Jesteśmy bogami

Jesteśmy bogami

Wskakujemy do tramwajów, którymi już jechaliśmy

Setki razy

Śmiejemy się, bo

Wiemy jak skończyły się spotkania, na które już dawno dotarliśmy (Czasami spóźnieni,
bardzo przepraszamy, uśmiech, żarcik)

Widzimy kubki po wypitej kawie i wymianie słów, których termin ważności upłynął

ulice, którymi szliśmy bez zawahania przed siebie aby wracać z podkulonymi ogonami jak
zmienia się pogoda, miało dzisiaj wyjść słońce

Nie byliśmy bogami

Kiedy wskakiwaliśmy do tramwajów

Pełni scenariuszy w głowie i motyli w brzuchu

Z lekko wymiętą carte blanche w dłoni (przepraszamy, ręce mieliśmy zdenerwowane)
Niepewni, czy utrzyma się pogoda (niepotrzebnie wzięliśmy parasole – nie osłoniły nas)

Nie jesteśmy bogami

lub

Jesteśmy bogami zmęczonymi

Trzymamy się kurczowo barierek

Z nadzieją, że nie zahamujemy zbyt gwałtownie

że nie będziemy musieli przepraszać za skutki ścierania się sił fizycznych

Gdybyśmy tylko mogli się wrócić

Klepnąć nas w ramię, nie słyszymy, bo słuchamy słuchawek

Uchylić rąbka tajemnicy

Nie pozwolić wysiąść na umówionym przystanku – zagadać nas dla większego dobra

Zachwycają nas jednak policzki niesłone od łez uśmiechnięte oczy
kilkukrotnie przebierane sukienki
Po usłyszeniu sygnału wsiadanie jest zabronione

SYGNAŁ


nie wbiegamy. nie krzyczymy. nie padamy na kolana. nie rozrywamy koszul na piersi.

Jesteśmy bogami po szkodzie.

Filmem z przyciszonym głosem (Gdzie to się włącza? Nic nie słychać. Poczekaj. Zatrzymaj)


Nikt na nas nie czeka. Nikt nas nie zatrzymuje.

Wszystko płynie

Jedzie, biegnie, spaceruje, pije kawę, marzy,śni, liczy, czeka na telefon, czeka na pocałunek
na powitanie, na pożegnanie, czeka na spotkanie, czeka na rozstanie

Boleśnie bezbronne w swojej prośbie o to, żeby nie zdradzać zakończenia.

Motorniczy odjeżdża, chociaż nerwowo przyciskaliśmy przycisk otwierania zamkniętych
rozdziałów naszymi boskimi palcami.

Dobrze, że tak robi.


Skarga

Drogi urzędzie wyższej instancji,
Spotkałam się już z dużym niezrozumieniem wśród sędziów – przyjaciół
Potrącono mnie truizmami o kolei rzeczy, obietnicami bez pokrycia i zaleceniami do
wykonywania rzeczy niemożliwych
Nikt nie jest zobowiązany do niemożliwego, ustalili rzymscy mężowie stanu
Proszę więc o ponowne przeanalizowanie mojej skargi
Z uwzględnieniem faktu, iż moja głowa jest ciężka od kliszy sprzed lat

Z niewiadomych przyczyn napotkałam akt jawnej kradzieży,
Omotania rodziny (sztuk dwie) wokół palca,
Niezrozumiałych posunięć,
Których zaniechałam – nie z własnej winy- wyciągnąć z rachunku prawdopodobieństwa:

Mężczyzna, lat dwadzieścia kilka – podmiot umownie nazwany „A” dla dobra sprawy
(Co ważne, jednaki z osobą „a”, która kiedyś na wielką literę jeszcze nie zasługiwała),
Po tylu latach wspinaczek na drzewa,
Wylewania kakao na stół
Biegów za złoczyńcami wszelkiego typu i rozbitych kolan leczonych odwróceniem uwagi
Argumentacji (na płacz i zgrzytanie zębami), że nie założy eleganckiej koszuli
Wspólnych świąt, niedziel i kaskadowych tygodni spływających do świąt i niedziel

Zasadził drzewo w nie moim już ogrodzie,
Pije gorzką kawę bez cukru i złudzeń, której nigdy nie wylewa na jedną z tysiąca i jednej
koszul
Biega sporadycznie, zamiast gonić zbrodniarzy
Goni autobus, który powinien go zawieźć do miejsca obiecującego
Rozmytą teraźniejszość i stabilną przyszłość
(Nie mylić z 
i żyli długo i szczęśliwie)
Używa zdań za bardzo złożonych, gdy wie że ma rację
Zdań głośnych i okrągłych, gdy wie, że racji nie ma

Wpada jak po ogień i wyjmuje z portfela kartę tych samych wymówek
Brak czasu i wyładowany telefon, mitologiczne potwory codzienności
Śpiewamy refren tych samych niezręcznych pytań i odpowiedzi, dla których prosta droga
została zamknięta
Drogi urzędzie, jest to objazd z nieokreśloną datą zakończenia

Szanowny Panie/ Pani, uprzejmie donoszę
Jako obywatelka nie mogę wskazać sprawcy
Jest chroniony domniemaniem niewinności

Jako osoba trzecia, przyuważyłam związek między obiektem „A” i pewną kobietą
Tak różną ode mnie

Jako siostra, która
Stała przy drzewie,
Wycierała kakao ze stołu
Ocierała łzy
Argumentowała na śmiech i zapinała guziki wyżej wspomnianej koszuli,
Rwę włosy z głowy, łączę fakty z prędkością światła i obawiam się, że
Owe przekręty mogą mieć bezpośredni związek z pierścionkiem na palcu Tamtej Kobiety.

Drogi urzędzie, proszę o niezwłoczne rozstrzygnięcie sprawy
O to, żeby nie wkładać jej zbyt pochopnie do drugiej od góry szuflady z napisem:
Życie nie działa wstecz


Bagaż

Nadajemy nasze bagaże

Uwaga,

Inaczej one nadadzą nam imię, historię i przypisy

Dlatego trzeba szczelnie owinąć je białą folią wrzucenia w odmęty pamięci

Limit wagowy – 23 kilogramy

Mam o jedną ciężką rzecz za dużo.

Otwieram walizkę na ułamek sekundy, żebyś nie widział bałaganu i nieposkładania.

Założę na siebie

Wezmę do ręki (wezmę na klatę)

Tylko nadajcie tę resztę

Niech na kilka godzin mi nie ciąży

Żebym mogła siebie narysować bez tła (tło musiałabym kolorować szarą kredką, a nie ma
między nami jeszcze czasu na szarości)

Patrzysz na mnie ze zdziwieniem, skąd miałeś wiedzieć, że nie zmieszczę się w limicie
(Wszystkie znaki na niebie i na ziemi obiecywały 36,6)

Wyrywasz mi z dłoni nadprogramową sztukę

Zakładasz na siebie, mówisz, że i tak było Ci zimno (nigdy nie marzniesz, białe kłamstwo)

Nie wiesz, że nosisz sweter
kogoś, kto inaczej śmiał się z innych żartów

miał inne perfumy za uchem, wyczuwalne jedynie po wyjściu ze strefy komfortu był zupełnym
twoim przeciwieństwem, różnym jak odbicie lustrzane

Może to wszystko doskonale wiesz

Bez moich słów o pojemności ponad sto mililitrów łez

Wiesz, że nie mogłam zabrać ich ze sobą na pokład – zasady bezpieczeństwa i savoir vivre

Weźmiesz do ręki moją rękę

Czerwoną, bo walizka była ciężka

(pasuje do koloru zmęczonych płaczem oczu i wina, w którym nie udało się zatopić smutku.
Uratował go sen i przeprowadził na bezpieczny brzeg poranka)

Powiesz, że jest w kolorze zaplanowanych wschodów słońca i dojrzewających truskawek na
śniadanie.

Kiedy wrócimy już na ziemię

Po locie bez chmur i turbulencji, bez chwili spóźnienia

(ktoś bił brawo, ja się za bardzo bałam twardego lądowania)

Potoczymy nasze walizki, mając nadzieję, że potoczą się po naszej myśli.

Otworzymy we wspólnej przestrzeni, podzielimy swoimi ciężarami

Liczymy na to, że pomimo reguł matematyki,

Odejmą się i poskracają, a nie wymnożą przez siebie.

W ciszy dodamy do siebie świadectwa na to, że istnieliśmy już wcześniej.

Którejś nocy obudzę się z koszmaru, bo mi się zapętli czas zaprzeszły W Twojej koszulce

Musiałeś położyć ją specjalnie między moimi rzeczami,

Żebym przez przypadek ją od Ciebie zabrała.

Kiedy myślę, że śpisz, bierzesz do ręki moją rękę
Prosisz, żebym nigdzie już nie wyjeżdżała.

Małgorzata Witalis – Trzy wiersze
QR kod: Małgorzata Witalis – Trzy wiersze