Duch

Co za dzień! Niepostrzeżenie skończyła się ważność
dowodu osobistego, żona i dziecko jeszcze mgliste
się skończyło. Skończył się adres. Wiecznie zapchany
parking pod blokiem objawił swój apokaliptyczny brzuch.
Piaskownica rozniesiona przez wiatr, pusto
na schodach, dziwnie spokojne zasłony. Za zasłonami

zło.

Porzucony przez łono, poza ogrodzeniem widzę
jak liście spijają wodę, ciężką od lamentu świata,
w którym mnie nie było. Strzęp gazety
na gwoździu, strzęp słów: Igrasz z ogniem
i możesz zmarnować sobie życie tak,
jak to właśnie zrobił Rafał Skonieczny!

A nad ziemią ptaki, które niczego nie pamiętają.


Święta pamięć

było rozmawianie, używanie
języków, otwieranie ust i dużo,
dużo śliny, Deszcz
śliny. Robiono zdjęcia, setkami słów
zapełniono ekrany komórek,
fale uginały się
pod ciężarem roześmianych
słoneczek. Potem przestało

być. Przestało
padać. Skończyła się pamięć
w aparacie. Prześwietlone klisze
ozdobiły uschnięte krzewy porzeczek.
Delfiny odpłynęły
smutno podśpiewując.
Prześwietlone nie wiedzą nawet,
czy kiedykolwiek istniały.


Święto

Zrodzony jesteś człowieku,
a nie stworzony,
z tego samego chodnika,
z którego podźwignął się

twój stary. Nie szukaj
niczego na swoje podobieństwo
w ilustrowanych magazynach
młodej sztuki. Nie szukaj matki

dalej niż na spróchniałym łóżku,
które skończyło się samotnie
na zapleczu kina.

Zrodzony jesteś człowieku,
a nie stworzony,
i dlatego muszę cię kochać.


Kaseta

Pozwól, że opowiem ci o zemście lasu,
potwornej burzy pustoszącej okoliczne wioski,
taniec strzech i wiatr im przygrywający.
Szedłem z torów, widziałem tłuste chmury
popychane w kierunku węzła zardzewiałych wagonów.
Dzieci kolei krzyczały „już nie żyjesz”
i nawet ich śmiech brzmiał śmiertelnie
poważnie. Kamień rozpychał dłoń, myślałem
jak niewiele trzeba, by trysnęła z niego krew,
a smoła z oczu ozdobiła niedzielne kołnierze
zapięte po szyję. Przyznaję ci rację –
wszelkie boskie stworzenie nadaje się do tego,
by prowadzać je na smyczy.
A jednak ciągle mamy czułość dla cmentarzy,
chociaż „już nie żyjesz” stało się niewiele bardziej
realne. Zgubiliśmy napisy do tego filmu, ale
każdy może dopisać własną katastrofę,
bo ta historia jest historią wszystkich historii.
Sploty magnetofonowych taśm,
od których kiedyś wiele zależało,
dzisiaj wypełniają podłogi piwnic i strychów.
Rycerze i błazny z karczmy Calvino pozbawieni języków,
ich twarze – zimne i nieme jak Dreyer, jak witraż
bez katedry. Dekorator musiał być pijany
powołując zmarłych, z którymi trzeba rozmawiać
na głos, podpalając gwiazdy,
przykryte olbrzymią warstwą pudru.

Cała wiedza o wgłębieniach na twojej szyi
mieści się w kilku ruchach ręki,
światło w twoim oknie – jedyny dowód na to,
że jeszcze jesteś, istniejesz.
Przez chwilę jest kształt,
który można przewijać palcem.
Z tego światła uwiłem gniazdo,
ścieli je pająk.

Rafał Skonieczny – Cztery wiersze
QR kod: Rafał Skonieczny – Cztery wiersze