Palmiry
Puszcza Kampinowska, las, kamienie i tysiące świec.
99 lat temu odzyskaliśmy swoją niezależność (na chwilę?).
rozmawiamy o renesansie religii w stolicy – uczymy się
docierać do myśli i uczuć. a w Lublinie już zima. zapadają
się w śnieg (nawet całkiem ładny), są liczne przypadki.
mam na sobie sweter – wychodzę tak, jak stoję (u nas jesień).
nie mam świeczek ani kwiatów – wszystko jest po drodze.
stłoczony tłum przed TVP – próbują ogarnąć komentarze:
ten chce do Rosji, tamten do Niemiec, a ten, że – to Żyd!
ponoć narodowcy przedostają się przez skraj – nie ulegam
iluzji uroczyska, na peryferiach Kampinowskiego. strachu
nie ma – ból jest, również tych, którzy boją się o własną
śmierć. wracam do domu bez wahania, obracając się plecami
do kamery. świeczki wykupione ze straganów palą się,
tak samo – szalenie. i strasznie. kwiatów nie ma. ktoś napisał
czarną kredą na parkanie: nie damy pogrześć mowy!
Trzeba
zdjąć słońce – powiedziałem zamykając okiennice. dziś
Święto Niepodległości, 99. rocznica, litości – nie wiedziałam!
(z księżyca spadłam, czy co?). nie poznałam Agnieszki
Maciąg – była w samolocie obok sławnego aktora
(jego imię, również, wypadło mi z głowy – nie zapytam
wuja gugla – nie chce mi się). to był stary film
ale Agnieszka, jakoś się nie zmieniła – prawie – w błąd
wprowadzają włosy – grzywka na alfa (gorączka
na Bandiego). czy córka Piłsudskiego miała dzieci? – słyszę
głos z kanapy. nie wiem ale możesz sprawdzić. wiem
jednakże, że Szef spłodził dwie córki. Dworek Piłsudskiego
stoi spokojnie do dziś. obie córki troszczą się o ten dom.
i pamięć. jednak muszę odsłonić to słońce – powiedziałem
otwierając okiennice (mamy taki dziwny dom) ale słońce
już nie wchodzi! Dobry Bóg nie pomaga, ani pust wsiegda.
Droga na Smoleńsk
śpiewam? dużo powiedziane – raczej wydaję z siebie głos
na ślubach, w kościele. zespół mi się rozpadł, teraz mam
mniej godzin – idę na mszę i mam z głowy. 30 lat na weselach
dało mi w kość. mogłabym powiedzieć – zazdroszczę tobie.
ja? zawsze chciałam śpiewać, choćby i na weselach. teraz
piszę – powiedzmy – jak widzisz. pamiętam, jak było przykro
ponieważ twoja mama nie pozwoliła ci jechać na festiwal –
mogłeś odnieść zwycięstwo! ale los był łaskaw dla ciebie –
pięknie patrzysz. proszę, pozdrów Endriju i zapytaj, czy
jest tam, w jakimś tajemnym pudle, to dawne nagrywanie –
na chłodno – by dziś odsłuchać, jak śpiewałaś cudny wiersz
Bułata Okudżawy: po smalenskoj doroge lesa, lesa, lesa.
Jutro Giffena
z tego szpitala przyszło samo dobro: dwie piżamy, jakieś pary
skarpet, wełniane, aż do kolan! i nawet bambosze (nigdy nie myślałam
o tych rzeczach w taki sposób). szuru – buru, skradają się, jak kot
skarpety, pidżamy, bambosze i choroba ucieka, jak potępiony, widząc
te gałgany. babka Aniela, w krainie cieni, śmieje się przymilnie –
jutro nigdy nie przyjdzie – bądź zdrowa – jutro jest już dziś. właśnie!
moje serce zostało ogrzane – jestem gotowa na wszystko – co jest!
ujeżdżanie
– codziennie jesteśmy gotowi, by spotkać się
z Jezusem – szepcze Franciszka – a ty? ponieważ
jesteś nieprzygotowany do twojego ostatniego
dnia, ja Jestem twoim napomnieniem. – Jestem,
który Jestem – odpowiedział Głos (zrobiło się
nieswojo). ale spokój: cisza, psy, dzikie konie.
– powściągnąć konie, przenieść plemię – na step
Lavenda
miejsce trochę z przypadku – blisko jest akademik. byliśmy
trochę zdumieni ulicznym ruchem, ale jest taka potrzeba –
zjeść szybko śniadanie – wiele spraw, na potem! przestrzeni
dajcie więcej! – a nie, żeby tak tupać przed drzwiami, czekając
na swoją kolej. w końcu udało się wejść na celebrytkę –
podobno wyglądam, jak Ałła Pugaczowa! weszliśmy we dwoje
(ktoś przyznał się do mnie). zjedliśmy pyszne śniadanie – i ten
moment sytości, gdy wszystko wydaje się być inne. obsługa,
pomimo tłoku, sprawna i bardzo miła – duże zaskoczenie. miejsce
było z przypadku. a jednak trafiliśmy w sam środek cyklonu!
a teraz: hej ho, ćwiczyć będzie się szło – wypocić te kalorie!
Kabaret Warsztat&Ławrynowicz
oprócz wspomnień, nic nie zostało oszczędzone. jakoś
nie troszczyliśmy się o te rzeczy – powiedział poeta. ktoś
jednak nagrał na szpulowym całość wykonania: Wolski &
Ławrynowicz; była jeszcze aktorka – nie pamiętam imienia,
widziałam ją w kilku motywach w serialu 007 – aport! czy
jakoś tam, to się nazywa. była jeszcze dziewczyną – teraz
zgaduję – ze teatru? odtwarzała piosenki Wasowskiego&
Przybory – fragment utkwił mi w pamięci: bo taka głupia,
to ja już nie jestem, może głupia, ale taka to już nie!
niestety, ktoś ukradł te nagrywania. może, w cudownej
jakiejś przyczynie, to się odnajdzie? (nie ma nic bardziej
pewnego, niż niemożliwe). czy myślą o reaktywizacji? –
zapytałem (skoro moja córka śpiewa). – zszedłem już z tego
pudła. jestem za stary na harce i konfetti. ale wzdycham
czasami. – odpowiedział. jaki stary? – zapytałam wzburzona
– a Wasowski&Przybora? długo, nie, długo nie, jeszcze długo
długo nie! napisał pan wtedy piosenkę. przeżył w mojej
pamięci taki fragment: Anioły mają skrzydła białe, najbielsze
w świecie, więc dajmy w biel się ubrać by lecieć, lecieć
lecieć. nad domy, ponad ulice, uciekać tak jakby gonić,
śpiewać miłość do skrzypiec, z anielskim piórem w dłoni –
no i właśnie – to tylko – tu tekst się urywa. gdy śpiewałam
pod prysznicem przypomniała mi się pointa: Szatan
płaszcz zdejmuje biały pożyczony od anioła.