Historia jednego z najważniejszych i najbardziej uznanych europejskich sound systemów wagi ciężkiej.

 

Więc Bredda Neil, zacznijmy od początku. Pochodzisz z Anglii, z regionu Yorkshire. Czy możesz powiedzieć jak wyglądało dorastanie w tamtej części kraju, bo lata 70., kiedy byłeś młodziakiem, były ciężkim czasem w całej Wielkiej Brytanii. Więc jak to wyglądało i jakiej muzyki słuchałeś w tamtym czasie?

Witaj bracie! Rastafari! Dokładnie. Dorastanie w latach 70. w Yorkshire to był bardzo ciężki czas. Wiele się wtedy działo. Wiesz, strajki górników i wszystkie te antyestablishmentowe rzeczy, które działy się dookoła. Kiedy dorastałem zawsze byłem typem rebelianta. Zawsze szukałem rebelianckiej muzyki, a pop w ogóle mnie nie interesował. Wolałem muzykę, która coś ze sobą niesie, ma jakieś przesłanie. Kiedy byłem bardzo młody mocno zaangażowałem się w ruch punk. Wiesz, to były początki całego tego ruchu. Wszystko przez to, że był on mocno rebeliancki. Nie podobało nam się to, co widzieliśmy dookoła, nie podobał nam się kierunek, w jakim zmierza społeczeństwo, więc chcieliśmy dać temu wyraz. Tak właśnie zaczął się cały ruch punk. W tamtym czasie, kiedy powstawał punk, nie było w zasadzie żadnych płyt ani DJ, którzy grali taką muzykę. Oczywiście oprócz Dona Lettsa w Londynie. Więc kiedy punkowe zespoły grały swoje koncerty w Leeds, gdzie zwykle jeździliśmy, żeby ich posłuchać, to przed koncertami grały tam lokalne reggae sound systemy. Co ciekawe, bardziej interesowały mnie właśnie one niż punkowe zespoły. Poza tym w tamtym czasie chodziłem już na imprezy sound systemowe. Mówimy tutaj o czasie, kiedy miałem 15, 16 lat. Bywałem na imprezach w Bradford, czasem w Leeds. Miejsca takie jak Palm Cove w Bradford. Czasem też jeździło się do Huddersfield. To było kolejne miejsce. Wiesz, mieliśmy szczęście, bo w tych miejscach jak Huddersfield, Bradford, Leeds, było dużo enklaw Jamajczyków i dalej w innych miastach jak Manchester czy Liverpool. To tam rodził się nowy ruch, a punk na początku szedł z nim ramię w ramię. Wiesz, wszyscy byliśmy rebeliantami, wszyscy walczyliśmy z establishmentem.

Wtedy też bardzo popularny był ruch Rock Against Racism, który łączył w sobie punk i reggae, a także sound systemy.

O tak! Bracie, mówię ci. Wielu ludzi w ogóle tego nie rozumie. Pamiętam, kiedy byłem młody jechałem całą drogę w napakowanym po brzegi autobusie do Londynu, żeby być na jednym z koncertów Rock Against Racism. Było dokładnie tak jak mówisz. Połowa składu to zespoły punk, druga połowa to zespoły reggae. Jeśli dobrze pamiętam, Steel Pulse był gwiazdą tego koncertu. Była też zabawna sytuacja, którą pamiętam, że jeden z zespołów punkowych albo skinheadowskich Sham 69 grał tego samego wieczoru. Wielu ludzi zastanawiało się wtedy czy są rasistami czy też nie, ale to był bardzo zabawny obrazek, który ciągle mam w swojej pamięci. Steel Pulse gra na scenie, a z tyłu za nią na murku siedzą setki skinheadów, w butach Doca Martensa i kurtkach Bena Shermana. To był naprawdę zabawny czas.

Wspomniałeś, że przed punkowymi koncertami grały sound systemy. Czy pamiętasz może, co to były za ekipy? Czy to po prostu były inne składy za każdym razem, które organizatorzy zapraszali na te imprezy?

Wiesz co, nie wiem. Od tamtego czasu ciągle rozmawiam o tym z moim przyjacielem Sammy Dread z Leeds z Iration Steppas. On także był obecny w tamtych czasach. Tak samo jak I Natural. Zawsze starałem się dowiedzieć, kim były te ekipy, których wtedy słuchałem. Szczerze mówiąc wszystko z tamtego okresu jest dla mnie swego rodzaju dziurą. Byłem wtedy w całkiem innym momencie swojego życia (śmiech). Nie pamiętam nazw itd., ale najważniejsza była wtedy energia i vibe, który we mnie utkwił. To było niczym ziarno, które później zaczęło rosnąć i rosnąć…

Poza tym, że słyszałeś sound systemy przed punkowymi koncertami, to czy pamiętasz swoją pierwszą imprezę sound systemową, na jaką poszedłeś? Wiesz, mam tu na myśli imprezę, na którą poszedłeś świadomie, że chcesz posłuchać takiej muzyki…

Tak się składa, że pamiętam. Tak. To było w miejscu, które nazywało się Cleopatra w Huddersfield. Nie jestem w 100% pewien, kto wtedy grał, ale wydaje mi się, że było to Quaker City z Birmingham wraz z lokalnymi ekipami z Huddersfield. Pamiętam, że Quaker City miało taki sound, że po prostu całe miasto drżało. To było niczym trzęsienie ziemi, kiedy grali. Będę z tobą szczery, byłem wtedy pijanym punkiem. Stałem po środku sali otoczony głośnikami, aż nagle odpalili swoje basy i całe miejsce zaczęło się trząść. Wiem, że to frazes, kiedy ludzie mówią „to był ten moment, to była ta chwila, kiedy stałem się uzależniony od sound systemu”, ale tak było. Wywarło to na mnie tak wielki wpływ, ten pierwszy moment, kiedy usłyszałem moc basu. Wtedy to może były 24 głośniki basowe, które trzęsły miejscem. To było niesamowite.

Później przeprowadziłeś się z regionu Yorkshire na południe Anglii do Brighton, a następnie z Brighton do Londynu. Czym się tam zajmowałeś?

Szczerze mówiąc, bracie, w tamtym czasie po prostu wyjechałem zarobić jakieś pieniądze. Pracowałem dużo na południu, bo można było tam dostać o wiele łatwiej pracę na północy. Wiedziałem o tym odkąd byłem małym dzieckiem, że nie chcę zostać w Yorkshire przez całe moje życie. Ale jestem wdzięczny za czas w Yorkshire, bo dał mi poważny fundament. To był ciężki czas, bo nie było łatwo tam żyć. Wyjazd na południe to była znacznie inna sprawa. To niczym wyjazd na wakacje lub coś w tym stylu.  Poza tym muzyka była znacznie gorsza w tamtym czasie. Wiesz, zacząłem zbierać płyty winylowe, kiedy miałem 15 może 16 lat, więc regularnie podróżowałem do Dub Vendor w Londynie, albo do Daddy Cool i kupowałem nowe płyty. To było coś, co zawsze robiłem, kupowałem płyty.

Podczas Twojego czasu w Brighton i kiedy przeprowadziłeś się do Londynu, wielu operatorów sound systemów z tamtych czasów mówi, że sesje Jah Shaki w latach 80. były niczym mistyczne przeżycie, były czymś zupełnie innym. Ty też miałeś to szczęście być na kilku sesjach Shaki w tamtym okresie. Czytałem jeden z wywiadów, w którym mówiłeś, że Shaka był jedną z twoich największych inspiracji, jeśli chodzi o sound system. Powiedz mi jak to wyglądało i jak pamiętasz swoje spotkanie z Jah Shaka podczas jego sesji na jego własnym sound systemie?

O to było coś wyjątkowego. Byłem młodym dzieciakiem, pochodzącym z północy Anglii. Łapałem stopa do Londynu i kiedy dowiedziałem się, że Shaka gra swoją sesje. Postanowiłem pojechać z centrum Londynu na jego południe, pociągiem miejskim zdany sam na siebie, w poszukiwaniu sesji. Wylądowałem na Brixton albo Peckham ,nie pamiętam dokładnie, gdzie to było. W tamtych czasach nie mieliśmy nawigacji czy telefonów komórkowych, więc musiałeś użyć swoich instynktów, żeby wiedzieć gdzie tak naprawdę idziesz. Pamiętam, kiedy wysiadłem na stacji słyszałem ten charakterystyczny dźwięk „brrrr, brrrr, brrrr, brrrrr”, za którym szedłem przez te wszystkie wąskie uliczki. Doszedłem przed drzwi jakiegoś wielkiego industrialnego budynku, przed którym stało z dziesięciu rastamanów w tych charakterystycznych czapkach. Wyglądali naprawdę bardzo poważnie i wtedy, wiesz, ja mały biały dzieciak podszedłem do nich i zapytałem „Czy tutaj gra Jah Shaka?”. Oni odparli „Yaman! 10 funtów!” Dałem im pieniądze i znalazłem się w środku. Dla mnie ten czas, to było strikte duchowe przeżycie. To było bardzo duchowe widzieć Shakę w jednym rogu sali, którego oświetlała tylko jedna lampa, a pozostała część miejsca była ciemna. Ludzie nie przejmowali się niczym podczas tej imprezy. Nikt na nikogo nie patrzył, czy masz śmieszne ruchy taneczne czy cokolwiek innego. Ludzie byli tam, żeby doznać duchowego przeżycia. Dlatego Shaka był i jest dla mnie wyjątkowy. Wiesz, były imprezy i były imprezy Shaki.

Czy pamiętasz inne sound systemy, które były wtedy aktywne? Bo wiele sound systemów, które obecnie są bardzo popularne nie istniały jeszcze w latach 80. One zaczęły grać pod koniec lat 80. i na początku lat 90. Czy pamiętasz zatem inne soundy z tamtego okresu?

Oczywiście! Fatman! Wielki Fatman. Poza tym Coxsone Outernational. Lloyd Coxsone wraz z jego ekipą. Był jeszcze jeden, który był absolutnie moim ulubionym sound systemem z tamtego czasu – Sufferers Sound, który pochodził także z południowego Londynu. To wszystko poważne soundy. Było ich wtedy trochę. Oczywiście, wiele się zmieniło, kiedy nadeszły nowe czasy. Kto jeszcze pochodzi z tamtego okresu. Oczywiście Jah Shaka, jest jeszcze Jah Youth, który też wtedy grał. Jah Tubby’s jest też z tego czasu. Potem przyszła kolejna fala z Channel One, Iration Steppas, Aba Shanti-I czy nami.

Wspomniałeś, że zacząłeś zbierać płyty, kiedy miałeś 15, 16 lat. Więc jakie płyty wtedy najbardziej Cię interesowały? Jakie były Twoje muzyczne inspiracje podczas zbierania płyt?

Wow, to były 7” płyty. Wiesz 7” z dziurą wyciętą na środku. To było bardzo ekscytujące iść do sklepu jak Dub Vendor. Zwykle chodziłem do dwóch różnych sklepów, ale najczęściej bywałem przy tym na Ladbroke Grove i najczęściej bywałem tam w porze lunchu, kiedy pracowałem. Wchodziłem tam i w środku, w tym małym sklepie było może dwadzieścia osób. Nie wcisnąłbyś tam nikogo więcej. Gość na końcu sklepu był prawie jak Shaka. Grał kawałki, nagle boom obracał stronę i grał wersję dub. W ciągu dwóch czy trzech sekund wszyscy krzyczeli „Ya man! Ya man! Ya man! Na koniec każdy miał swoją górkę płyt. Ten, który miał najbardziej doniosły głos miał ich najwięcej. Tak to wtedy wyglądało i bardzo mi się to podobało.

Poza tym kolejną rzeczą, która była świetna w 7” to fakt, że nie były one przywożone w wielkich ilościach. Niektóre pojawiały się w ilości dwudziestu kopii na całą Wielką Brytanię. Więc kiedy udało ci się dostać jedną z nich, to było coś wyjątkowego. Dlatego musiałeś chodzić do sklepu z płytami. Nie było Internetu. Nie mogłeś po prostu odsłuchać czegoś online. Żeby coś kupić, musiałeś iść do sklepu i bardzo szybko decydować.

To niczym swego rodzaju licytacja.

Tak. Dokładnie tak. Tak to właśnie wyglądało. Ale naprawdę lubiłem ten styl kupowania płyt.

Jeśli mówimy o zbieraniu płyt, to jakie jamajskie studio ceniłeś najbardziej, jeśli chodzi o kupowanie płyt w tamtym okresie?

W tamtym czasie, to bez wątpienia było Studio One. Jeden z moich przyjaciół Iyah C zwykł zabierać mnie do sklepu Peckings Records przy Shepherd’s Bush, który był brytyjskim departamentem Studio One. Więc cokolwiek zostało wydawane w Studio One, mogłeś znaleźć w Peckings. Poza tym mieli tam całą masę niesamowitych rzeczy. Peckings Records Shop. Czasem musieliśmy iść do zakładów bukmacherskich, które były tuż za rogiem, żeby otworzyli nam sklep. Zasada była prosta, jeśli sklep był nieczynny szło się do zakładów w poszukiwaniu Peckingsa, żeby ten otworzył ci sklep.

Kiedy już zbierałeś te płyty, to czy nie miałeś w tamtym czasie takiej myśli, że ok „mam swoją kolekcje płyt, więc chciałbym zacząć grać tę muzykę dla ludzi”. Czy zdarzało Ci się grać w tamtym czasie imprezy czyli zanim stworzyłeś King Shiloh Sound System czy to było dla Ciebie jeszcze za wcześnie?

Wiesz co, tak naprawdę zacząłem grać, kiedy przeprowadziłem się do Holandii 27 lat temu.  Przed tym trzymałem się z Rastafari Chant Sound System. Nie zagraliśmy jakoś dużej ilości sesji, ale dało mi to solidny fundament i podstawową wiedzę na ten temat. Dopiero przyjazd do Holandii wszystko przyspieszył. Miałem to szczęście, że miałem bogatą historię muzyczną. Więc kiedy tu przyjechałem pomyślałem sobie, że muzyka musi być tutaj taka sama. Mają tu ganje, wszędzie widziałem zielono-żółto-czerwone flagi, ale prawda jest taka, że to, co widziałem, te wszystkie flagi, itd., to tylko fasada, za którą działy się przeróżne dziwne rzeczy. Nie mogłem w ogóle znaleźć miejsca z muzyką roots & culture, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Holandii. To był moment, kiedy przyszedł do mnie Jah i powiedział: Musimy to zmienić. Wybieram Ciebie, żebyś wykonał tą pracę i wtedy zaczął się mój amsterdamski rozdział i powstał King Shiloh.

Przeprowadziłeś się z Londynu do Amsterdamu. Co było tego powodem? Byłeś w miejscu, które przez wszystkich miłośników sound systemu upatrywane jest niczym mekka kultury sound systemu. Ty nagle postanowiłeś przenieść się do Amsterdamu, gdzie scena reggae poza jamajskimi zespołami, które przyjeżdżały tu grać swoje koncerty, praktycznie nie istnieje. Tak jak też przed chwilą wspomniałeś, nie było tu w ogóle sceny roots & culture. Dlaczego więc postanowiłeś tak drastycznie zmienić swoje otoczenie?

Ok. Dam ci bardzo prostą odpowiedź. To wszystko przez ganje. Tak właśnie było (śmiech). Zobacz, w tamtych czasach, a mówimy tu o drugiej połowie lat 80., w tamtym czasie nasza muzyka się skończyła, dla mnie nasza muzyka w jakimś stopniu skończyła się w drugiej połowie tej dekady. Koniec lat 70. to najlepszy z możliwych okresów. Na początku lat 80. wciąż mogłeś dostać dobre numery, ale w połowie i pod koniec lat 80. było ciężko znaleźć dobre kawałki. Oczywiście dla mnie, mówię tu tylko ze swojej perspektywy. Zdałem sobie sprawę, że coraz ciężej jest mi znaleźć dobre numery. Więc muzyka zeszła wtedy na dalszy plan. Ja pracowałem jako grafik w jednej z topowych londyńskich firm, a całe moje wynagrodzenie przeznaczałem na palenie ganji (śmiech). To prawda, mówię prawdę, tak to właśnie wyglądało. Prowadziłem szybkie życie pracując jako grafik, a całe pieniądze, jakie zarabiałem przeznaczałem na ganje. W tamtym czasie jeździłem też na motocyklu. Miałem szybki motocykl. Przyjeżdżałem więc na weekendy do Holandii. Któregoś razu przyjechałem, odbyłem swoją cotygodniową sesję palenia i nie chciałem wracać do Londynu w poniedziałkowy poranek, żeby iść do pracy. Więc po prostu tu zostałem.

Reszta to już historia.

O tak! (śmiech) Reszta to już historia.

Więc jesteś już w Amsterdamie i przychodzi rok, 1991 kiedy rodzi się King Shiloh Sound System. Czy możesz powiedzieć mi o początkach, jak to właściwie się zaczęło. Mówiłeś, że to była inspiracja od Jah, ale jak to wszystko się potoczyło. Zdecydowałeś się tu zostać, nie wróciłeś więcej do Londynu, ale stworzenie sound systemu nie było chyba zbyt prostą sprawą w kraju, gdzie kultura sound systemu w zasadzie nie istnieje…

To prawda, bracie, dokładnie tak i dzięki temu, to wszystko się wydarzyło. Ponieważ nie było tutaj niczego takiego, a ja bardzo, ale to bardzo chciałem, żeby coś takiego się tutaj wydarzyło. Na początku zacząłem promować małe imprezy, na które zapraszałem czasami nawet ludzi z Wielkiej Brytanii, żeby przyjechali i zagrali swoja muzykę. Wiesz, przychodziło na nie może ze dwadzieścia osób, ale dzięki temu poznałem człowieka, który w tamtym czasie był drugą połową King Shiloh czyli Red Liona. Przyszedł na jedną z tych imprez, którą robiłem. Zobaczyłem go wtedy, wiesz, wyglądał bardzo poważnie, ale podobała mu się sesja. Pomyślałem wtedy „ten gość, wie co to sesja sound systemowa”, a pod koniec imprezy zaczęliśmy rozmawiać. Wtedy on powiedział: o bwoy nawet nie wiesz jak się cieszę, że robisz te imprezy. Skąd jesteś? Odpowiedziałem mu, że z Wielkiej Brytanii, on z kolei był z Surinamu, ale praktycznie całe swoje życie mieszkał w Holandii. Powiedział mi, że bardzo chciałby zacząć robienie sound systemu. Zapytałem go więc, co zatem robi. On odparł, że jest wokalistą. Powiedziałem wtedy: ok, zacznijmy poważnie rozmawiać, bo ziarno zostało zasiane. Od tego momentu rozmawialiśmy ze sobą jeszcze wiele razy i założyliśmy coś, co na początku nazywało się Roots and Culture Sound System. Wiesz miałem wtedy swój program radiowy, który był nadawany w każdą niedzielę przez dwie godziny. Robiłem to przez 10 lat w Radio 100, a to była poważna rozgłośnia w tamtych czasach. Wiesz, rozgłośnia squotersów, darmowe radio. W tamtym czasie Amsterdam to był też raj squotersów, każdy wolny budynek był squotem. Wystarczyło przejść się po mieście i kiedy w radio grała ta audycja, mogłeś usłyszeć naszą muzykę prawie z każdego okna budynków, które były squotami. To było coś pięknego. Poza tym dało to nam solidny fundament muzyczny. Dodatkowo miałem swoją solidną kolekcję płyt więc nie było dla nie większym problemem przygotowanie cotygodniowej dwugodzinnej audycji radiowej. Po jakimś czasie dołączył do mnie Red Lion i program nazywał się Roots And Culture.

Kiedy zaczęliśmy tworzyć sound system, zaczęliśmy tez szukać innej nazwy. Wiesz Roots and Culture jest dobra dla audycji radiowej, ale nie jest to sound systemowa nazwa. Zaczęliśmy więc myśleć i zgłębiać temat. Któregoś dnia Red Lion zadzwonił do mnie i powiedział: bwoy, Frenchie miałem sen tej nocy, ja odpowiedziałem: Co? Miałeś sen? Ja też miałem sen tej nocy…, wtedy on kontynuował: Yaman, zacząłem szukać w Biblii, próbując połączyć mój sen z czymś z Biblii i znalazłem tą nazwę, tego miejsca… Wtedy powiedziałem mu: tak… wiem co to jest. Shiloh. Prawda? Odparł, że dokładnie tak. Ja opowiedziałem mu o swoim śnie, który był dokładnie taki sam… Zaczęliśmy szukać, co oznacza ta nazwa, a potem dodaliśmy przed nią słowo „King”, żeby brzmiało bardziej sound systemowo. W taki sposób narodził się King Shiloh. Naprawdę. To wszystko było bardzo mistyczne.

Czy pamiętasz swój pierwszy sound system? Mam na myśli pierwszą odsłonę King Shiloh Sound System? Wiesz pierwsze paczki, itd. Jak to wyglądało? Czy zbudowaliście go sami czy to była bardziej zbieranina różnych głośników, które po prostu połączyliście w całość?

Dokładnie tak, bracie. Dokładnie tak. To było niczym puzzle… (śmiech). To było istne szaleństwo, niczym tetris, albo coś w tym rodzaju. W tamtych czasach nie mogłeś kupić rzeczy w Internecie więc chodziliśmy do firm nagłośnieniowych i pytaliśmy ich czy nie mają jakiś starych paczek albo starego sprzętu, który mogliby nam sprzedać. Potem łączyliśmy to razem, tak jak z resztą robi to do dzisiaj wiele osób. To był moment, w którym obaj zaczęliśmy się uczyć o sound systemie i na temat samego dźwięku. Dla mnie to było niczym mój obowiązek, żeby poszerzać swoją wiedzę na temat sound systemu, a nie tylko go mieć. Jednym z moich największych nauczycieli na początku był Jah Tubby’s. Keith nauczył mnie wiele na temat dźwięku, ale ciągle chciałem robić rzeczy nieco inaczej, chciałem zrobić to po swojemu. Nie akceptowałem stanu rzeczy, w którym to możesz zrobić tak i tak, możesz kupić taki preamp, dostać plany takich, a takich głośników i tyle. Wtedy wszystko wygląda tak samo. Nigdy nie chciałem robić tego w taki sposób. Zawsze miałem swój inny pomysł, który chciałem zrealizować. I zawsze starałem się to zrobić, jeśli chodzi o sound system i tak też się stało.

Z racji tego, że pochodzisz z Wielkiej Brytanii, widziałeś jak wyglądają sound systemy. Przyjechałeś do Holandii, gdzie nikt nie wiedział jak to wszystko wygląda, więc miałeś jakiś background, jeśli chodzi o wiedzę. Poza tym wspomniałeś Keitha z Jah Tubby’s, który wiele nauczył Cię na temat dźwięku. Ale co z samym audio i strojeniem? Bo posiadanie głośników to jedno, ale sprawienie, żeby było odpowiednio wystrojone i brzmiały poprawnie to zupełnie inna rozmowa…

Tak jest, bracie. Wiesz co, zawsze miałem… Dobra opowiem Ci drugą część historii King Shiloh Sound System. Zaczęliśmy budować nasz sound system. Zaczęliśmy kupować poszczególne elementy i składać je w całość niczym puzzle, ale w tym samym czasie poproszono nas, żebyśmy grali w Paradiso i Melkweg, które są dwoma największymi klubami koncertowymi w Amsterdamie, jako DJe przed i po koncertach zespołów. W tamtym czasie, mówimy tutaj o trzech lub czterech koncertach w tygodniu, w obu tych miejscach. Paradiso miało dwa, Melkweg miało dwa czasem trzy koncerty. Graliśmy wtedy bardzo, ale to bardzo dużo. Czysty hardcore. Kupowałem dużo płyt, bo bardzo dużo i często graliśmy. Wszystkie te imprezy nie były grane na naszym nagłośnieniu tylko na nagłośnieniu Melkweg i Paradiso, które były bez wątpienia dwoma najlepszymi zestawami nagłośnieniowymi w całej Holandii, o ile nie w całej Europie. Porządne, robione na zmówienie głośniki Martin Audio. Więc graliśmy na takim sprzęcie i słuchałem jak to wszystko brzmi i pomyślałem sobie wtedy: „wow, to bardzo daleka droga od tego, co robimy z naszym sound systemem”. To spowodowało, że zakiełkowała we mnie myśl, że musimy wyjść poza ramy tego, co robimy i jaką jakość dźwięku uzyskujemy, bo nie jest ona wystarczająco dobra. Oczywiście ma swój urok. Wiesz, jest coś absolutnie pięknego w sound systemach mono, ale jednocześnie bardzo mocno cię ograniczają. Takie jest moje zdanie jako osoby, która robi i gra na sound systemie od ponad 25 lat. Doszedłem do takiego momentu, w którym chciałem znacznie poprawić jakość dźwięku i zrobić to w nieco inny sposób. W pewnym momencie odkryłem, że preamp jest bardzo ograniczający. To urządzenie typu plug and play, a ludzie je kochają, bo daje mocny i ciężki bas, a także wyraźne górki itd., ale praktycznie dyktuje ci sposób, w jaki masz grać, z powodu krzywej, która jest w equalizacji. Dlatego też, zdecydowaliśmy się, że pozbędziemy się equalizacji i zbudujemy sound system w taki sposób jaki chcemy i nie będzie nas to ograniczało…

Jeśli chodzi o techniczne aspekty Twojego sound systemu, to do tego dojdziemy nieco później… Czy zatem pamiętasz pierwszą imprezę pod szyldem King Shiloh Sound System? Pamiętasz to, czy jest to zbyt odległe w Twojej pamięci?

(śmiech)… Pamiętam, że zrobiliśmy serię imprez w miejscu, które nazywało się Hotel Arena. To na pewno miejsce, w którym odbyły się jedne z pierwszych sesji z naszym sound systemem. Graliśmy też w miejscu, które nazywa się OCCI, ale nie mogliśmy tam przywieźć swojego soundu z powodu ograniczeń natężenia dźwięku, ale to w Hotel Arena z pewnością stawialiśmy nasz sound i graliśmy sesje.

Pamiętasz, który to był rok? 1991, 1992, 1993?

To musiało być jakoś w tych okolicach. Poza tym pamiętaj, że muzyka też wtedy się zmieniała…

King Shiloh Sound System znany jest z tego, że podróżujecie praktycznie zawsze ze swoim nagłośnieniem. Grasz też czasami DJ sety, w różnych miejscach, ale przede wszystkim King Shiloh jest znany z grania i wożenia własnego soundu. Czy masz jakieś ulubione miejsce do grania? Wiesz takie, do którego wracasz z radością?

Wiesz co, praktycznie każda sesja, jaką gramy daje nam poczucie radości i spełnienia, że zrobiliśmy coś pozytywnego. Oczywiście, mamy swoje ulubione miejsca. Na przykład Dub Temple ostatnim razem w Krakowie jest z pewnością jedną z moich ulubionych sesji. Jest wiele zabawnych sytuacji związanych z tą sesją, o których ludzie nie wiedzą. To tak zwane rzeczy zakulisowe. Noc wcześniej graliśmy w Austrii i nie była to zła sesja, ale nie była to też komfortowa sytuacja. Powiem ci dlaczego. To dzieje się prawie za każdym razem, kiedy jedziemy przez południowe Niemcy. Zostaliśmy zatrzymani przez tamtejszą policję. Uwierz mi bracie, ich funkcjonariusze zrobią wszystko, żebyś nie czuł się komfortowo. Wtedy pobierali mi krew, pojechali ze mną do szpitala, żeby wykonać serię testów i wszystkie możliwe rodzaje głupot, jakie możesz sobie wyobrazić, przez które nie moglibyśmy dojechać na sesję do Wiednia, bo nie byłoby to możliwe. Na szczęście Jah przyświecał nam wtedy, udało nam się przechytrzyć policję. Zakazali nam jechać przez najbliższe 24 godziny, ale pomimo tego postanowiliśmy kontynuować naszą podróż i przyjechaliśmy do Wiednia na czas. Dosłownie w ostatniej chwili. Rozstawiliśmy sound system, bez zbędnych rozmów, itd. Nie było na nic czasu. Praktycznie z marszu zagraliśmy sesję, spakowaliśmy sound i zaczęliśmy myśleć już o kolejnych sześciu godzinach drogi, które mamy do pokonania do Krakowa. Kiedy do niego dotarliśmy, to miałem to uczucie zwycięstwa. Wiesz, przechodzisz przez te wszystkie sytuacje, które przydarzyły ci się wcześniej i w końcu docierasz na miejsce. To sprawia, że jesteś jeszcze bardziej zdeterminowany, żeby dać ludziom naprawdę dobry show. Właśnie wtedy pamiętasz takie sesje najlepiej, bo naprawdę chcesz dać ludziom coś specjalnego. Koniec końców okazuje się, że tak właśnie się stało.

Wiesz, lubię wszystkie sesje, jakie gramy. Tak jak powiedziałeś na początku, King Shiloh to sound system. Nikogo nie oszukujemy, nikogo nie okłamujemy. King Shiloh to sound system. Budujemy nasze głośniki, przygotowujemy nasz sound system, więc chcemy na nim grać. Jeśli nie ma fizycznej możliwości, bo gramy np. w Ameryce Południowej czy innych tego typu miejscach, to oczywistym jest, że nie weźmiemy go ze sobą, ale jeśli jest taka możliwość i pozwala na to budżet, to zawsze chcemy zabrać nasz sound z nami.

King Shiloh był też pierwszym sound systemem, który zagrał na legendarnych sesjach University of Dub, który nie pochodził z Wielkiej Brytanii. Czy możesz powiedzieć jak to wyglądało, bo wydaje mi się, że zawsze towarzyszy temu, nie wiem, pewnego rodzaju presja być może. Co prawda znasz świetnie to otoczenie, bo pochodzisz z Wielkiej Brytanii, ale z drugiej strony przyjeżdżasz tam spoza niej z własnym sound systemem i grasz na tej legendarnej imprezie…

Wiesz, to było naprawdę niesamowite doświadczenie. To było naprawdę coś. Masz rację, pochodzę z Wielkiej Brytanii, znam ten klimat, ale wciąż bycie docenionym za swoją pracę. Nie przypadkowo znajdujesz się na University of Dub, tylko poprzez robotę, jaką robisz, ludzie cię rozpoznają. Wydaje mi się, że to dzięki Aba Shanti-I, Jah Youth i Iration Steppas, którzy powiedzieli do organizatora Ramona Judah, że ci goście powinni przyjechać i zagrać. Znali nas, bo mieliśmy okazję zagrać z nimi wcześniej kilka razy. Dla mnie to był wielki zaszczyt, móc być częścią tej kultury. Wydaje mi się, że oryginalne sesje University of Dub były wyjątkowe. Przede wszystkim odbywały się w samym sercu Brixton w centrum rekreacyjno-sportowym, nawiasem mówiąc, tych miejsc już tam nie ma. Nie chcę też mieszać tutaj sytuacji i rozgraniczać na czarnych i białych, ale w tamtych czasach, ujmijmy to w ten sposób, było znacznie więcej ludzi czarnej społeczności niż białych. Było znacznie więcej ludzi, którzy mieli wiedzę na temat sound systemu, co bardzo mi się podobało. Nie miało to nic wspólnego z kolorem skóry, itd. Podobało mi się, że nie było tam ludzi tylko ze sceny roots & culture i sceny strikte sound systemowej, a byli tam też przedstawiciele innych gatunków jak ragga czy dancehall, którzy przyszli posłuchać jak gramy. Wszyscy byli ciekawi jak zabrzmi pierwszy europejski sound system, który przyjechał zagrać na Brixton. To było coś naprawdę poważnego. Zawsze powtarzam to ludziom. Jedno z moich wspomnień z tamtego czasu, to jak stoję przy control tower, całkowicie spięty, bo jesteś właśnie w tym miejscu i chcesz wypaść jak najlepiej i widzisz z dziesięciu wielkich gości, którzy wpatrują się w ciebie w odległości 10 cm od twoich płyt, co jest stresujące, a Ty musisz obrócić tą płytę i zagrać jej drugą stronę. To wszystko czyniło tę sesję naprawdę wyjątkową.

Mówiąc o pamiętnych sesjach, to zrobiłem research i chciałbym porozmawiać o sesji, na której graliście wy, Aba Shanti-I i Jah Tubby’s, kiedy w budynku zawalił się sufit i woda z basenu zalała całe miejsce. Czy mógłbyś powiedzieć o niej więcej?

(śmiech) To był tak naprawdę sakrament chrztu. To był chrzest wody. Zostaliśmy zaproszeni, żeby zagrać na University of Dub. To wielki zaszczyt. Więc zaczęliśmy przygotowywać nasz sound system, budowaliśmy więcej głośników, naprawdę solidnie się przygotowywaliśmy. Chcieliśmy być gotowi. Naprawdę planowaliśmy to wszystko od kilku miesięcy, żeby dobrze wypaść na tej poważnej sesji w Anglii. Kiedy dotarliśmy… (śmiech)… to było całkiem zabawne. Byliśmy dosyć wcześnie więc na spokojnie rozstawiliśmy swój sound system. Aba Shanti też był wcześniej i też na spokojnie przygotował swój sound, ale Jah Tubby’s nie było na czas. Keith miał normalną pracę, poza tym musiał przejechać przez Londyn, który był mocno zakorkowany. Więc trochę się spóźnili. Szczerze mówiąc w tamtym czasie pomiędzy nimi był jakiś beef. Pomiędzy Aba Shanti, a Jah Tubby’s.

No tak, Aba był przecież ich dawnym MC.

Dokładnie. Wydaje mi się, że ta impreza to było ich pierwsze spotkanie na sesji, po tym jak rozeszły się ich drogi. Pamiętam, że kiedy grałem kilka pierwszych numerów myślałem sobie: ciekawe jak zabrzmi Aba, a kiedy ten zagrał kilka numerów byłem totalnie zszokowany. Pamiętam, że w myśli miałem tylko wow. Nikomu nic nie powiedziałem. Lyrical Benjie i Red Lion stali tuż obok mnie, cała nasza ekipa stała w jednym miejscu. Czułem, że wszyscy po prostu się trzęśliśmy. To było niczym Kurwa, to jest to. Jesteśmy tu. Musimy zrobić to, co trzeba. Pamiętaj, że oni mieli znacznie większą moc niż ty. Tak to odebraliśmy. Szczególnie podczas warm upu. Emocje rosły. Graliśmy kilka numerów, potem Aba grał kilka swoich, aż nagle przyjeżdża Jah Tubby’s ze swoją ekipą. Bam, bam, bam, bardzo szybko postawili swój sound. Naprawdę zrobili to bardzo szybko. W międzyczasie Keith zaczął stukać w igłę gramofonu sprawdzając, które głośniki są już gotowe, ale jednocześnie dając nam sygnał, że jest gotowy zrobić swój sound check. Wydaje mi się, że to Aba powiedział: dalej Tubby’s, śmiało. Zagrał… to moja spowiedź… zagrał może ze dwie, trzy sekundy sprawdzając górne i środkowe pasmo. Następnie odpalił bas. Nagle wszystko zwolniło tempa. Pamiętam, kiedy odpalił bas, cały budynek zaczął się trząść. Naprawdę myślałem wtedy, że budynek może się zawalić. Sekundę później byłem cały mokry od stóp do głowy. Spojrzałem na Lyrical Benji, a ten też był mokry od stóp do głowy, a woda spływała z sufitu. Instynktownie podbiegłem do wzmacniaczy i zacząłem je wyłączać. Absolutnie wyłączyłem wszystko. Woda ciągle spływała do środka. W końcu zorientowaliśmy się, co tak naprawdę się stało. Piętro wyżej dokładnie nad nami znajdował się basen, który był właśnie remontowany, a bas Jah Tubby’s był tak potężny, że zniszczył dół basenu. Woda zaczęła z niego wypływać i wypełniała duże lampy sufitowe, które złamały się pod wypływem ciężaru. To było naprawdę dramatyczne (śmiech). To właśnie się wydarzyło.

Ale sesja trwała dalej czy musieliście ją przerwać?

Nie, bo nagle wysiadło całe zasilanie i walczyliśmy, żeby je przywrócić. Kiedy w końcu wróciło, było bardzo ograniczone. Moc była tak mała, że wszystko brzmiało, jakbyś grał małą domową prywatkę. To było całkiem zabawne. Wyciągnęliśmy cały nasz sprzęt i zaczęliśmy go suszyć tak, że pod koniec sesji moglibyśmy dalej na nim grać. Jeszcze jedna rzecz, jaką pamiętam, to kiedy nagle pojawiła się woda zaczynasz sobie uświadamiać, co tak naprawdę się stało. Twoje marzenie i praca twojego życia mogła zostać zniszczona w ciągu jednej chwili. Pamiętam, że obok mnie stał Rastaman i powiedział mi: nie martw się, Bracie. To jest błogosławieństwo. Po wszystkim zacząłem się nad tym zastanawiać. Mijały dni, a ja ciągle miałem w głowie to, co powiedział. Wtedy zrozumiałem, co tak naprawdę się wydarzyło. To był chrzest, bo pierwszy raz europejski sound system przyjechał na University of Dub (śmiech). Wiedziałem, że to nie będzie prosta droga.

Mamy 1997 rok, kiedy rozpoczyna się kolejny etap historii King Shiloh. Powstaje King Shiloh Majestic Music. Czy możesz powiedzieć mi, jakie cele ci przyświecały, że postanowiłeś zacząć własny label?

Wiesz co, jestem tradycjonalistą. Wierzę w stare, dobre i sprawdzone metody działania. W przeszłości, kiedy King Tubby czy Coxsone nagrywali nowy numer, to testowali go na imprezie sound systemowej. Widzieli wtedy reakcję ludzi, które z nich były popularne, które powodują, że ludzie dobrze się bawią. W naszym przypadku jest bardzo podobnie. Jeśli nasz numer staje się popularny na sound systemie, wtedy zaczynamy zastanawiać się nad jego wydaniem. To bardzo naturalna sprawa. Kiedy przyjeżdżasz na taką sesję jak University of Dub, to musisz mieć amunicję. Musisz być wyposażony w swoje numery. Nie możesz polegać tylko na innych producentach, którzy ciągle dają ci nowe duplate. Nie zapominaj, że my jesteśmy z Europy, oni są z Wielkiej Brytanii, więc wszyscy tamtejsi producenci od dawna zaopatrują ich w swoje numery. Musieliśmy więc zacząć swój własny biznes, jakim było robienie muzyki. Po to żebyśmy mieli swoją amunicję na sesje. Do dzisiaj uważam, że jednym z naszych największych skarbów jest nasza relacja z Dub Creatorem, z którym od zawsze robimy muzykę. Ktokolwiek przejeżdżał przez Amsterdam był przez nas nagrywany. Potem testowaliśmy te numery i jeśli były wystarczająco dobre, wydawaliśmy je.

Wspomniałeś Dub Creatora. Chciałbym zapytać, jak doszło do waszego poznania? Oczywiście, był w Amsterdamie, więc to główny punkt zaczepienia, ale wiem też, że bardzo mocno się z nim zaprzyjaźniłeś.

O tak! Dub Creator był częścią sceny na długo nawet zanim przyjechałem do Amsterdamu. Zawsze był zaangażowany w koncertową część sceny, pracując z wieloma zespołami. Miksował je i grał z nimi. Wydaje mi się, że przyszedł kiedyś na jedną z naszych sesji i po prostu się przedstawił i zaczęliśmy rozmawiać. W tamtym czasie pracowałem też z innym producentem, pochodzącym ze Szwecji Iyah One, który mieszał wtedy w Amsterdamie i był częścią naszego sound systemu. Dzięki temu mieliśmy wspólne studio. To był świetny czas, bo Dub Creator robił dla muzykę i rozwijaliśmy przez to naszą znajomość. W tym samym czasie Iyah One był częścią naszej ekipy i razem produkowaliśmy dużo numerów. Dzięki temu mieliśmy sporo amunicji dla naszego sound systemu.

Wspomniałeś o King Shiloh studio. Czy ono nadal działa, czy jest to raczej historia?

Niestety nie. To raczej historia, ale taka, którą zawsze dobrze wspominam. Mieliśmy naszą siedzibę w Amsterdamie, a drzwi obok znajdowało się nasze studio, które prowadził Iyah One. Wiesz, Amsterdam mocno się zmienił na przestrzeni lat. Nie jest już tym samym miejscem, jakim był wtedy. Czynsze straszliwie wzrosły, przez co nie mogliśmy pozwolić sobie na utrzymanie studia i naszej siedziby, czego bardzo żałuję. Iyah One zdecydował się wrócić do Szewcji, ale ciągle produkuje nowe rzeczy. Jeśli posłuchasz jego numerów, to z pewnością usłyszysz w nich wpływy King Shiloh.

To pytanie zadaje wszystkim zaproszonym do tego cyklu. Jak zdefiniowałbyś dub? Czym dla Ciebie jest dub?

Dub to bestia z 7” płyty! (śmiech) Można to wyjaśnić na wiele sposobów. Dub jest czymś więcej niż tylko wersją instrumentalną utworu. Masz wersję instrumentalną, która jest podstawą numeru, zanim jeszcze dołożysz jakiekolwiek efekty, echa, wytniesz pewne rzeczy itd. Zatem dub jest po prostu miksem instrumentalnego numeru zrobionym przez producenta.

Jeśli jesteśmy przy definicjach, to jak opisałbyś sesję sound systemową? Pytam, bo wielu ludzi mówi, że idzie na potańcówkę, jednak jeśli chodzi o imprezy sound systemowe, to mówi się o nich sesje, a nie na potańcówki.

W rzeczy samej to sesja. Znowu chciałbym wrócić do sesji w Polsce. Powód, dla którego tak bardzo utkwiła mi w pamięci to to, że naprawdę była to sesja. Wracając do poprzedniej nocy w Austrii. Graliśmy wtedy z innym sound systemem, który też wystawił 12 scoopów, który grał na swoim terenie. Zatem nie ważne ile miałby miłości w swoim sercu wciąż ma swoje cele. Przykro mi, ale wciąż ma swoje cele do osiągnięcia. Tradycją w tym biznesie jest, że ludzie chcą wybić się na znanych sound systemach. Rozumiesz. To co stało się noc później w Polsce było piękne. Nie było tam żadnej rywalizacji. Postawiliśmy swój sound system. Zaczęliśmy grać bardzo wcześnie i skończyliśmy późno. W takiej konwencji masz szansę opowiedzieć pewną historię. To była też rzecz, jaką zawsze dostawałem, kiedy chodziłem na sesje Jah Shaki. Historia, która miała swój początek i miała też swój koniec. Miała momenty szczytowe, ale też momenty uspokojenia. Całe spektrum emocji, które finalnie zostawiają cię w pozytywnym nastroju. To dla mnie znaczy sesja. To dla mnie jest właśnie główny powód, dla którego King Shiloh zabiera ze sobą swoje głośniki. To dla mnie jest powód, dla którego w 99% przypadków odmawiamy grania z innymi sound systemami w stylu unity, clash czy jakkolwiek ich nie nazwiesz.

Pomówmy o Twoim sound systemie, który ewoluował przez te 27 lat. Zaczynałeś od tradycyjnego trójdrożnego mono sound systemu, a skończyłeś na sześciodrożnym sound systemie stereo. Czy mógłbyś opowiedzieć mi o kolejnych krokach ewolucji Twojego soundu zarówno pod względem głośników, ale też pod względem technologicznym?

Oczywiście. Jak wiesz sercem każdego sound systemu w przeszłości, ale również w dzisiejszych czasach jest preamp. Od lat 80. miałem preamp od Jah Tubby’s, który kochałem. Mówię ci. Czasem zabierałem go do swojej sypialni tylko po to, żebym mógł patrzeć na niego, kiedy się obudzę… (śmiech). Wtedy to było coś. Niesamowity sprzęt, którego nie mogłeś kupić w żadnym sklepie tylko u Jah Tubby’s, albo innych speców od tego typu urządzeń. Więc sercem sound systemu jest preamp.  Wszystko dzieje się przez preamp. Ten, o którym mówię był trójdrożny, więc zbudowaliśmy trójdrożny sound system. Po wielu latach jego użytkowania zacząłem się nim potwornie nudzić szczerze mówiąc. To odpowiednie słowo „nudzić”. Znałem go tak dobrze, że nie mogłem zrobić z nim nic więcej. Mogłem zrobić tylko tyle ile się dało i ani kroku dalej. W tamtym czasie Keith nie robił czterodrożnych preampów, więc zaopatrzyłem się w nowy od Mosteca. Pamiętam, że Ras Muffet przyszedł do mnie i powiedział: Yo! Neil! Znam nowego gościa, który robi preampy, jeśli jesteś zainteresowany. Tym gościem okazał się być Mostec. Zatem ja i Ras Muffet byliśmy pierwszymi ludźmi, którzy używali preampów Mosteca. Testowaliśmy je dla niego, wypróbowywaliśmy je na różnych imprezach, itd. Znowu bardzo szybko osiągnąłem maksimum, które mogłem z niego wyciągnąć i nie mogłem znowu ruszyć dalej. To był czterodrożny preamp, więc zbudowaliśmy czterodrożny sound system. Pewnej nocy cała sprawa z preampami skończyła się dla mnie w dość dramatycznych okolicznościach (śmiech). Wybacz mi Mostec za to, co teraz powiem, ale tak to się właśnie odbyło.

Graliśmy dużą imprezę. Wydaje mi się, że to była wspólna sesja z Iration Steppas, podczas której Iration grali na naszym sound systemie. Popołudniu zrobiliśmy próbę dźwięku. Wszystko było dobrze. Poszliśmy coś zjeść i kiedy wróciliśmy na sesję preamp przestał działać. Ot tak, po prostu, przestał działać. Od razu zadzwoniłem do Mosteca. Wiesz, drzwi były już otwarte. Bramka już wpuszczała ludzi. Byliśmy trochę spóźnieni, bo obiad trochę się nam przedłużył.  Więc wracamy i w ciągu pięciu minut włączamy wszystko z powrotem, ale preamp przestał działać. Ludzie byli już w środku więc słyszeli moją rozmowę, która wyglądała mniej więcej tak: Yo Mark! Niel, co słychać? Preamp nie działa. Na co on odpowiedział: Mhm, ok. Zaczęliśmy długą rozmowę, próbując różnych rozwiązań, po czym powiedział: przykro mi, ale dzisiaj ten preamp nie zadziała. Tego dnia cały mój świat runął. Byłem spanikowany. Jak mogę grać bez preampu? Jak to w ogóle jest możliwe? Na szczęście mieliśmy ze sobą mikser i krosownicę, dzięki czemu zagraliśmy całą sesję.

Po tym zdarzeniu zdecydowałem, że nie chcę być nigdy więcej w takiej sytuacji. Chcę mieć na to wszystko większy wpływ. Od tego momentu naprawdę wszystko się zmieniło. To nic negatywnego, ale miałem już wtedy myśli, że pora skończyć z preampami. Zrozumiałem jakie ograniczenia za sobą niosą. Wtedy też zdecydowaliśmy się pójść w stereo, bo nikt w tamtym czasie tego nie robił. Podczas naszych sesji dobrze to słyszałem. Masz poszczególne kanały i idące nimi pasma dźwięku. W zależności od tego, gdzie postawiłeś stacka głośników, to wszystko bardzo się zmieniało. Czasem jeden kanał był głośniejszy w tym stacku, z kolei w drugim jest inaczej. Jeśli pójdziesz do rogu pomieszczenia, to niewiele mogłeś usłyszeć, albo wszystko było mocno zakłócone przez inne pasma… Wtedy też zdecydowaliśmy, że… Dzięki możliwości grania przez lata w tych topowych klubach, wyposażonych w najlepsze zestawy nagłośnienia, zacząłem myśleć o wszystkim od nowa. Cofnąć się i przemyśleć wszystko, jak zrobić to wszystko dobrze bez preampu. To automatycznie przełożyło się na rodzaj i jakość głośników, które budujesz i tym jak one zabrzmią.

Tak samo jak brzmienie, które dajesz ludziom.

Dokładnie. Dokładnie tak, bracie. Wiesz co, zdania są mocno podzielone. Niektórym ludziom się to nie podoba i nie są zadowoleni. Nie podoba im się czysty dźwięk stereo. Z kolei inni kochają to brzmienie. To kwestia tego, co chcesz osiągnąć jako sound man.

Obecnie posiadasz rewolucyjny 360 stopniowy sound system. Jest to jedyny sound system tego typu na świecie. Czy możesz powiedzieć mi skąd wziął się ten pomysł i kto go zaprojektował? Ponadto chciałbym zapytać o technologiczne kwestie. Czy chciałbyś podzielić się wiedzą jakich driverów i wzmacniaczy używasz? Wiem, że niektórzy trzymają to w sekrecie, ale niektórzy lubią dzielić się tą wiedzą…

(śmiech) Oczywiście, bracie. Tu nie ma żadnych sekretów. Nie wierzę w utrzymywanie rzeczy w tajemnicy. Wydaje mi się, że te czasy są już dawno za nami. Więc dlaczego zbudowaliśmy okrągły sound system? Ok. Jestem mocno wkręcony w sprawdzanie wielu sprzętów audio. Zawsze podpatruje te wielkie instalacje dźwiękowe na koncertach i w dużych salach koncertowych na całym świecie. Dużo dociekam, sprawdzam, itd. Pamiętam, że nasz stary znajomy Steve z Noise Control Audio, z którym zawsze miałem dobrą znajomość, a jego bliskimi przyjaciółmi jest Full Fat Audio. To właśnie oni pokazywali mi ten cyfrowy świat. Jeździłem parę razy posłuchać jak grają jego systemy nagłośnieniowe i oglądałem głośniki, które robi. Byłem całkowicie oczarowany. Mówię ci. To jest dwadzieścia lat do przodu w stosunku do tego, co robimy w naszym reggaeowym świecie. To samo zresztą mi powtarzali. Robili sobie z tego żarty, ale nie po to żeby się z nas śmiać, bo dokładnie rozumieją urok mono sound systemu, ale byli całkowicie zdumieni, że ciągle na nich działamy.

Pierwszą rzeczą o jakiej rozmawialiśmy to trapezoid. Jeśli zerkniesz do historii, to zobaczysz, że ludzie budowali głośniki na bazie trapezoidu. Dlaczego? Żeby pozbyć się faz i niechcianych fal dźwięku, bo kiedy używasz zakrzywionych konstrukcji wtedy eliminujesz te rzeczy. Więc to była moja pierwsza lekcja na temat zrozumienia faz i rozchodzenia się fal dźwiękowych. Zacząłem wtedy sam budować swoje trapezoidalne głośniki i testować je. Zorientowałem się wtedy, że brzmią one znacznie lepiej. Dźwięk jest znacznie lepszy, bardziej donośny i eliminuje te wszystkie niepotrzebne brzydkie rzeczy.

Następnie któregoś dnia pojechałem do Steve’a i powiedziałem mu: Steve. Opowiedz mi o moim basie. I opowiedział mi o moim basie i uwierz mi nie były to najlepsze słowa, jakie usłyszałem (śmiech).  Powiedziałem mu wtedy: ok. Jaki jest twój najlepszy głośnik do 18” basu? Wtedy Steve powiedział: tak się składa, że mamy projekt, który zrobiliśmy pięć lat temu. Ja i mój projektant Ray, który pochodzi z Nowej Zelandii, ale od lat mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii. I to Steve i Ray projektują wszystkie głośniki dla Noise Controle Audio. Po kilku tygodniach na mojej skrzynce mailowej pojawił się rysunek. Nie większy niż pięć centymetrów. Tego śmiesznie wyglądającego małego scoopa, w którym nie mogłeś zobaczyć głośnika. W zasadzie nie mogłeś zobaczyć niczego. Od razu zadzwoniłem do Steve’a. Rozmawialiśmy o tym, śmialiśmy się, aż nagle powiedział: serio Neil, przyjedź do Londynu i porozmawiajmy o tym. Pojechałem do Londynu, gdzie on, ja i Ray rozmawialiśmy na temat tego projektu. Nie przedłużając opowieści zdecydowałem, że zrobimy to. Nikt z nas nie zrobił wcześniej tego głośnika, nie słyszał jak on gra. To wszystko była czysta teoria, ale oparta na doświadczeniu i wiedzy trzech gości, którzy pracują z dźwiękiem od wielu lat.

Potem przyszła następna faza realizacji. Z racji komplikacji budowy samej obudowy, która to nie jest zrobiona z prostego drewna, a ma w sobie wiele zakrzywień i kątów będziemy musieli wyciąć ją na wycinarce typu CPC. Sterowanej komputerowo. Ok. Zaangażowaliśmy kolejną firmę z południa Francji, która współpracuje z firmą Steve’a, która specjalizuje się w komputerowym wycinaniu. Mamy już wszystko dopięte, po czym dzwoni do mnie Steve i mówi: Wszystko ok. Jest tylko jeden problem. Minimalne zamówienie to 24 sztuki… Odparłem mu: Steve… nie potrzebuje aż 24. Na początek chcę zrobić cztery, testować je i zobaczyć jak to wszystko będzie wyglądało. Odpowiedź była jasna: Przykro mi stary, 24 albo wcale. Koniec końców, po długich namysłach, zamówiłem 24. Przyszły 24 scoopy, zrobiliśmy tyle samo głośników górnym i środkowym pasmem i zaczęliśmy na nich grać, ale nie w okręgu. Wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy, że można ustawić je w okrąg.

Nagle pewnego dnia, kiedy czyściliśmy obudowy zacząłem je wynosić z naszego magazynu i ustawiać jeden obok drugiego. Okazało się wtedy, że tworzą okrąg. Szesnaście scoopów, prawie siedemnaście wystarczyło, żeby zrobić z tego pełne koło. Od razu zaczęliśmy robić zdjęcia, nawet nie słuchając jak to brzmi (śmiech). Wiesz, wow, to wygląda nieźle, ale w tym samym momencie pomyśleliśmy, że możemy grać w taki sposób. Któregoś dnia podłączyliśmy je w taki sposób i zrobiliśmy test… to było coś niesamowitego. Ten test zrobiliśmy na zewnątrz i to była cała magia i teoria tego okrągłego soundu. Dźwięk roznosił się równomiernie. Jeśli tylko postawiłbyś je w pomieszczeniu, to ustawienie nie zadziała, bo dźwięk zacznie odbijać się od wszystkich ścian i zacznie być nieprzyjemnie.

Jedyna szansa, jaką mieliśmy, żeby móc zagrać w takim ustawieniu to Dub Camp we Francji. To było coś absolutnie niesamowitego. Mówię ci, bracie. Nie mogę powiedzieć nic więcej. To, co najbardziej mnie zadziwia to fakt, że jeszcze nikt nie skopiował tego pomysłu, bo z pewnością ktoś go skopiuje. Prędzej czy później to się wydarzy. Z tego, co widziałem, to nie było też o nim zbyt wiele wzmianek w prasie czy jakiejś dyskusji. Chociaż mogę się mylić, bo może czytam nie to, co trzeba.  Dla mnie to było objawienie.

To totalnie unikalny sound system. Jedyny taki w Europie, ale też na świecie. Nikt w zasadzie nie ma odwagi ani jaj, żeby coś takiego zbudować. Większość raczej buduje tradycyjne trzy, cztero, pięciodrożne sound systemy…

Dokładnie tak, bracie. Wiesz, jak to mówią, geniusz objawia się szaleństwem (śmiech).  Może nie był to geniusz, ale z pewnością było to czyste szaleństwo. Wiesz, nagle bam, robimy 24 scoopy.

Odpowiadając na drugą część pytania, to używamy głośników Turbomax, jeśli chodzi o pasmo basowe. To zabawne, bo gość, który robi Turbomax chodził do tej samej szkoły, co ja. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, bo był ode mnie trochę starszy i był w wyższych klasach. Dzięki Iration Steppas poznałem gościa o imieniu Roy, który właśnie jest odpowiedzialny za Turbomax. Pewnego dnia przyznał mi się: Wiesz chodziliśmy do tej samej szkoły, powiedziałem mu: o stary, to istne szaleństwo… Wiesz, to kolejne mistyczne połączenie, bo King Shiloh Sound System, to seria mistycznych koneksji, a to jest jedno z nich. Wierzę i ufam w te głośniki. Wiesz, że on robi je w swojej szopie na tyłach domu, w którym mieszka. To naprawdę najlepsze głośniki na świecie, jeśli chcesz, żeby jakiś budynek się zawalił (śmiech). Uwielbiam je. Poważnie.

Przez te wszystkie lata publiczność na sesjach sound systemowych również się zmieniła. Obecnie pojawia się coraz więcej ludzi kochających rave. Coraz mniej jest miłośników reggae czy dubu. Wygląda to raczej na przypadkowych ludzi, którzy lubią to basowe uderzenie, itd. Jak Ty widzisz te zmiany, bo grasz imprezy od wielu lat i zjeździłeś kawał świata.

Bracie, to coś, czego nie jesteśmy w stanie zatrzymać. Progres to coś, czego nie zatrzymasz. Czasy się zmieniają. Wiesz, widziałem bardzo złe czasy dla kultury sound systemowej, gdzie na imprezy przychodziło po dziesięć czy dwadzieścia osób. Teraz masz dwa tysiące ludzi na sesji. Nie sądzę, że mamy prawo za bardzo filozofować na ten temat. Możemy i oczywiście musimy zadawać pytania. Na przykład, dlaczego czarne społeczności nie przychodzą na sound systemowe imprezy? Wydaje mi się to bardzo ważnym pytaniem, na które powinniśmy poznać odpowiedź. Jednocześnie nie narzekam, nie uważam, że to coś złego, że na imprezy przychodzi masa białych ludzi, którzy kochają rave. Nie mam prawa tego mówić. Jedyne co mogę robić jako pewnego rodzaju nauczyciel czy też starszy gość, który gra na sound systemach od wielu lat, to pokazanie im właściwej drogi. Jeśli całą noc grasz steppersy, to być może zachęcasz ludzi do sięgania po narkotyki? Być może… Naprawdę nie wiem. To bardzo interesujące spostrzeżenie, bracie. Jesteśmy na rozdrożu. Wydaje mi się, że jednym z głównych powodów, dla których King Shiloh jest w tych czasach w tym właśnie miejscu to to, żeby pokazywać im tą starą filozofię sound systemu.

Przyjeżdżamy, kochamy muzykę, ale to nie jest główna sprawa. Nie chcę za bardzo mieszać w to religii, ale zrozumieliśmy powód dla, którego żyjemy. Chcemy pokazać pozytywną stronę tego życia, chcemy dać ludziom pozytywny przekaz, a to manifestujemy przez naszą muzykę. Nie jesteśmy szalonymi przywódcami religijnymi, nie chcemy niczego nikomu zakazywać. To co chcemy robić, to otwierać drzwi dla ludzi, którzy przychodzą na sesje. Po to, żeby zadawali sobie pytanie: Dlaczego oni to robią? Co ich motywuje? Jakie są ich inspiracje? Być może część z nich otworzy te drzwi bardziej i zacznie dochodzić do własnych wniosków na temat wielu spraw, ale być może też tak się nie stanie. Być może sama muzyka jest w stanie dać ludziom dobre i pozytywne uczucia. Po to z resztą były pierwsze imprezy, jeszcze w latach 60., kiedy Prince Buster, Coxsone i pozostali, którzy grali w gettach w Kingston. Chodziło o to, żeby ludzie pomyśleli: mamy gówniane życie, pracujemy w gównianych warunkach, za które nie dostajemy w zasadzie pieniędzy, ale możemy czuć się dobrze podczas piątkowej nocy, bo gra Coxsone i to nas inspiruje. Następnego dnia możemy wrócić do pracy, bo jesteśmy bardziej zainspirowani i szczęśliwi niż dzień wcześniej…. Ciągle staramy się to robić, ciągle chcemy dawać ludziom coś więcej…

Jeśli chodzi o ravy, to wiesz, ludzie kochają euforię podczas rave’a.  Są na haju i mają Wow! To najlepsza rzecz na świecie!, ale następnego dnia wraca rzeczywistość…

Mówi się, że sound system to kultura, misja czy głos ludzi, jak mawiali Jamajczycy, ale obecnie stał się też typowym modelem biznesowym. Są już ekipy, które nie do końca rozumieją zasad, jakimi rządzi się sound system. Zobaczyli, że jeśli inne ekipy odnoszą sukcesy, to oni też zaczynają to robić. Jak Ty to widzisz?

Bez komentarza (śmiech). Wiesz co, bracie, nie mogę tego wartościować, czy coś w tym stylu. Wierzę w to, że pewne rzeczy robi się z jakiegoś powodu. Warto jest mieć dobry powód, dobrze jest mieć solidną podstawę, fundament, na którym można coś zrobić. To jest oczywiście lepsze niż posiadanie tylko pobudek finansowych. Poza tym wydaje mi się, że ludzie też są to w stanie usłyszeć podczas sesji. Czy jest ona czymś inspirowana, czy jest to po prostu kolejna sztuka.

King Shiloh to oczywiście nie Ty jeden. Jest z Tobą ekipa, która tworzy ten sound system. Czy możesz powiedzieć, kto poza Tobą obecnie tworzy King Shiloh Sound System?

Oczywiście. Wiesz co, to bardzo ciekawa sprawa, bo zawsze zostałem wypychany do przodu, żeby rozmawiać z ludźmi i być „frontmanem”. To oczywiście nie ja sam. King Shiloh nie mógłby istnieć, gdyby nie cała grupa ludzi, która jest wokoło. Wspominałem już o Dub Creator, który jest częścią naszej rodziny, który robi muzykę. Jeśli chodzi o sound system, to Red Lion jest moim partnerem od samego początku. Kolejną osobą jest Majestic B, który jest trzecim oryginalnym członkiem King Shiloh. Obecnie robi solową karierę jako MC więc nie jest już związany z sound systemem. Pozostałych dwóch najważniejszych ludzi w sound systemie to techniczni. Tak jak mówiłem wcześniej King Shiloh, to sound system, który kładzie duży nacisk na technologie. Jesteśmy zainteresowani rozwijaniem naszej technologii. Miałem to szczęście, że znalazłem dwóch gości, którzy też chcą iść w tę stronę. Dwóch gości z Polski. Tak się akurat złożyło, że pochodzą z Polski. Dzięki ich wiedzy na temat technologii i zastosowaniem tej wiedzy do tego, co robimy w sound systemie. Tak sobie myślałem w samochodzie, kiedy tu jechaliśmy. Te wszystkie rzeczy, które mówi się o Polsce. Jestem zmęczony i mam dość słuchania tych wszystkich frazesów na temat Polaków. Tych dwóch gości… mówię ci… poszedłbym z nimi na koniec świata, bo wiem, że oni zrobiliby dla mnie to samo. Rozumiesz mnie? To Ital Youth i Happy Warrior. Pewnego dnia będą mieli swój sound system, który przywiozą do Polski. Zobaczysz.

To bardzo dobra relacja. Lubię czuć wsparcie od ludzi. Miałem bardzo długi okres, kiedy pozostała część ekipy nie była zainteresowana technologicznymi aspektami sound systemu więc było tak, że wszystko robił Neil. Teraz to Neil, Happy Warrior i Ital Youth. Dyskutujemy na wiele tematów i wspólnie dużo robimy. Naprawdę to wszystko jest bardzo na poważnie. Poza tym podczas sesji to bardzo istotne, żeby ktoś jeszcze słuchał. Wiesz, ja robię swoje, odpływam podczas grania, wiesz robię to, co robię, ale dzięki nim mamy dwie ekstra pary uszu, które są na miejscu. Wiesz, dbają o to, żebyśmy robili to w dobry sposób, żebyśmy nie niszczyli ludziom słuchu. Tych dwóch gości… mówię ci. Musisz być wyjątkową osobą, jeśli chcesz zajmować się sound systemem. Musisz znać siebie. Nie śpisz za wiele, masz na sobie dużą presję i wiele innych rzeczy, które dzieją się wokół. Dlatego ekipa jest ważna jest tak samo ważna jak selektor, operator, MC czy ktokolwiek inny w sound systemie.

W poprzednim odcinku tego cyklu rozmawiałem z Jaime z Lima Sound System. Powiedział mi, że jesteś ojcem chrzestnym jego soundu, bo kupił od Ciebie swoje pierwsze głośniki. Czy możesz powiedzieć jak to właściwie wyglądało?

O tak, bracie (śmiech). To bardzo zabawna historia. Pojechałem zagrać u Jaime w Limie w Peru. Wtedy powiedział mi, że ma na ścianie w domu tablicę z rzeczami, które chce zrobić.  Jedną z tych rzeczy było zbudowanie sound systemu. Zaczęliśmy o tym rozmawiać i podzieliłem się z nim dużą wiedzą, jaką mam na ten temat. W pewnym momencie powiedział: tak, ale bardzo ciężko jest dostać tutaj głośniki basowe! Jakich używasz u siebie w sound systemie? Odparłem bardzo krótko: Turbomax! Zapytał czy jest coś innego? Odpowiedziałem: tylko Turbomax, nic więcej”, na co on: no tak, ale nie mogę dostać Turbomaxów w Peru… Powiedziałem mu: być może, ale ja mogę wysłać Ci je do Peru, jeśli chcesz.” (śmiech). Tak to właśnie się zaczęło. To bardzo długa i zabawna historia.

Zawiozłem cztery z nich swoim samochodem do Londynu i dałem je Indica Dubs (śmiech). Indica Dubs miał je wziąć ze sobą do Peru, ale koniec końców musiał je tam wysłać, a Jaime, z tego co pamiętam, musiał zapłacić za nie naprawdę dużo pieniędzy, żeby odebrać je od celników. Tak właśnie wygląda historia z Lima Sound System.

Na początku tego roku pojechałeś do Etiopii zagrać na The Great Ethiopian Sound System Festival. Czy możesz powiedzieć mi jak wygląda scena sound systemowa w Etiopii i jak wyglądają tamtejsze sesje? Dla wielu Rastamanów Etiopia to ziemia obiecana. Zion. Kiedy z kolei rozmawiam z artystami, którzy stamtąd pochodzą, jak na przykład Mulatu Astatke, to mówią oni, że reggae jest tam muzyka niszową. Jak ma się to do sound systemów?

Z sound systemami nie jest inaczej. Mówienie obecnie, że reggae to muzyka niszowa nie jest do końca fair. Widziałem koncert Chronixxa w Addis Abeba, na którym było 25 tysięcy osób. Bądźmy szczerzy, Chronixx nie zbierze 25 tysięcy ludzi grając w Amsterdamie. To oczywiście co innego, bo to koncert znanego i popularnego artysty. Oczywiście, mają tam swoją scenę reggae. Mają swoje odpowiedniki Sizzli czy Luciano, ale etiopskie. Artyści jak Teddy Afro potrafią zebrać nawet 100 tysięcy ludzi na swoim koncercie. To jest niesamowite. Wiesz, on gra reggae, albo jego etiopską odsłonę.

Potem mamy sound systemy, które całkowicie tam nie istnieją. Nigdy nie istniały w Etiopii. Wszystkie systemy nagłośnieniowe są tragiczne (śmiech). Naprawdę są tragiczne. Większość z nich jest zepsuta. Poza społecznością Rasta z Shashamane. Tam możesz znaleźć dwa lub trzy sound systemy, które zostały tam zbudowane i kolejne, które się budują. To naprawdę duże wyzwanie, bracie.

Pamiętam, kiedy zaproszono mnie na wywiad w Addis Abeba podczas tej lutowej wizyty. Na tej konferencji byli przedstawiciele wszystkich największych mediów, praktycznie z całej Afryki. Wiesz, sami ważni ludzi z najważniejszych gazet, który chcieli dowiedzieć się co to jest ten sound system, o którym mówi ten gość? Naprawdę ciężko było im to wytłumaczyć w inny sposób niż powiedzenie: to istny kręgosłup naszej muzyki. Sound system był obecny zanim pojawiło się cokolwiek innego. To prawdziwe wyzwanie, ale jednocześnie to błogosławieństwo.

Wiesz, miałem kiedyś wizję, w której widziałem wielką przestrzeń, na której podczas sesji sound systemowej tańczyło 100 tysięcy Etiopczyków. Ciągle ją mam, bo wiem, że pewnego dnia ona się ziści. Wciąż jesteśmy na początku drogi. Festiwal odbywał się nad jeziorem Langano i było naprawdę świetnie. Było tam może 250 osób. Wielu z nich pochodziło z innych krajów. Wiesz, to nie jakaś wielka ilość, bo było tam kilka problemów logistycznych, które spowodowały, że ciężko było ściągnąć tam ludzi z Etiopii. Przede wszystkim festiwal miał miejsce 7 godzin jazdy autobusem z Addis Abeby. W listopadzie wracamy zagrać w Etiopii raz jeszcze, ale tym razem zagramy w Addis, więc zobaczymy jak się sprawy mają.

Wiesz, poza tym mamy sound system z 8 scoopami w Addis Abeba, który na nas czeka.

Zatem wysłałeś swój stary sound system do Etiopii?

Tak. Wysłaliśmy do Etiopii sound z 4 scoopami, ale kiedy byliśmy tam w lutym zbudowaliśmy kolejne 4 scoopy. Dzięki temu mamy ich osiem.

Jeśli mówimy o sesjach, to chciałbym porozmawiać z Tobą o jednej z nich, w którą jesteś zaangażowany od dawna. Mówię tutaj o Amsterdam Sound System Weekender. Właściwie dzisiaj ogłosiłeś cały skład, datę i miejsce. Czy mógłbyś powiedzieć więcej o tej imprezie. Gdzie się odbędzie, kiedy, kto zagra? Widziałem, że zmieniło się miejsce imprezy…

O tak. Każdego roku w zasadzie zmieniamy miejsce imprezy. Nie wiem, może jest to spowodowane tym, że robimy za dużo hałasu (śmiech). To będzie cały weekend, 7 i 8 grudnia, a więc piątek i sobota w znanym na całym świecie klubie Melgwek, który usytuowany jest dokładnie w samym centrum miasta. Mógłbyś pomyśleć, że będziemy mieli problemy z dźwiękiem, ale to także najlepiej wytłumiony budynek w całym Amsterdamie, a być może i w Holandii. Znajduje się naprzeciwko komisariatu policji, co nie ma większego znaczenia, bo nigdy nie mieliśmy problemów z dźwiękiem w Melgwek.

Podczas tych dwóch nocy będziemy mieli naprawdę dwa solidne zestawy. Ponadto ze swoim sound systemem przyjeżdża Emperor Fari, który jest wtedy na trasie i z tego co pamiętam przed przyjazdem do nas będzie chyba w Polsce. Będzie miał swoją mniejszą salę na piętrze w Melgwek. Chcemy stworzyć tam prawdziwy sound systemowy klimat. Poprzednio ta impreza odbywała się w magazynach, a to powodowało wiele problemów, żeby poczuć ten undergroundowy klimat. Tym razem pojawiamy się w Melgwek więc wszystko będzie prostsze. Ludzie będą mogli łatwiej do nas dotrzeć, nie będzie problemów z zamawianiem taksówek, żeby wrócić do Amsterdamu, itd. Z pewnością będzie to solidna impreza sound systemowa. Mam nadzieję, że uda nam się w piątkowy wieczór wstawić tam przynajmniej szesnaście scoopów, a wtedy zobaczymy ile będziemy mogli dostawić na sobotę.

Kto jest w line upie?

O tak, oczywiście line up! Tak więc robimy dwa zupełnie inne wieczory. W piątek chcemy pokazać nowe podejście do imprez sound systemowych i dubu. Będziemy wtedy gościć OBF Sound System z Francji. OBF szturmuje obecnie całą Europę, wywołując istny szał gdziekolwiek nie zagrają. Poza tym przywożą ze sobą trójkę swoich najlepszych wokalistów. Będą więc Shanti D, Charlie P i Sr Wilson. Tego samego wieczoru mamy kolejnego przedstawiciela młodej szkoły, jakim jest King Alpha, który podobnie jak OBF od lat wywołuje szał wszędzie, gdzie się pojawia. Prezentując unikalny styl grania imprez sound systemowych. Poza tym w piątkowy wieczór będziemy gościć legendarnego wokalistę. Jednego z najlepszych ludzi, z jakimi maiłem okazję kiedykolwiek pracować – Ranking Joe. Oryginalny deejay. Bracie, kiedy słyszę ludzi takich jak on, to przenosi mnie to o 25, 30, a nawet 40 lat wstecz. Wydaje mi się, że tak to wtedy wyglądało. Ludzie jego pokroju ujeżdżają riddimy, jakby jeździli na rowerze. Przychodzi mu to z taką łatwością. To sama przyjemność słuchać jak śpiewa. Oczywiście będzie też Black Omolo, która obecnie jest bardzo rozchwytywaną wokalistką. Ma niesamowity talent i to wielka radość mieć ją u boku na sesjach King Shiloh Sound System. To jeśli chodzi o piątek.

Z kolei sobota to oldschoolowa noc honorująca oryginalnych producentów z Wielkiej Brytanii. Chcieliśmy, żeby przyjechał do nas The Disciples, ale niestety nie było to możliwe więc zaprosiliśmy pozostałą dwójkę, czyli Vibronics i Conscious Sounds. Do tego oczywiście będzie też King Shiloh i tak jak wspominałem Emperor Fari z jego sound systemem będzie miał swoją scenę na piętrze. Więc zapowiada się solidny sound systemowy weekend.

Chciałbym powiedzieć jeszcze, że staramy się utrzymać ceny na niskim poziomie na cały weekend. Wiesz, nie jesteśmy sound systemem, który chce robić kasę na ludziach. Chcemy móc zapłacić po prostu wszystkim, którzy u nas grają. Bilety właśnie trafiły do sprzedaży i pierwsza pula za całą imprezę to 26€, co wydaje się przystępną ceną. Niektóre imprezy potrafią dzisiaj kosztować 30€, a nawet 40€, więc cieszy nas to, że możemy utrzymać to na takim poziomie.

Ten cykl audycji nazywa się Sound System DNA. Czym dla Ciebie jest sound systemowe DNA? Jak byś to zdefiniował? To pytanie dostają wszyscy, którzy biorą udział w tym cyklu…

To znaczy naprawdę bardzo dużo. Ciężko jest odpowiedzieć tylko jednym stwierdzeniem, co jest DNA sound systemu. Wydaje mi się, że jest takie samo jak przesłanie Rastafari. Przede wszystkich chodzi tu o pokój, miłość i pojednanie. To powinno być główne przesłanie sound systemów. Wzajemne wspieranie się, inspirowanie się, głoszenie pozytywnego przekazu pełnego pokoju, miłości i szczęścia. Odpowiedź na pytania: Jak możemy żyć ze sobą razem lepiej? Jak możemy rozwijać się jako ludzie? Wszystkie te rzeczy mają swoje odzwierciedlenie podczas imprez sound systemowych i muzyki, której tam słuchamy. Wydaje mi się, że to właśnie jest DNA, że to właśnie jest serce i dusza sound systemów. To ludzie, którzy to wszystko napędzają. Ludzie, którzy mają to przeświadczenie, że chcą pomóc innym ludziom. Wiesz, bracie, nie jesteśmy w tym tylko dla siebie. Życie nie polega tylko na pomaganiu sobie, chodzi o to, żeby wywierać pozytywny wpływ na innych ludziach.

Na koniec bardzo podstawowa sprawa. Gdzie ludzie mogą znaleźć King Shiloh Sound System w Internecie? To bardzo błahe, ale czysto informacyjnie możemy o tym powiedzieć, dla tych, którzy nie wiedzą, bądź są zbyt leniwi, żeby szukać…

Oczywiście. Jeśli chodzi o Facebooka to wystarczy wpisać King Shiloh Sound System. Jesteśmy też na Instagramie. Tam też wystarczy wyszukać King Shiloh Sound System. Jeśli chodzi o stronę internetową to www.kingshiloh.com

Są tam wszystkie świeże informacje, na temat najbliższych sesji, itd.

Dokładnie. Poza tym możecie sprawdzać też Red Light Radio. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie więcej sesji radiowych. Wiesz, całe piękno tych sesji w radio polega na tym, że dają mi one szansę, jako selektorowi, by pokazać stare numery, których często nie zagram na sesji sound systemowej, a to wciąż bardzo dobre utwory, którymi chcę się podzielić z ludźmi. Dlatego też bardzo lubię sesje w Red Light Radio.

Właśnie miałem Cię o to zapytać. Kiedy zacząłeś te audycje? Od kiedy współpracujesz z Red Light Radio? Tak jak wspominałeś wcześniej, byłeś zaangażowany w robienie audycji radiowych przez wiele lat. Zatem jak to wygląda z Red Light Radio?

Tak jak wspominałem robiłem program „Roots and Culture” przez wiele lat. Potem dołączył do mnie Red Lion, a ja zorientowałem się, że nie mam już czasu robić tego programu, bo sound system zabierał cały mój czas. Więc to Red Lion kontynuował całą tą radiową sytuację. Któregoś dnia pojawiła się propozycja i ktoś przyszedł do mnie i powiedział: Neil, możesz robić program w Red Light Radio, jeśli masz na to ochotę. Od razu coś we mnie zaskoczyło i pomyślałem sobie: wiesz co, mogę to robić. Jestem gotowy, żeby wrócić do radia. To było nie więcej niż rok temu, kiedy zrobiłem tam swój pierwszy program. Obecnie jest to raz w miesiącu przez dwie godziny. To wszystko, co mogę poświęcić, jeśli chodzi o czas, ale coraz bardziej się w to wkręcam więc będę starał się robić ich więcej.

Raz w miesiącu o stałej porze? Czy ciągle jest to zmienne?

To największy problem, że ciągle się to zmienia i nie mam stałej pory, ale znowu jest Facebook. Sprawdzajcie profil Red Light Radio, a dowiecie się, kiedy gramy.

Z tego co pamiętam jest też stream na żywo z radia za każdym razem, kiedy grasz.

O tak, tak. Dokładnie. Wtedy musisz po prostu wejść na ich stronę www.redlightradio.net , albo na Talawah, jeśli tam jesteś, to też pojawiają się tam sesje z radia.

Na sam koniec dam Ci kilka słów kluczy i chciałbym, żebyś powiedział mi, co przychodzi Ci na myśl, kiedy je usłyszysz. Ok?

Jasne.

Reggae.

Rasta.

Rastafari.

Rasta.

Etiopia.

Rasta.

Sound System.

Rasta.

Dziękuję Neil za Twój czas.

To ja dziękuję. Chciałbym tylko powiedzieć, że bardzo ważne jest, żeby ktoś reprezentował Rastafari w dzisiejszych czasach. Wydaje mi się, że obecnie panuje wiele nieporozumień i błędnych wyobrażeń na ten temat. Więc bardzo ważnym jest, że wciąż jest grupa ludzi, która staje i podtrzymuje nasze rozumowanie, że nasza inspiracja pochodzi od Haile Selassie I, prawowitego władcy ziemi. Dlatego też patrzymy na Etiopię. Nie zapominamy o Europie, ale myślimy o Etiopii jako następnym etapie naszej podróży.

Bądź błogosławiony, bracie.


Rozmawiał Rafał Konert, Amsterdam 21 września 2018.

Wywiad ukazał się na stronie Positive Thursdays:

http://positivethursdays.com/wierze-w-to-ze-pewne-rzeczy-robi-sie-z-jakiegos-powodu-wywiad-z-bredda-neil-king-shiloh-sound-system/?fbclid=IwAR0yyuBrJB079ycshTGbNqxo0_mh-SF3S6zxb8gYIo2lYVfysvLjg6ZBp0o

Wierzę w to, że pewne rzeczy robi się z jakiegoś powodu – wywiad z Bredda Neil (King Shiloh Sound System)
QR kod: Wierzę w to, że pewne rzeczy robi się z jakiegoś powodu – wywiad z Bredda Neil (King Shiloh Sound System)