może nie martwmy się dzisiaj?

zakopmy się
pod tą oto kołdrą
tam nasz mały dom
jak byłam gówniarą tak robiłam
tak się chowałam
i wiem skarbie jak jest
nie można uciec
od rachunku, dziesięciu dni pracy
pogrzebu w sobotę, tego wszystkiego
co musisz
a mówią ci w internecie:
rób to co kochasz!
więc robię ciebie skarbie
nie da się uciec od
tramwaju nr 8
od hamulców do wymiany
ale czasem trzeba
czasem trzeba zakopać się
pod kołdrą


wieczorem siedzimy w kuchni

na końcu korytarza
ja,
J. który smaży cebulę na patelni,
W., po wyroku,
babcia G., żona bezrobotnego górnika,
bezrobotny górnik Cz., który rzadko się myje
i chłopaki wystawiają jego buty za okno
pan Stefan, wyglądający jak Clooney
tylko jeszcze trochę starszy i dużo bardziej
uroczy, były pracownik jakieś tam fabryki,
Aga, która pracuje nad swoją płytą,
Monia i Kaśka, nie wiem nic,
pijemy piwo lub wódkę
narzekamy na liniowe,
co drą ryja
i chore tempo pracy chcą
uzyskać
coś tam jemy, czasem,
chłopaki nakradli ziemniaków z pola
jakiegoś holendra
„a w chuj tam ma tych ziemniaków”
więc i nam ździebko skapnie
siedzimy w tej kuchni
i nie boimy się spóźnić
do pracy


do zakochania kilka przystanków tramwajem

ty, stara, wiesz co myślę?
mi się w ogóle nie chce pracować
ja chyba podjade na gumed się tam pokręcę
chociaż najlepiej to plastycznego
albo dentyste wyłapać
se weznę książke jakąś, że oczytana
i przysiąde na ławke
wiesz, noga na noge
po chuj tu siedzieć te osiem godzin?
jest to jakiś pomysł,
mówię
idziesz ze mną?
nieee, ja już wolę te osiem godzin


przebudzisz się

a świat zaczyna
pierwsza myśl-
jak lewy sierpowy
druga poprawia prawym
prostym
zamykam oczy
próbuję wrócić do
snu
tam, gdzie leżałam
na trawie, obok ciebie
a twoja stopa
była zimna


dzisiaj siedzę w pracy

i myślę o tamtych w fabryce mięsa
najbardziej o tych nowych
zawsze płakały
to była zła strategia
trzeba było się śmiać
ale tego im nikt nie mówił
ich dręczycielki
krzyczały, machały rękoma
a czasem z pośpiechu
wpadały głową na ogromny słup
potem biegły dalej
jak się było dla nich
człowiekiem
to i z nich opadał jakiś cień
nadal tam są
będą do emerytury
ale nie mnie oceniać
jedna znalazła ojca co wisiał na belce w domu
a druga wcale nie chciała co wieczór
mieć ojca tak blisko
swojego ciała
tego się nie mówi
głośno
więc wszystko co słyszycie
to pływanie po powierzchni


w końcu jesteśmy

na tym weselu mojego brata
wujek się do mnie przysiada
pyta co tam
co tam teraz robię
więc mówię, że w zasadzie
każdy dzień
wygląda tak samo
trochę się zapędziłam
w tę ciemną piwnicę depresji
na szczęście on mnie oświecił:
„ale ty wiesz,
że trzeba spełniać marzenia?”
więc mówię:
„muszę to sobie zapisać w notatniku
i kupić notatnik”


suchanino było czternastym

miejscem naszego
zamieszkania
była to kawalerka na parterze
z kratami w oknach
i całkiem ładnym wystrojem
żółtym,
dość pogodnym
ja jak zwykle bawiłam się
w pisarkę, udając że jeśli
poświęcę teraz czas to będzie
z tego jakiś pieniądz
żeby zapłacić tamtej miłej pani
za pobyt tutaj
taki pewien rodzaj inwestycji
J. wychodził do pracy,
z której raczej wychodził na zero
a ja pisałam i pisałam
aż w końcu skończyłam
ale i tak nikt nie chciał
nic z tym zrobić
było to zresztą
dość kiepskie,
muszę przyznać

wieczorami
siedzieliśmy, piliśmy piwo
czasami nic nie mówiliśmy
tylko sobie siedzieliśmy
ja coś czytałam
albo nie
on coś czytał
albo nie
nad nami pary
lub
małżonkowie
kłócili się o to
czy włączyć barwy szczęścia
czy m jak miłość
w telewizji
jest zdecydowanie
za dużo kanałów


mamy siedemnaście lat

domek G.
i my na górze,
rano, razem, pod ciężką kołdrą
to co teraz powiem będzie głupie
ale nigdy nie byłam tak
absolutnie pozbawiona
strachu złości myśli
samobójczych
jak przez te 28 godzin które trwały
dopóki mi nie powiedziałeś
że jednak nic z tego nie będzie
ale ale
wróćmy tam na górę
leżymy, a ty pytasz:
eehh co ja mam z tobą zrobić?!
bo trochę mnie nie chcesz
bo trochę się puszczałam
trochę też chcesz kogoś innego
nowego fajnego
a nie mnie
my za długo się znamy
a ja za bardzo próbuję
cię ściskać
a ty trochę się dusisz
więc nic z tego nie było.
dziesięć lat później
palimy lufki
pijąc piwo na placu
albo w moim aucie
kompletnie rozjebani
bo trzeba chodzić do roboty
a nie leżeć sobie na boisku do kosza
i nic już nie jara (ciebie)
jak kiedyś
a mnie trochę wszystko i nic
może dlatego że
kogoś mam
ale nie tak
jak przez tamte 28 godzin
miałam ciebie


może jest w tobie

trochę za dużo tego
czy tamtego
dziwnych planów
marnych aspiracji
zamiłowania do rzeczy powszechnie
zwanych idiotycznymi
ale ja zawsze lubiłam
za dużo sera w kanapce
za dużo sosu
i tego wszystkiego co się wylewa
ze mnie też chcieli zrobić
ładną kanapkę
ale to jakoś nie wychodzi
nie udaje się


patrzę na twojego synka

jedziemy autobusem
on i ja trzymamy się oparcia siedzenia
on trzyma się pełen nadziei
że wszystko jest tak
jak powinno być
ufa ludziom
wyższym
od niego
dom i kotek
i węgiel
mijamy po drodze
a pan chwiejący się pod sklepem
to po prostu pan
patrzę na twojego synka
i chcę go zabrać gdzieś
gdzie świat wygląda tak
jak on go teraz widzi
patrzę na twojego synka
kiedy stoimy na balkonie wieczorem
i pokazuje mi gwiazdy
mówi że są jego
potwierdzam
mówisz że masz to pięćset
i reszta od mamy
i co poniedziałek kursujesz autobusem
pół godziny
do jego ojca
a twój synek na razie lubi
jeździć autobusem
jeszcze nie wie co to znaczy
chociaż wie więcej
od nas


ten w żółtej koszulce

ma kredyt na mieszkanie
i pracuje tu i na stacji benzynowej
tu przychodzi na 10tą i kończy o 16stej
a tam idzie na 18stą
i kończy o szóstej rano
i tak w kółko oprócz wolnych dni
moja matka powiedziałaby, że przynajmniej
będzie miał to mieszkanie!
a nie to co ty
ale moja matka ma wiele dziwnych
poglądów
tymczasem gapimy się na tego w żółtej koszulce
a on chodzi jak we śnie
trochę zalatuje od niego potem
i chciałabym go zapytać
o czym w ogóle myśli?
czy ma w głowie ciągle to mieszkanie
w bloku w baninie?
co tam jest co tam się dzieje w jego głowie
o poranku, który bywa wieczorem?
ale ciężko go pytać
o cokolwiek


moje dni

dni szare marne
i te twarze w tramwaju
codziennie jak widma
jakby tak przejrzeć nasze myśli
większość – samobójcze
ale coś tam można wydłubać
z tych godzin które się ciągną
do fajrantu a potem
znikają jedna po drugiej
coś tam jednak można sobie wziąć
zatrzymać
szczególnie wieczorem
popijając perłę kanapką z serem


jedziemy

obok galerii bałtyckiej
oblepionej przez auta
w środku oblepionej przez ludzi
jedziemy w dół słowaka
mijamy srebrzysko
tam od dwóch dni jest siostra F.
przypięta pasami z pampersem
podłożonym
nie idzie się nawet podrapać
a na zewnątrz świeci słońce
jeżdżą samochody
w bmkach na siebie trąbią
inni kupują
jeszcze inni chodzą z tymi kijkami
do chodzenia
po tym lesie
po tej ścieżce
tuż obok


budzik zadzwonił wyjątkowo

o siódmej
a ja miałam wstać
chociaż lepszym pomysłem wydało mi się
samobójstwo
świat o ósmej wydaje się przyśpieszony
a ja nie potrafię biec
na tej taśmie
wiem co oni mi powiedzą;
wcześniej wstać, żeby łatwiej i szybciej zasnąć
ale czy nie po to
żeby wcześniej wstać
i szybciej zasnąć?


stypa

siedzimy na końcu stołu
ja i mój wujek
nieudacznicy
on nawet spierdolił samobójstwo
i to nie jeden raz
nie wyszło mu ze śmiercią
mi nie wyszło z życiem
i tylko my z nikim nie rozmawiamy
myślimy może o czymś
może o tym samym


matka trąbi cały dzień:

pamiętaj wydrukuj do pracy
ten akt zgonu
pamiętaj wydrukuj
przesłałam ci na tym łoszapie
więc pobrałam
i czytałam dość długo, linijka po linijce
nie żeby tego tyle było
a raczej tak dziwnie mało
a nawet mniej
„opłata w wysokości dwudziestu dwóch złotych
została uiszczona 10.10.2019″
oto nasze post scriptum
podsumowanie


wszystko dopasowane

dopasowane reklamy
posty
wiadomości
najgorsze są te dopasowane diagnozy
'rak trzustki atakuje po ciuchu’
'nie możesz zasnąć? to może być…’
i ta lekka niepewność

Alicja Rosińska – Wiersze
QR kod: Alicja Rosińska – Wiersze