1.

Wzięliśmy prostytutki do hotelu. Nie wiem, kto to wymyślił. Może Stefański? Albo Markowski? Któryś z nich, choć nie mogę mieć pewności. Żona dzwoniła do mnie kilka razy. Nie odebrałem. Wiem, co chciała powiedzieć. Markowski chodził po pokoju. Prezes, już mocno pijany, sączył whisky. Stefański przerzucał kanały: frakcje filmów, sportu, teleturniejów, programów kulinarnych. Długo nie mogliśmy z żoną mieć dzieci. Musieliśmy jeździć do jednego lekarza, który brał dwieście złotych za wizytę. Zapisywał nam leki. Kazał robić badania. Nie miał pojęcia, co nam dolega, powtarzał ogólne uwagi o zdrowym trybie życia, odżywianiu i inkasował dwieście złotych. Byliśmy na pięciu wizytach i nic się nie zmieniało. Badania wskazały, że byliśmy zdrowi. Leki nie pomagały. Miesiąc w miesiąc rytuał wyczekiwania i rozczarowania. Markowski pracował w boksie obok. Czasem odchylał się do tyłu i rozmawialiśmy. Ale nie mogą powiedzieć, bym cokolwiek o nim widział. Chyba miał żonę i dwóch synów. Choć możliwe, że pomyliłem go z kimś innym. Czasami coś mi się śni i później mam wrażenie, że wydarzyło się naprawdę. Śnią mi się ludzie, których nie poznałbym na ulicy i o których nie myślałem od dwudziestu lat. Markowski przysyłał mi śmieszne filmiki i zdjęcia gołych dziewczyn. Choć to mógł nie być on – nie zapisałem jego numeru w telefonie. Jest we mnie dużo wstydu. Nie potrafię powiedzieć ludziom wprost, że nie podoba mi się to, co mówią albo robią. Żona wpada w furię, gdy córka w białych rajtuzach włazi pod stół. Albo gdy rano, już ubrana do przedszkola, brudzi się jedzeniem. Widziałem, jak łapała ją za włosy, ciągnęła i córka płakała. Powinienem był coś powiedzieć. Ale nie powiedziałem. Nie potrafię się konfrontować z żoną, zresztą z innymi ludźmi też nie. Prostytutki przyszły z ochroniarzem. Miły gość. Zjadł koreczka i palił na balkonie. Wyszedłem za nim. Puste ulice, sepia latarni, krajobraz nieostry, smętny, wyczekujący. Powiedział: to one decydują, co możecie, a czego nie. Potem dodał: weź brunetkę, ona pozwala na najwięcej. Pstryknął niedopałkiem, iskierka znikająca w mroku. Paradoks: żona pragnęła dziecka, ale kiedy się pojawiało, nie miała do niego cierpliwości. Usta drgające w gniewie, zgrzyt zębów przez sen. Niemowlę płakało nocami. Żona nie chciała, abym brał je na ręce. Mówiła: jeśli się przyzwyczai, będzie chciała, żebyś nosił ją cały czas. Z psami jest tak samo. Nigdy nie miałem psa, więc nie wiedziałem, jak jest z psami. Nocami woziłem niemowlę autem. Jeździliśmy do dzielnic, w których nie byłem nigdy wcześniej. Mury zamkniętych zakładów, zapach palonych śmieci, czerwone ślepia kotów, paszcze bram, klatek. Prezes siedział w fotelu i uśmiechał się. Jedna z prostytutek rozebrała się i położyła na podłodze. Surrealistyczny obraz: rozłożone kobiece nogi, sromowe falbany, pomarańczowe pięty. Obserwowałem ją z balkonu. Ochroniarz przeglądał oferty używanych aut na allegro. Obróciła się na czworaki i wypinała odbyt – galaretki piersi klapnęły o podłogę. Markowski udawał lizanie dziurki odbytu. Prezes pił kolejną whisky. Dwie pozostałe prostytutki rozmawiały na kanapie, senne, obojętne. Dziecko pojawiło się, gdy już przestaliśmy się o nie starać. Po prostu. Prawie z sobą nie sypialiśmy – wymawiała się bólem, anatomicznym ukształtowaniem, niepozwalającym wcisnąć do końca. Jej ciało napęczniało, miała do mnie żal. Stopy puchły, wymiotowała. Ropa wypryskiwała z twarzy jak u nastolatki, nie mogła spać, obracała się z boku na bok, zła. Godzinami rozmawiała z siostrą przez telefon. W pościeli, brzydka, cierpiąca, rozdrażniona. Markowski chciał, żeby dziewczyna lała whisky po brzuchu, a on będzie ją zlizywał z waginy. Dziewczyna poprosiła o dodatkowe pięćdziesiąt złotych. Markowski zapłacił. Kucnął między jej nogami. Lała whisky, zalewającą oczy Markowskiego, płynącą na podłogę, aż prezes musiał cofnąć nogi, by nie pobrudzić mokasynów. Stefański chciał filmować, ale ochroniarz zachrypiał, że nie wolno. Żona szarpała córkę i krzyczała: ile razy mam ci powtarzać!? Chciałem kupić kamerę szpiegowską. Nagrać zachowanie żony. Rzuciła w córkę zabawką. Czy tylko ja mam sprzątać? Jestem sprzątaczką wszystkich? Kucharką, praczką, służącą! Oglądałem kamery szpiegowskie w internecie. Takie w kształcie żarówek albo ładowarek do telefonu. Można je zostawić wszędzie. Jeśli się rozwiedziemy, mógłbym pokazać nagranie w sądzie. Poszliśmy do psychologa. Żona chciała. Powiedziała: z nią jest coś nie tak… Powinienem powiedzieć: może z tobą jest coś nie tak… Psycholog miała rude włosy i cieliste rajstopy. Zadawała jakieś pytanie i żona odpowiadała. Wyrzucała z siebie potoki uzasadnień, wyjaśnień, pretekstów. Czasem psycholog pytała: a co pan o tym myśli? Raz mieliśmy przyjść z córką. Rysując dzieci wyrażają emocje, których nie potrafią nazwać (może też powinienem rysować?). Psycholog udawała zainteresowanie rysunkiem. Córka bazgrała kłębowiska linii, geometrycznego szaleństwa, wyjaśniała: to mama, a to tata. Psycholog perorowała o zaufaniu, bliskości, zrozumieniu, ani słowa o żonie. Każda wizyta kosztowała sto pięćdziesiąt złotych. Dwie pozostałe prostytutki też się rozebrały. Brunetka miała bliznę po cesarskim cięciu. Prezes usnął. Jedna z prostytutek siedziała na oparciu fotela – brudną stopą kręciła w powietrzu. Na kanale sportowym: dwóch facetów dreptało z uniesionymi gardami, żaden nie miał już siły zadawać ciosów, przywierali do siebie jak kochankowie, lśniące, spocone ciała, wrzawa po każdym ciosie. Markowski, rozebrany do bielizny, tańczył z jedną z prostytutek. Tłusty brzuch, milion znamion na plecach i czarne wicherki kłaczków. Złapał dziewczynę za włosy i ochroniarz powiedział: czy ty, kurwa, jesteś pojebany? Żona dzwoniła dziesiąty raz. Dzwoniła też do Markowskiego i Stefańskiego, prosiłem, żeby wyłączyli telefony. Napisała: dziecko się przez ciebie boi. Napisała: niszczysz mnie i córkę. Napisała: ktoś taki jak ty, nie powinien mieć rodziny. Markowski ze Stefańskim zabrali prostytutki do sąsiedniego pokoju. Prezes spał. Ochroniarz poinformował mnie: jest zapłacone… Miesiąc wcześniej byliśmy na wakacjach w Egipcie. Tylko raz wyszliśmy z hotelu. Żona bała się miejscowych. Oglądała filmy w youtubie, na których tłum muzułmanów molestował kobiety. Oglądałem te same filmy. Stu mężczyzn gwałcących jedną dziewczynę. Żona chciała chodzić wyłącznie nad basen albo na plażę odgrodzoną siatką. Nie pozwalała córce wchodzić do morza; każdego roku stu turystów gryzły rekiny. Zrywała się z leżaka, krzyczała. Niemcy odrywali wzrok od czasopism. W końcu pojechaliśmy zobaczyć piramidy. Piłem małe buteleczki, które kierowca chłodził w lodzie. Gruby facet, w różowej polówce, filmował drogę. Żwirowe pobocze, kurz, gliniane chaty. Wielbłądy do wynajęcia, sprzedawcy perfum, noży, figurek sfinksów, faraonów. Kłębowiska brudnych, wyleniałych kotów, kotłujących się nad wysuszoną kością. Żona nie puszczała mojej dłoni – śmiałem się pijany. A kiedy chciałem targować o cenę magnesu na lodówkę, prosiła wystraszona, abym tego nie robił. Egipcjanin wymachiwał ramionami, wyrażał oburzenie w stu językach, babiloński komediant. Wieczorami upijałem się dżinem na balkonie. Kołyszące się pędzle palm. Światła statków. Podświetlony basen. Facet zbierający leżaki z plaży. Noc czarna, gęsta. Gdy wracałem do pokoju, żona już spała – w dresie mimo gorąca. Córka leżała na wznak, z otwartymi ustami, bezbronna. Ochroniarz usiadł na kanapie; zmęczony facet w średnim wieku. Na kanale sportowym pokazywali niebo, po którym szybowała golfowa piłeczka. Poszedłem z prostytutką do sąsiedniego pokoju. Z torebki wyciągnęła prezerwatywę. Brandzlowała mnie ręką. Dźwięki klimatyzatora, tarcia. Próba ustami. W końcu powiedziała: musisz się zdecydować… Wtedy się rozpłakałem.  

2.

Jesteś ślepy, tylko ślepy nie widziałby, co się dzieje, nie dostrzegałby sygnałów, symptomów, wielkich jak świecące bilbordy, zmęczenia materiału, nudy, mogę zrobić dla mężczyzny wszystko, ale nie mogę znieść braku zainteresowania, jeżeli mężczyzna przestaje się mną interesować, natychmiast przestaje się interesować nim, to chyba normalne, każda kobieta chce, aby się nią interesowano, każda kobieta chce być wyjątkowa, co by ci szkodziło przypominać, że jestem wyjątkowa, nawet jeśli to nieprawda, nawet jeśli ja wiem, że to nieprawda, i ty wiesz, że to nieprawda, nic by ci nie szkodziło, powiedzieć głośno: jesteś wyjątkowa, można oszaleć, kiedy wszystko zaczyna sprowadzać się do schematu: praca, dom, zrób śniadanie, zrób kawę, zrób laskę, i dziecko!, wredne, płaczliwe, marudne, po którym zaczęłam tyć: gruba dupa, grube uda, gruby brzuch, i teraz, kiedy pakuję imprezową sukienkę, czarną, na ramiączkach, buty na obcasie, samonośne pończochy, kiedy rozkładam to wszystko na łóżku, nie ma żadnej refleksji, nawet przebłysku pytania: po co kobieta, jadąca niby do koleżanki do Łodzi, na babskie bla, bla, bla, bierze super ciuchy, śladu wątpliwości: po co kobieta, jadąca niby do psiapsiółki, wydała połowę pensji na fryzjera, paznokcie, brazylijską depilację, woskowanie, nawet nie mignie ci w pustej głowie, że w tym układzie są niewiadome, że ten obraz nie pasuje do opisu, i że, gdyby jedna szara komórka spotkała drugą szarą komórkę, powinna się zrodzić myśl, że twoja żona wcale nie jedzie do koleżanki, że dobrze byłoby przejrzeć jej telefon, maila, smsy, oj, zdziwiłbyś się, mężu, gdybyś przejrzał smsy, gdybyś zobaczył zdjęcia, które robiłam w łazience i wysyłałam innemu, śmieję się w myślach, kiedy wyobrażam sobie twój wyraz twarzy, kiedy się o tym dowiadujesz, kiedy wychodzi na jaw, że od roku sypiam z innym facetem, aż mam ochotę cię o tym poinformować, żebyś się udławił, żebyś przybrał ten wyraz twarzy zbitego kundla, i chociaż nie mam złudzeń, że tamten wcale nie jest lepszy od ciebie, i tamten u siebie w domu jest taki sam jak ty, nudny, męczący, wokół którego trzeba się cackać, skradać, niańczyć, w hotelu jest zupełnie inny, hotel ma swoje prawa, nie ma zmywarki, nie ma pralki, brudne ręczniki można rzucać na podłogę, i jeszcze w Egipcie, miesiąc wcześniej, kiedy upijałeś się wieczorami na balkonie, wychylałeś jeden dżin za drugim, pogrążając się w tym melancholijnym, niemęskim nastroju, wysyłałam wiadomości do tamtego, pisałam z łóżka, w ciemnym pokoju, gdzie tylko światełko telefonu świadczyło o istnieniu życia, i on odpisywał, że tęskni, że chciałby być ze mną, i te wszystkie kłamstwa, o których ja wiem, że są kłamstwami, i on wie, że są kłamstwami, ale na tym właśnie polega gra: aby kłamać dla przyjemności, aby wykrzesać kłamstwami z siebie jeszcze trochę życia, i można zapytać: dlaczego się z tobą nie rozwiodę, dlaczego nie rzucę tego wszystkiego, nie powiem temu drugiemu, że rzuciłam męża, możemy przestać jeździć do hotelu, zamiast tego wynająć mieszkanie, sprowadzić się do niego z naszymi dziećmi, i odtąd żyć długo, długo i szczęśliwie, jednak aż tak głupia nie jestem, wiem, że tamten jest taki sam jak ty, i jeśli tylko wniesie pralkę do wynajętego mieszkania, zalegnie na kanapie, wyciągnie nogi na stoliku, i wówczas po raz pierwszy poczuję swąd jego skarpet, bo w hotelu nigdy nie czuć swędu skarpet, swąd skarpet dopiero jest wyczuwalny, jeśli się z kimś mieszka, dopóki się z kimś nie mieszka, jego skarpety są bezwonne jak hel albo etan, lecz po wprowadzeniu się do wspólnego mieszkania następuje uwolnienie smrodu ze skarpet; i jeszcze te twoje cierpiętnicze miny, gdy krzyczę na córkę, ktoś ją musi wychowywać, ty, jak dotąd, nigdy nie uprałeś zafajdanych majtek, nie robiłeś jej jedzenia, nie wstawałeś w nocy, gdy płakała, ograniczając się do krytykowania wszystkiego co robiłam, samemu nie robiąc nic, oto twoje ojcostwo, gdybym odeszła i zostawiła cię z dzieckiem, po trzech dniach błagałbyś, żebym ją zabrała, tylko wtedy czuję się atrakcyjna, kiedy siedzę na brzegu łóżka, w samych rajstopach, a tamten z kieliszkiem wina naprzeciw, i robi wszystko, o co go proszę, a o co ciebie wstydziłam się poprosić, wyśmiałbyś mnie, gdybym powiedziała, że podnieciłam się na „50 twarzach Graya”, że też chciałabym klapsów, podduszenia, ściskania piersi, zamiast tego miałeś do zaoferowania seks na wyjazdach, mający udowodnić, że nadal jesteśmy małżeństwem, kładłeś się na boku i ja kładłam się na boku, i bóg mi świadkiem, że myślałam wtedy o tamtym, tylko dlatego, że chciałam poczuć cokolwiek, wypięta do ciebie tyłkiem, gdy dyszałeś, jakbyś miał dostać wylewu, tak bardzo skupiony, żeby, broń boże, nie stracić ciśnienia, tylko kobieta wie, jakim upokorzeniem jest, gdy mężczyzna przestaje móc w trakcie i – co najlepsze – uważa, że należy mu się w związku z tym pocieszenie, że porzucona w trakcie, nieatrakcyjna, niepodniecająca, mam natychmiast przekształcić się w matkę – pocieszycielkę i recytować: to nic takiego, nie przejmuj się, jesteś przemęczony, biedny, i ta psycholog, na której nogi gapiłeś się przez całe sesje, która ograniczyła się do komunałów, mających wykazać, że to ja zbyt wiele oczekuję, choć ty nic nie mówiłeś, tylko słałeś cierpiętnicze spojrzenia, mające wzbudzać litość, pewnie później wyobrażałeś ją sobie nagą, masturbując się w łazience, jeszcze pomagasz mi znieść walizkę do samochodu, mam chwilę słabości, gdy dziecko rzuca mi się na szyję, nie całujemy się na pożegnanie, w nawigację wpisuję nazwę hotelu, za godzinę będę na miejscu.   

Łukasz Suskiewicz – Hotele
QR kod: Łukasz Suskiewicz – Hotele