Waw [ו]

Z chleba i krwi, z ziemi i wody, bezoki, bezuchy golem. Stwarzam, dotykam wnętrzności, ciepłe słowa płyną w żyłach. (To tylko pokancerowane skrawki, okruchy ciała. Muł, praga zdań). Pergamin tysiąc razy składany, marszczony, składany, marszczony. Słowa, będą cię bronić słowa.


Kaf [ך]

- Twoja skóra: w ciosach wymierzonych w twarz, kark, brzuch, żebra: pasem, kablem, dłonią, w gojeniu i ukrywaniu wszystkiego pod bluzą, koszulą, pod niespełniającą się modlitwą

(początek)

- Twoja skóra: z papieru, szeleści pod dotykiem choroby; lśni, jak len czesany z włosem, jak krew wyczesywana drucianą szczotką z pomiędzy włókien: wilgotne smugi, powoli nakładane jedna na drugą w cienki powróz, pod którym uginają się plecy
- Twoja skóra: (wkładam ci pod język klątwę, opiekuj się nią, aż woda powoli wyparuje: może wyrośnie tam jezioro ognia)
- Twoja skóra: odkrywanie kosmosu ukrytego w wąskiej wstążce rzeki wzdłuż której rozciągnęliśmy czerwoną nić (nic nas już nie chroni, siostro)
- Twoja skóra: litera obcego alfabetu, w którym nie masz imienia
- Twoja skóra: można zabić wszystkie wspomnienia i „zabić” wszystkie wspomnienia, nie będzie śladu po „wróciłeś” i nie będzie śladu po powrocie
- Twoja skóra: purga: dzisiaj: siedzimy bez ruchu w pustym mieszkaniu
-Twoja skóra: ciche psy, które podchodzą pod zimny dotyk, ciche psy: zwierzęta bez skóry, bez kości, puste truchło którym straszy się dzieci

                                                                                                                 (koniec)

- Twoja skóra: twój syn

Lamed [ל]

Na w pół po stronie życia, na w pół w dłoniach snu, nagi, palisz papierosy, nie przeszkadza ci śpiący w stęchliźnie pościeli, w dusznym, niewietrzonym pokoiku, na piętrze nieskończonego domu. Chłopczyk, który nic nie wie o nagości, instynktach, o tym, że kiedy zetkną się dwa ciała to w wyniku tarcia powierzchni powstają blizny.

Refren:

Siostry sypią sól.
Siostry przekładają całun.
Siostry, siostry.
Siostry opowiadają o ogniu.


Kof [ק]

Drugie oko: czego się trzymać, kiedy się zamykasz, ciepłego pluszu, szorstkiej skóry Jedno
oko plastiku zabawek, wąskiego dźwięku wydawanego przez dziecięce gardło, czy oko
czerń zimna klamek, szronu na wargach? Przyprowadź nas nad kry, rozpołów morze, biel

biel pod stopami, rozstąp śnieg, niech zimne wody
staną w gardłach, po sam język.


Resz [ר]

Dom na wzgórzu wśród pięciu, sześciu podobnych, ostatni pusty, nikt tam nie mieszkał odkąd zacząłeś przesuwać się w czasie, jak pionek w nieznanej grze. Nieważne jak się do niego dostaniesz, którędy wprowadzisz ciało bądź duszę (ludzkie narzędzia przeciw istnieniu innego porządku): wejście to łyk herbaty – gorycz liści i słód miodu. Tak banalne szczegóły, jak zzucie butów, ręka prowadzona do uścisku (ostatniego, o czym wiem dopiero teraz, niczego nie potwierdzające ciało – mechanizm bez możliwości napraw), tyle tutaj zmieniają, tak delikatnie drżą mury świata, słyszysz? To, co rozdwaja się na języku nazywa siebie niemożliwym, prawda? Smak, węch: punkty obronne przed światem niszczą się bezpowrotnie. Gniew, złość: nic nie pomaga, nic nie rekompensuje straty. Nawet rzeka jest rzeką, jest rzeką (dotyk fal) powtarzają przypływy i odpływy, podmyty brzeg, skarpa po której można było zejść na kamienistą plażę (zbyt dużo powiedziane, otok rabarbaru, kilka zmurszałych cegieł, suchy róg wołu bądź krowy – oto nasze znaleziska pod płytką powierzchnią). Zdarte kolana, odchodzący naskórek, bąble i pęcherze pełne przezroczystego osocza, plastry, jodyna, siatka którą zakładaliśmy z tobą (przeciw nim), rany przemywała nam mała G., stoi dziś pokryta osowiałą trawą, nalotem szarości, brązem rdzy – pierwszy raz nie widać czegoś dokładnie. Stearyna szpuntuje ściany, zasklepia dziury w drzwiach, w których żyją pokorne szkodniki. Jesteś pewna, mała G., że bóg, który prowadzi twoją rękę, uczy cię pisma, podczas choroby, w której nikt nie przychodzi, nikt nie biegnie z pomocą, z ogniem odpowiedzi na końcu rozgrzanego języka, w którym jaśnieje jedno dobre imię, dwoje złych ludzi, trzy poprawne słowa – jest twoim bogiem?

Sławomir Hornik – Pięć wierszy
QR kod: Sławomir Hornik – Pięć wierszy