Pola pszenicy

Mój dziadek trzymał lejce i powoził pewnie końmi
Kochał je i konie kochały jego
Siwy i Baśka to była para
Gdy Baśka zdechła Siwy zdechł na serce
Mówili we wsi że z rozpaczy za Baśką

Konie w biegu były pejzażem jego dzieciństwa
W oczach koni odnalazł skarb którego
Wielu poszukuje przez całe życie

Mój dziadek brał do ręki ciężkie grudy ziemi
Jakby miał w garści cały wszechświat
Zaczarowywał przestrzeń wokół siebie
Hektary pszenicy które dotknęły jego ręce
Hektary pszenicy które gdyby je policzyć
Zajęłyby cały świat

Potem w tych samych spracowanych rękach trzymał książkę z bajkami
I czytał mi na głos
Jego głos był rytmiczny jak dźwięk oddalającego się pociągu

Jakbym wyruszała z nim w podróż
Czy głos dziadka dodawał mi odwagi w tej podróży?
Nie, nie byłam odważna Może nie powinnam była być odważna

Mój dziadek odkładał książkę z bajkami i brał do rąk książeczkę do modlitwy
Długo modlił się przed snem a modlił się szeptem
Jakby wymawiał sobie znane zaklęcia
W myślach widział każdy kłos i ulubiony obrazek na ścianie:
Chrystus z uczniami idący polami pszenicy

Może dlatego gdy dostałam bukiet kwiatów
Najważniejsze w tym bukiecie były nie kwiaty ale kłosy pszenicy
Liczyłam je jakby każdy kłos mówił do mnie głosem dziadka:

Dziecko gdy zatrzyma się ten pociąg
Będę na ciebie czekał na stacji
Dlatego wciąż mam przy sobie tą książkę z bajkami
Do póki ją mam dopóty pociąg się nie zatrzyma
A ja mam teraz czas mogę czekać na ciebie wieczność
Przysłuchuję się rozmowom ziemi z niebem
Jakbym czytał twoje wiersze


Dzieciństwo to nie zabawa

Ziemia na której się wychowałam
Miała kolor oczka w pierścieniu mojej babki
Całowałam ten pierścień i jej rękę
Każdego wieczoru przed snem
Po jej śmierci brakowało mi pocałunku w jej chłodną rękę
Rękę która karmiła mnie niemożliwym
Jeszcze bardziej brakowało mi chłodnego i groźnego kamienia
Jak Ziemi na której wychowała mnie babka
Potem całowałam w rękę swoich kochanków
Ale ich ręce były gorące niepewne niekiedy drżały
Przesypywały się między czasem
Pozostając w ustach smakiem słońca
Byliśmy jak na pustyni łąka należała do dzieciństwa
Między dzieciństwem a nowym lądem pytałam ich:
Ile butelek piasku można wysłać z pustyni?
Ale odpowiedź znał jedynie Strażnik Dzieciństwa
Ziemia Niemożliwego ukryta w pierścieniu mojej babki

„Schizofrenia” limo i szach mat project

Limo przysiadł na ławeczce, ławeczka była parapetem,
parapet był albo kobietą albo jestem „ja”,
Limo był bezbarwny, i uczuciowo i emocjonalnie,
Limo wszyscy przechodzili przez niego jakby był przezroczysty.
Zostawiali jakieś pojedyncze słowa, listy, przesyłki. Limo i jego świat.
Świat dopierdalania, przypierdalania, i pierdolenia.
Limo to nazwa zwyczajowa. To nazwa własna od skrótu przy nazwisku.
Kurwa jestem Limo nie widzicie?
W odmowie jest rysopis ciała
W przyzwoleniu owocuje świt
Chowam się za siebie


Nóż w ogrodzie

Od jakiego punktu zacząć przytaczać siebie
Jak jakiś cytat wszyscy go znają na pamięć
Jestem dobrym znajomym cudów świata
Ktoś podpisuje się „lubię to”
Jestem dobrym emocjonalnym zestrojeniem z epokami
Ktoś podpisuje się „to niemożliwe”
Coś jest inne niż się wydaje że jest
Coś jest takie jak nikt by nie przypuszczał
Coś jest jak nie ten świat choć nikt w to nie może uwierzyć
Coś jest lansowaną prawdą gdy ta jedyna zostaje odrzucona
Coś jest poza tym co bywa w centrum uwagi
Coś jest poza tym co wszyscy uważają za słuszne
Jestem dobrym znajomym tego co niewidoczne
Ktoś podpisuje się „uwidocznij to”


***

Gdy ciało powstańca jest łupem rozparcelowanym między manipulację
Gdy uwięzili ciało, wyganiając na kraniec świata zabili po raz któryś Chrystusa
Gdy maltretowano ciało a ciało rosło jak budynek jak fundament Ziemi
Gdy ciało było jak materiał do przerabiania i uczenia się na pamięć
Gdy ciało unicestwiono bólem ubierano to zamęczone ciało na sylwetki katów
Gdy ciało nauczyło się mówić wypowiadając pierwsze słowa: kat i katorżnicy
Gdy ciało podzieliło się sobą kat miał czyste ręce a katorżnicy we krwi
Gdy ciało stało się obrazem w czerwonych ramach swojej męki
Gdy katorżnik mówi do katorżnika język ciała tworzy historię
Gdy ciało przemienia w czerwoną pustynię nie ma ucieczki
Gdy ciało wychodzi z ukrycia idziemy ścianą ognia bez zbędnych słów
Gdy ciało jest tańcem chwyta cierń powietrza by bardziej być
Nawet wtedy gdy ktoś powali je brutalnie na ziemię bardziej jest


Katastrofa

W domu mam rakietę kosmiczną
Nie wiem co z nią zrobić
„daj ogłoszenie że chcesz ją sprzedać”
Sprzedam ją na części jak sprzedaje się historię świata
Wybudują z niej wieżę widokową na kosmiczne miasto
Cała ta domena ubiegłego wieku będzie jak wspomnienie
Sprzedam ją na rozdziały jakiejś pozaziemskiej książki
Z okładką jak fasada budowli sprzed wieków i z kosmiczną ceną
Sprzedam ją w spotach reklamowych jak egzotyczną podróż
Z atrakcjami fizyki kwantowej i ambicjami podboju kosmosu
Kupię sobie aktualną datę i odpowiedni punkt widzenia
Kupię sobie ogród kosmetyków by zbiory twarzy były księżycowe
Kupię sobie otwartą przestrzeń jakbym wyszła z biblioteki
Kupię kolekcję wachlarzy i jakieś nieznane nikomu słowo
Kupię sobie ludzi i przychylność tłumów
Dla świata jestem bezwartościową pizdą z aspiracjami poetyckimi
Czy ktoś zaprzeczy?
Niektóre sprawy są wulgarne jak fast food i portfele
Niektóre sprawy są proste jak drobne ogłoszenia
Jakiś numer telefonu jak zakodowany język lub wiersz
Cyfry są niekiedy bardziej od słów
Może to jest przychylnością czasu
Że żyje się w czasach w których jest to co się lubi
Wiedza jest lepiej lub gorzej opowiedzianą plotką
Każde wyrażenie jak odmiana sprzętu w wyścigu innowacji
Sztuka jak cyber – malaria i wirtualne zamieszki
Jakiś wzór matematyczny jak obraz mistrza sprzed wieków
Pas startowy do innego świata zwanego last minute
Spakowanie kilku rzeczy jak całego życia

Ewa Sonnenberg – Sześć wierszy
QR code: Ewa Sonnenberg – Sześć wierszy