historii zbawienia wziąłem tylko drogę krzyżową
będąc człowiekiem z krwi i kości
nadałem jej niepewność
bo wiedział jako Bóg
że po śmierci zmartwychwstanie

na słowach gładka skóra
pod nią płuca rzężące od znaczeń
toczy je rak poezji w zaawansowanym stadium
ale śmierć literacka nie jest jak ta
prawdziwa
można ją po prostu przewertować

zamykam się w sobie
bo nie chcę usuwać własnych myśli
żeby zrobić miejsce dla świata


***

jestem jeleniem
który nigdy nie był na rykowisku
mieszkam poza granicami lasu
ja outsider

codziennie chodzę do wodopoju
ale pod głęboką ciemną wodą nie widzę Boga
wieczorami zamieniam się w makatkę
gdy żona czyta listy od idealnego
mężczyzny z marzeń

kawa dobra na senność
a senność na życie
to dziwne życie boli
a przecież jest abstrakcją

często patrzę w słońce
i rozmywam świat na powidoki
ale znowu powracam do konkretnych szczegółów
życie woła

każdy dzień to jednorazowy zastrzyk
noc jak pielęgniarka przemywająca miejsce po igle

budzę się rano
ja niewinny chłopiec pobrudzony trudnym dzieciństwem
który czeka na tożsamość zapisaną w pierwszym dowodzie

teraz nie wiem kim jestem
rozsądek podpowiada weź się w garść
bo wyleją z posady
i będziesz żebrał pod kościołem do którego nie chodzisz


***

a może to tylko sen
w którym nikt od nikogo nic nie wymaga
przerywany przez życie
które marzy o karności w dwuszeregu

musisz jednak wstać
obowiązki wzywają
są jak brzoskwinie z początku soczyste
z czasem zaczynają gnić
wraz z nimi człowiek

może liczą się tylko ręce
są sprytniejsze od głowy
to je umywa się po wyroku
mimo to wyobraźnia potrafi odmienić
nawet całą historię ludzkości

w drzwiach judasz
Chrystus narzuca się z historią zbawienia
za drzwiami listonosz
z ponagleniem z banku
z którego wziąłem trzydzieści srebrników

żona i córka
oddzielone rozwodem
płynę to moja odyseja
z myślą że pozabijam wszystkich kochanków
którzy wyolbrzymiali moje infantylizmy
po czym zamienię na szacowną garderobę

a śmierć
może jej w ogóle nie zobaczę
oślepiony nadmiarem obrazów z życia

Bogumił Staszek – Pięć wierszy
QR kod: Bogumił Staszek – Pięć wierszy