Był wieczór. W powietrzu wisiał gęsty papierosowy dym.
– Sikierkę musowo powiesić – sama do siebie westchnęła matka.
Uchyliła okno. Zimny jęzor polizał wszystkich po nogach. Zamknęła je prawie natychmiast. Na stole leżało wyjątkowo dużo pieniędzy. Same zagraniczne. Niektóre zmięte, niektóre skręcone od długiego leżenia w rulonikach. Matka przystanęła blada przy kaflowej kuchni. Grali w ciemno.
– Dwie – ojciec pokazał palcami.

Twarze mężczyzn przy stole zrobiły się nieruchome, prawie martwe. Karty ojca leżały przed nim. Długo ich nie odkrywał. Z miny można było wnioskować, że wie, co dostał. Spojrzał w okno zarośnięte obrazkami ze szronu. Adka bała się tak bardzo, że miała ochotę przykryć sobie głowę kołdrą. Trochę chciało jej się wymiotować.
– Zdrów – powiedział jakiś pan, którego nigdy wcześniej nie widziała.
Gęsia skórka ściągnęła jej skórę na rękach i nogach. Prawdopodobnie nie z zimna. Ze strachu. Bała się, bo obserwowała spojrzenie matki. Nawet nie mrugnęły. Obie. Oczy ojca były nieruchome, zapadnięte bardziej niż zwykle. Ciężkie, znacznie cięższe niż od codziennego niewyspania. W szybę uderzył wiatr. W piecu zahuczało. Ojciec podniósł najpierw jedną kartę, potem drugą. Bardzo powoli. Ułożył je w dłoni między pozostałymi trzema. Przełożył. Poprawił. Przez moment znów spojrzał w okno. Matka upuściła ścierkę na podłogę. Potem coś się stało. Ze stołu zniknęły pieniądze. Ojciec wyszedł. Tak Adka widziała go ostatni raz przed pogrzebem. Zgarbiony. Mały. Z posklejanymi włosami.
– Fredziu – matka szepnęła za nim prawie nie poruszając ustami.

Jacek Bierut – Haracz (fragment powieści)
QR code: Jacek Bierut – Haracz (fragment powieści)