Mono Polo
Koniec z tym eksperymentem.
Koniec z tym kosztującym nas tyle, pokrwawionym, złym pomysłem.
Najgorsza, najgłupsza miłość to miłość do narodu.
Naziści mieli racje: są narody gorsze i trzeba je wytępić.
Nie zakumali naziści, że sam naród to najgorszy pomysł.
Wytępić ten pomysł, że ludzi łączy krew o różnych grupach krwi.
Parę symboli, jakaś historia, trochę ziemi i trupy w ziemi.
Po co te parę symboli, ziemia, trupy łączą ludzi w naród?
Po co w naród jak można w gejo-chujo-dzieci
Gejo-chujo-dzieci.
Powtórzmy: gejo-pizdo-dzieci.
Po co w naród jak można w gejo-pizdo-dzieci.
Każdy z nas to gejo-pizdo-dziecko.
Każda matka każdego dziecka to gejo-pizdo-dziecko.
Każdy pedał ma pizdę, każde dziecko ma geja, a każda pizda żyje w państwie ludzi.
Ludzi łączy to, co sami razem zrobią.
Ludzi łączy tylko wspólna praca i cel tej pracy, horyzont, światło.
Do niczego niepotrzebny naród.
Jebać Polaków Jebać Niemców Jebać Żydów Jebać Syryjczyków
To już koniec narodów
Koniec tego brudnego eksperymentu
Teraz państwo ludzi gdzie człowiek nie ma wstępu gdzie tylko wszystko co żywe i krzyczy co próbuje się w coś zmienić przeobrazić otwiera swoje drzwi na wszystko co żywe i biega co próbuje się z geja w pizdę ku dziecku przeobrazić się w dziecko z geja przy piździe przy dziecku pizda z gejem co żywy i krzyczy próbuje się zmienić przeobrazić otworzyć drzwi otworzyć otworzenie drzwi otworzyć otwarcie otworzenia drzwi i wejść w to co żywe i krzyk
To nasz najpiękniejszy eksperyment
B-uzi
Okrutna jest rewolucja
Odbierze ci miłość do jedynej jedynego
Ślina poleje się z ust do ust
Tarzać się będziesz w ludziach
Okrutna jest rewolucja
Przyjdzie po twoje pieniądze
Twój pokój wypełni się lokatorami
Zostaniesz w jednej parze czerwonych spodni
Okrutna jest rewolucja
Oddasz jej ciało
Będziesz myślał już tylko nią
Będziesz czuł już tylko ją
Okrutna jest rewolucja
Oddaj jej swoje dzieci na wychowanie
Zostaw z nią kota
Załóż sad wiśniowy w jej buzi
***
Gdy nas tną
Nasze paznokcie
Nasze palce
Głowy
Gdy wycinają z nas
Wątroby
Płuca
Żyły
Gdy piłują
Na pół
W ćwiartki
We wióry
Wtedy
Właśnie wtedy
Tylko wtedy
próchnieje z nas dziecko
***
Jak tu nie umrzeć, gdy chce się umierać
Jak żyć z ludźmi, gdy ciągnie do lasu
Jak walczyć, gdy czujesz się przegrany
***
i.
gałęziami zielonymi w błękit
korą zestarzałą na wysepkach mchu
wodą karmiącą podglebie
puszką na dróżce od człowieka
strajkiem kleszczy
samorządnością jagód i poziomek
snem grzybów
przejście
***
Nie urodziłem się na ulicy
Przyszedłem na świat osobno nie w tłumie ludzi
A teraz chodzę miastem i siadam w miasto
Chodzimy w kółko, w tą i z powrotem
Siadamy na bruku przed wyjazdami
Miękka jest ulica
Twarde nasze dupy