Amfetamino, dałaś mi niewiele.
O całe niebo mniej niż ci się zdaje.
O całe niebo mniej niż młodszym kolegom.
Kilka komentarzy, trochę lajków,
nieco muzyki. Wczoraj poleciałem
z  poematem „Cedr” w starym numerze „Pracowni”
i mam huk roboty, choć na zewnątrz nic
nie widać, w pracy niezałatwiony.

Amfetamino, Benzedryno. Trochę wychowały
ście i Jacka Kerouaca, który
niewyjaśnionym impulsem kierowany, pojawił się
w „Ćpunie” i w ostatecznej scenie dał
mi swe klucze do nałogu,
bo mi się wydawało, że swoje
klucze zgubiłem, a nie
zgubiłem, lecz Juleczce dałem
wcześniej i oto nowy rozdział, gdy się
Jack Kerouac pojawia u Woolfa, a ja kompotem
próbuję swój nałóg otworzyć, Amfetamino, i
w końcu po prostu biorę, Amfetamino, i
tak jest dobrze.

I nie mów o heroinistach, bo jestem zazdrosny
a nie wdzięczny, albowiem wdzięczność jest mi obca
jak i heroina, Amfetamino, dziś
jest październik zero dwanaście,
jestem niezmiernie gorzkim spokojnym
tobołem.

I – Amfetamino – dałaś Paula Erdősa,
zabieraj sobie Paula Erdősa.
Dość matematycznych memów tu mam,
trochę skończyły się żarty.

A jutro brałem. Diler przekazuje
prezencik (anonimowy) – foliowy i biały
woreczek na towar, z czymś zielonym i kartką
o treści – MAJ, PORA NA Z NATURY
HAJ (żarcik). Jutro brałem
a rower się nie odbył. Byłem w kinie
(dla brania). Coraz bardziej biorę
(w przeszłości).

Budzi mnie
naglący telefon z pracy, świdrujący dzwonkiem.
Praca patrzy mi w oczy. Chaos w głowie i
ołów.

Dzisiaj Lemmy Kilmister opowiada mi
w filmie swą ćpuńską wersję.
Jack Kerouac tam nie dojechał.
Jest w autobusie z Keseyem. Jadą do New Yorku
za chwilę, a ja nie, ja jestem
w pracy, ja jestem w pracy, bo wczoraj nie byłem,
bo nie wstałem od laptopa, nisko upadłem,
upadłem, ale nie po to, żeby się poczołgać
do badawczo-dydaktyczno-uniwersyteckiej pracy.

Do tego Adolf (wkurwia mnie ostatnio
to imię niesłychanie, przepraszam cię, Adolfie)
– więc A. Hitler opowiada mi
dramatyczne spotkanie z A. Speerem,
który mu zdradził, że Kukiełka jednak
ma prawo do istnienia i pisania, zaś
poezja internetowa raczej nie ma.
Więc jestem Linkowany! Amfetamino! Kresko!

W ogóle najazd Warszawy na Karpowicza.
W tamtym roku Bielicki i set autorski,
pod którym R. Kaźmierski złożył mu gratulacje,
których żaden autor najprawdopodobniej
nigdy nie czytał w takiej sytuacji.
Napisał: rób tak dalej. A
amfetamina i wódka potem.
Popłynąłem. Zaś ten rok
pod znakiem Janickiego.
Dzisiaj Nieszufla. Ale dziś spokojnie.
Tak, Amfetamino. Mała kreska i
maleńka kreseczka.

W ogóle myślę, że nie jest to uraz,
to pulsowanie w okolicach pracy
odłożonej przecież nie świadczy o niczym.
Twoje substytuty niech mnie nie przejmują,
Amfetamino. Tylko jeden diler
na jedno życie (jest nim doktor Shulgin).

Popatrz, Kochanie. Ten wiersz zaludniają
głównie mężczyźni. Takie heroiczne
czasy nastały. To dopiero dzisiaj
Niemiec przypomniał mi fiasko
syntezy z Sudafedu, prawdę
mówiąc – to wcześniej
nie znałem źródła błędu,
nie byłem pewien.

Jak brzmi słowo „alegoria” po angielsku więc?
Wczoraj mi Rafał podał ostateczną wersję
na „a”, lecz nie pamiętam, kiedyś jeszcze raz
zapytam, to natręctwo.
Jest to rodzaj haju,
kiedy się człowiek wzrusza przy wierszykach i
znów Linkowany jestem.

Budzi mnie
naglący telefon z pracy, świdrujący dzwonkiem.
Praca patrzy mi w oczy. Chaos w głowie i
ołów.

Nie spałem w strachu, że to źle, że nie śpię.
Wychodziłem z transu co godzinę na granicy krzyku.
Nie spałem w strachu, że mnie złe ma i
nie puszcza. Widziałem pustynię
i przezroczystość. Widziałem, że idę
do pracy, i mówię: dzień dobry,
a Andrzej mi: dzień dobry odpowiada i
to była ignorancja, koszmar.

A teraz pełen chaos, telefon wydzwania
melodyjki z pracy, kiedy był tam tobół?
wiele, wiele dni temu!

Pełen chaos, kilka jakby psich
odruchów w biografii toboła,
dziurawe życie.

Dziurawe życie, cokolwiek się tam
umieści – ulatuje. Jest to jedna z
tobolich nerwic.

Dziurawe życie, życie bliskich przez to
przepełnione tym niczym, co stanowi o
uzależnieniu, Amfetamino, o

uzależnieniu.

Tomasz Kukiełka – Tobół 2012
QR kod: Tomasz Kukiełka – Tobół 2012