Oj!-czyzna
Tyle razy jej do twarzy
Dobrał się wąż za cenę ofiary
Utraty imitacji raju
Ojczyzno krzyczę w językach wymarłych
Oddalasz niebo w obce kraje
W chwilach które mogły żyć d-ostatnio
Stuka przed bramą pielgrzym zdeptany
Bez niewygodnych świadków
Zobaczcie jak udają że nie widzą portretu bliźniego
Ślepi malarze omamieni nieśmiertelnością
Za wodze zszargani w rydwanie do boju
Który może być-albo-nie-być? Ostatni?
Moje słowa to bagnety
Schowane w skroń po ręko-jeść
Obiecuję: dzieciom przekazać ojczyznę
Matkom wytykać owoce zakazane
Na tarczy wyłożyć błędy młodości
I chować starych przyjaciół
Na bezdrożach między gwiazdami
Bez niewygodnych świadków
rozszczepienie przyjaźni
w górach intensywnych odlotów
naga prawda zdobywa szczyty (głupoty?)
na szczęście nikt nie błaga o zmiłowanie
by spłacić rachunek sumienia
wystarczy zmęczonym w trybie na-tych-miastowym!
dokończyć studia ergonomiczne
z oceną celującą w niebo
na szczęście nikt nie błaga choć są świadkowie
plujący grzechem słowa
poświadczą w nieznośnych przenośniach
konieczność rozszczepienia przyjaźni
między gatunkowej
Popioły
Co począć z bezradnością
Gdy wszystko co wspólne staje się niczyje
Zadanie pierwsze
Wymazać ze słownika pierwszą osobę liczby mnogiej
Ty czyli ja nie udaje my ani siebie
Choć nabiera się na odruchy z przeszłości ciała
Doskonale czarnego. Konsekwencja pochłonięcia
Ruchu pozornego fotonów. Posłańców światła.
Przecież tak naprawdę żegnałem się zanim cię poznałem.
Zadanie drugie
Z pustką w głowie z wierszem niewyspowiadanym
Z chrypką głosu Billie Holiday palić dzień wyrwany z kalendarza
Po dniu nie wynosząc popiołów by się posypały
Głowy dzieląc winy na dwoje. Dzielna w liczbach nierzeczywistych.
Twój ruch na dmuchanie
Tkliwych płomyków języki szepcące banały.
Wierzyłem szukając odbicia w złudzeniach.
Zadanie trzecie
Uciszyć serce wy-padając przez okno.
Wypłynąć na powierzchnię zdania.
Jest krótko po trzeciej próbie zmiany siebie
Lub krócej przed wydrążeniem z tkliwości.
Zaśpiewać tak by usłyszano jak z nut fałszywie ściekało
O usilnych próbach miłości w skali wielotonowej.
Nie ma kłamstwa w nieprawdzie pożądanej.
Zatem: Umyjmy się Uczeszmy Wystrojmy w odświętne ideały
I wybaczmy ostrość pewnym sprawom
Czas niespostrzeżenie stępi je za nami.
Zadanie czwarte
Żyć zadaniowo w poczuciu miłości
Czytając z nadruku oczu swój wiersz
Wyryty w sercach bliznami.
Wybacz jeśli brzegiem jest bliżej
Niż na drugą stronę ciemności.
Te światło i tak rozszczepia się nie do poznania
Jak Twoja twarz recytowana z pamięci.
Sól w oku
Obcy solą w oku swojskiego strachu.
Przemknęły leśne duchy. Księżyc mrozi twarz w grudniowej kałuży.
Przyszli nie wiadomo dokąd. Nieludzcy. Pochmurni.
Jeszcze nie umarli a nie mają gdzie wrócić.
Nie odejdą choć boli od obojętnego leżenia na boku.
Póki nie zawiedzie dzień odsądzony od wiary.
I zabraknie miłości. Do osoby napotkanej przygodnie
(tak podobnej do ciebie). Wystarczy żyć w pokoju bez granic.
I nie potępiać w dzień prze-sądny.
do rzeczy słowo
do rzeczy przemowa
nieznajomość słowa powiedziano
niepiśmienną mową za namową
milczących kamieni za ciężko
w sumieniu redagować słowo
z dużej litery przyciąga zniewagi
wyrzekam się rzeczy od rzeczy
zapominam co czeka mnie
w wyobcowanym imieniu
w pozornym bezruchu nocy
odwrócony porządek wszech-rzeczy
prze – czy wypełnia się sens
przeczenia gdy stoi się głową na ziemi
w istocie rzeczy do odkupienia?
[gdy pytają]
gdy pytają głosami
pustymi jak dzwon
to zamykam serce zagłuszony
w rezonansie od-dźwięku
byłem w wielu stanach
odpychanych pamiętałem imiona
daty narodzin i zgonów post-ronnych
w kącikach skrzywionych ust
wycięty z kolażu zdarzeń
wklejałem zapowiedzi dobrego początku
gotowy na milczącą odpowiedź
literka po literce
objawiałem śmierć
Bezmyślny myśliciel
Różowy świat opada w cienie
Te resztki złocieni w cenie
Nie do-od rzucenia
A ja się modlę przed kolejną próbą
(Do kogo? Nie wiem)
Samobójczą – bramkę strzelam w przerwie
Na znieczulenie
Abażur życia drutem pleść
Skruszonym pocierać krzemieniem
Jak zmylony strumień bić pod prąd
Przemienny w brzemię do prze-niesienia
Poto-mnym
Przekleństwo
Zdejmij to przekleństwo z mego kraju
Gdzie ochrzczeni nie mają Kościoła
Serca nie mają wiary
Oczy nie mają blasku
Ściany mają uszy
Mięśnie anaboliki
Usta rybi wyraz
A Twarze nie mają wyrazu
Wcale! Tylko maski.