Bóg na kwarantannie

Bóg siedzi w niebie. obowiązuje zakaz opuszczania
mieszkania. piotr zostawił pod drzwiami torbę
z zakupami. w lodówce chleb wędlina i kiszone
ogórki. przez włączony monitor obserwuje ziemię.
spokój. ludzie skryli się w swych mrowiskach.
cisza. można się wyspać i nie martwić losami świata.
rano włączy telewizor i wysłucha codziennych
wiadomości. dla porównania najpierw z jednej później
z drugiej stacji. przypominają niebo i piekło. coraz częściej
zastanawia się nad stworzeniem

nowego świata.


budowanie barykady

wynoszę na ulicę książki herberta i miłosza i buduję
z nich barykadę. dokładam do nich swoje ostatnie
wiersze z nadzieją że poezja potrafi ocalać. nie wiem
jednak na ile jest w stanie wytrzymać nawałę hipokryzji
i ksenofobii oraz dzielenia na wrogie armie
swoich i gorszych. czytam ludziom pana cogito
ale oni zatykają uszy. bawią się jak dzieci rzuconymi
na bruk srebrnikami. podnoszę wzrok. na barykadzie
łopoczą jak sztandar słowa z wiersza miłosza
nie bądź bezpieczny.

poeta pamięta.


budzik na barykadzie

czas budować barykady. w przeciwnym razie
hordy bestii wtargną do naszych domów. wygłodniałe
już ostrzą zęby i pazury. gotowe zrobić wszystko
żeby nas dopaść. tak długo czekały
na swój żer. prężą karki do skoku na to co ludzkie.
czas budować barykady w naszych sercach
aby nie dopuścić do nich zwierzęcej nienawiści
i żądzy władzy nad światem. budzik tyka i niedługo

zadzwoni na alarm.


historie upadków

czytam historię upadków cywilizacji i czuję się jakbym
w olbrzymiej galerii oglądał stare obrazy
przedstawiające dzisiejszą rzeczywistość. te same
twarze tyranów zniekształcone żądzą władzy
i nienawiścią do zastanego świata. otoczeni
kordonami posłusznych legionistów czują się
bezpieczni i bezkarni. jeszcze
nie wiedzą że zegary historii wybija

ich ostatnią godzinę.


instrukcja obsługi

w czasach zarazy najbezpieczniej postępować jak piłat.
myć często ręce żeby nawet po latach
psy nie wytropiły miejsc których się dotknęło.
stosować środki ostrożności. podobno wazelina
zmieszana ze spirytusem jest skutecznym
preparatem do odkażania brudnych rąk. niektórzy
stosują sam alkohol do dezynfekcji

sumienia.


jutro pojutrze…

a jednak otworzą i dla mnie bramę cmentarza. chociaż
nie zaliczam się do wybranych dla których
stanowi się wyjątki. miejsce które na mnie czeka
przywołuje mnie już po imieniu.
odliczam do pięciu. tyle – oprócz księdza
i grabarzy mogę pomieścić pod zamkniętą powieką.
reszta przyjdzie po latach sama się odliczając. póki co
wróżę z liścia koniczyny i akacji. jutro pojutrze

jutro…


kwarantanna

milczenie przez telefon nie zastąpi prawdziwego. spojrzenia
w oczy dotyku niby przypadkowego. zamknięci w czterech
ścianach pokoi przypominamy tężejące odlewy z gipsu.
szarzeją nam rysy i słowa kruszeją w gardłach.
za oknem puste ulice umierają jak ludzie w ciszy.
jeszcze chwila a zegarom zaczną pękać sprężyny. ludziom

serca.


kwarantanna II

powoli wyludniają się ulice wymierają domy. ich lokatorzy
coraz bardziej przypominają maski pośmiertne. opustoszałe
place zabaw daremnie wypatrują twarzy roześmianych
dzieci. nieużywane huśtawki i karuzele rdzewieją
w zapomnieniu. czasem przysiądzie na nich zmęczony
lotem ptak lub zwabiony ciszą motyl. patrzę przez okno
na wałęsającego się po ulicy bezdomnego psa

i zaczynam mu zazdrościć.


kwarantanna w raju

adam z ewą w maseczkach z liści figowych.
w przepisowej odległości dwóch metrów.
spoglądają na siebie. rozmowa się nie klei.
nawet jabłka nie kuszą. wszędzie pełno
straży i rozwieszonych komunikatów o grożących
mandatach i zgłoszeniach do sanepidu.
wąż ukrył się w pniu jabłoni. boi się deportacji
do alternatywnego raju. nawet Boga nie widać.
podobno też jest

na kwarantannie.


raport z czasów zarazy

znowu radiowozy na ulicach i zakazy wychodzenia
z domów. tylko do pracy sklepu i apteki.
zakupy najlepiej raz w tygodniu.
obowiązkowa odległość dwóch metrów.
– to efekt postępującej zarazy. później
stan epidemii może być zastąpiony innym. w razie potrzeby
rygory mogą zostać zaostrzone i przedłużone
na czas nieograniczony. jedna zaraza zastąpiona

przez drugą.


raport z czasów zarazy II

puste ulice. czasem ktoś przemknie ukradkiem
rozglądając się czy nie ma patrolu policyjnego
mimo że nie minęła godzina 22.00. powoli
ludzie przyzwyczają się do nowej rzeczywistości.
przygotowują się na gorsze. na kolejne stany zagrożenia.
ćwiczyli to już przed laty. dzisiaj przynajmniej nie trzeba
powielaczy. zastąpiły je komputery i drukarki.
słuchają uważnie komunikatów rozprowadzanych
pocztą pantoflową o kolejnych zaostrzeniach przepisów
i ofiarach. chowanych bez pożegnania z rodziną.
na wszelki wypadek trzymam w kieszeni tomik
z najnowszymi wierszami

żeby nie pomylili nazwiska.


raport z czasów zarazy IV

kolejny dzień zarazy. za oknem szpitala wiosna.
w środku stadko białych ptaków kołuje wokół
umierających próbując oddalić niebo wdzierające się
każdą szczeliną. i piekło bólu dławiące płuca. póki jest
szansa jest nadzieja. białe ptaki w maskach na ustach
jak anioły czuwające przy łóżkach… nocami modlę się
by nie zabrakło im sił i nie zawróciły

do nieba.

Tadeusz Zawadowski – Wiersze
QR kod: Tadeusz Zawadowski – Wiersze