Teflon

Teflonowa powierzchnia, tak gładka. Przesunął po niej dłonią. Przyjemne uczucie minimalnego tarcia. Przyjrzał się powierzchni pod światło, była lśniąca niczym wulkaniczna skała. Wytarł podeszwy butów o wycieraczkę i lekko postawił stopy na powierzchni teflonu. Natychmiast bez własnego udziału i woli, zaczął miękko, bezszelestnie sunąć przed siebie. Miało to coś wspólnego z lewitacją, tyle że musiał wkładać odrobinę wysiłku w utrzymanie równowagi. Już po chwili nauczył się przyśpieszać i zwalniać. Kiedy sunąc kucał, przyspieszał, a kiedy prostował nogi i tułów, zwalniał. Zaraz po opanowaniu tej techniki, zaczął skręcać zginając raz jedno, raz drugie kolano, co pozwalało wybierać kierunek w którym sunął. Nie miało to specjalnie znaczenia, gdyż nie posiadał celu, więc przyspieszał, zwalniał, zmieniał kierunki improwizując, co wyglądało trochę jak taniec. Pływał, można powiedzieć, po teflonowej powierzchni całkowicie beztrosko i radośnie. Po jakimś czasie technikę sunięcia opanował tak dalece że potrafił w mgnieniu oka zmienić kierunek, przyspieszyć czy prawie zahamować, bo całkiem zatrzymać się, na teflonie nie sposób. Często do krawędzi powierzchni teflonu podchodzili znajomi, zatrzymywali się przechodnie, by podziwiać jego umiejętność ślizgu. Widząc ich starał się pokazać wszystko czego się nauczył. Wykonywał ślizgi nie tylko na butach, ale i na brzuchu, plecach czy kolanach. Praktycznie na każdej powierzchni swojego ciała potrafił się ślizgać. Z razu widzów miał wielu i nawet częste wiwaty oraz zachwyty odbierał za swe umiejętności i styl. Jednak zauważył chyba po około pięćdziesięciu latach ślizgania się, że prawie nikt nie przychodzi, nie przystaje nawet na moment żeby popatrzeć jak dostojnie przesuwa się po powierzchni teflonu. Jednak, i powierzchnia nie była już tak gładka i śliska jak niegdyś. Pokryły ją liczne rysy z których wyzierała rdza. Przez te rysy i rdzę coraz częściej jego ślizgi kończyły się upadkami i nagłym hamowaniem na rdzawych plamach. Jak nigdy wcześniej, teraz kilka razy dziennie na takich plamach zatrzymywał się, i musiał udawać że to tylko nowa ewolucja, chociaż nie miał już przed kim udawać.

(2012)


Backyard Art

„Uprzejmie prosimy Państwa z lokalu numer 15, o nie wyrzucanie przez okno zużytych prezerwatyw. Lokatorzy.” Kartka o tej treści naklejona była na drzwi wejściowe do klatki schodowej. Rzeczywiście na trawniczku zielonym, zakwitły kolorowe kondomy. W ten sposób samiec obwieszczał całej okolicy, swoją zdolność rozrodczą, chyba. A może żółte, czerwone, czarne i tradycyjne prezerwatywy rzucone na trawnik to rodzaj miejskiej sztuki. Street Art. Właściwie to backyard art. Dobrze że trawniczek okala żywopłot, bo dzieci z pobliskiego przedszkola mogły by zobaczyć ten „kondom performance”. Straciłyby niewinność, a rodzice i opiekunki musieliby odpowiadać na masę kłopotliwych pytań. Dobrze że ponosi tylko samca. Co, by było gdyby ona wyrzuciła przez okno, w szale uniesienia, włączony wibrator?! Wiłby się warcząc po trawniku, stwarzając realną groźbę, że pokona dołem żywopłot i przepełźnie do przedszkola  narobiwszy popłochu wśród maluchów. Przy osiedlowych alejkach pojawiłyby się znaki ostrzegawcze-”Uwaga Wibratory”, a służby miejskie zatrudniły „Łapaczy Wibratorów”. Można by ich łatwo rozpoznać po siatkach do łapania wibratorów i pojemnikach na pojmane sztuki. Nie łatwo jest schwytać na osiedlu, pełnym zakamarków, krzaków, żywopłotów włączony i przestraszony wibrator. Zdarza się, że wibratory  chcąc przetrwać łączą się w grupki po kilka sztuk, i wtedy bywają zagrożeniem dla spacerowiczów. Służby miejskie kiedy namierzą grupkę wibratorów stosują często taktykę „na przeczekanie”. Polega to na otoczeniu terenu szczelnym kordonem, i czekaniu aż spanikowanym wibratorom wyczerpią się bateryjki. Widok konających wibratorów nie należy do przyjemnych, więc służby czekają aż ucichnie rzężenie silniczków, i wtedy wkraczają by wyzbierać bezwładne, nieruchome wibratory do pojemników. Warto by dodać do treści na kartce – „… oraz włączonych wibratorów.”

(2012)

Paweł „Kelner” Rozwadowski – Proza
QR kod: Paweł „Kelner” Rozwadowski – Proza