***
Minęłyśmy dużą fontannę, wokół której siedzieli ludzie przeważnie wpatrzeni w ruch wody. Nie wyglądało to nienaturalnie, ot, przyszli, usiedli, raczą się widokiem, być może są w zadumie, być może ćwiczą buddyjskie wyzerowanie.* Uderzyło mnie to, że byli prawie pozbawieni tej, charakterystycznej dla podszewki, mgły osobistej. Patrzyli w wodę tak, jak się patrzy w wielki ekran, z zainteresowaniem, ale też i cicho rozmawiali, niektórzy delikatnie się kołysali, jakby leżeli w hamakach i słuchali Brahmsa.** Pomyślałam o sesjach relaksacyjnych. Tryskająca rytmicznie woda nie sugerowała ani akcji, ani konkretnej fabuły, ale, co zauważyłam ze zdziwieniem, nadawała bardzo przyjemną melodię. Słyszałam długie, wysokie dźwięki, bardziej podobne do szeptów niż do brzmieniowych sygnałów. Zorientowałam się, że są nośnikiem dodatkowych sugestii. To sugestie stanowiły ów ekran, nie woda. Wpleciono w nie frazy takie jak: „rozluźnij się”, „jestem z tobą”, „wszystko dobrze”, „jestem wszędzie”. I rzeczywiście poczułam, że wszystko będzie dobrze. Zdania wracały nieregularnie, wypowiadane cicho, a później coraz wyraźniej i wyraźniej, aż do poziomu szumu wodnych kaskad. I znowu do szeptu. Zapętlone słowa krążyły między kroplami i od czasu do czasu tworzyły nawet tęczę. Ciekawe, jakie treści można by jeszcze podawać ludziom przy pomocy fontann? Ciekawe, czy oni o tym wiedzą i przychodzą tu specjalnie na „szepty”, czy są podprogowo hipnotyzowani, tak długo, aż ich ciało nie zrelaksuje się do tego stopnia, że odłączy wszelkie impulsy z zewnątrz? Czy szepty zostają w człowieku na zawsze?
Kto wgrywał w fontannę ten program informacyjny? Czy wgrywającym można zaufać?
– Jesteś wyjątkowo podejrzliwa – mruknęła Druga Ja. – Nie ma wgrywających, fontanna sama rozmawia się ludźmi. A przekaz zależy od jej humoru.
– Co? – zdziwiłam się, a kołowrót przypuszczeń nagle przestał się kręcić.
– Co, co i co – zirytowała się nagle. – Fontanna to żywa istota, zbudowana wprawdzie przez ludzi, ale ożywiona. Posiada teraz świadomość. Dość specyficzną, jednak pasującą do naszego świata.
– Dość – poprosiłam. Tutejsze rozwiązania dotyczące egzystencji były fascynujące i osłabiające jednocześnie. Powoli zaczynałam czuć nadmiar różnic. A po powrocie mogłabym oszaleć. Albo nawet oszaleję sobie teraz. Zaraz. Od razu.
– Nie histeryzuj! – fuknęła na mnie. – Poza tym, to przecież woda!
– To woda, przecież? – powtórzyłam jak echo. – I…?
– I jest limfą planety, limfą ziemskiego ciała. To w sumie planeta ma te humory. I kaprysy. I daje im ujście. – Odwróciła się do mnie plecami i machnęła ręką, dając do zrozumienia, że powinnyśmy raczej pomilczeć, niż rozmawiać o wszystkim dokoła i to non stop. Przyspieszyła kroku.
– Po tamtej stronie fontanny grają muzykę z płyt – powiedziałam, żeby się wytłumaczyć. – Ktoś muzykę wybiera i instaluje.
– To smutne – odparła. – A teraz już wiesz, że można słuchać prawdziwego głosu fontanny. Pamiętasz, że z zatkanymi uszami zawsze słyszysz swój środek?
Kiwnęłam głową na znak, że pamiętam.
– Wchodzisz wtedy pod własną, osobistą podszewkę. Nie skupiasz się tylko na wielu zewnętrznych impulsach i dźwiękach, ale na melodii swojego ciała. Trzeba czasem utracić moc słuchową, żeby przypomnieć sobie szum krwi. A teraz już jesteś w środku, przecież wywróciłaś świat na drugą stronę! I wreszcie możesz się dowiedzieć, co w tobie słychać. Możesz sprawdzić, o czym szumi woda. Każda woda, każdego świata.
– Fiu, fiu – zdobyłam się tylko na tyle wobec tej tyrady. Postanowiłam sprawdzać, w jakich sytuacjach jestem w stanie usłyszeć to, co brzęczy i buczy, i wybrzmiewa w moim własnym środku. I czy są to wrażenia z poziomu kiszek, czy z innego poziomu także? Ciekawe, czy kiedyś usłyszę, co mi w duszy gra? Czy mogę to usłyszeć? A gdy zatkam uszy, też mogę?***
– Czy w potocznym powiedzeniu: „Nie słyszę swoich myśli” jest ziarno uniwersalnej zasady, dotyczące wybrzmienia stanu myślenia? – zapytałam na głos.
– A jak myślisz? – odpowiedziała pytaniem i pomknęła do przodu jak rakieta. Skręciłyśmy w ulicę Lipową, która wyglądała tak jak zwykle, tylko trochę inaczej. Poniekąd trochę się zapadła w sobie i była daleko spowinowacona z ideą hamaka i teraz subtelnie huśtała się na cześć miasta. Lekko w lewo i lekko w prawo. Do niedawno była to ulica wyjątkowo reprezentacyjna, przynajmniej po mojej stronie. Taka ze sklepami i restauracjami skrojonymi na niedzielny obiad. Aktualnie przechodziła przemianę. Przynajmniej tam. Powoli traciła wpływy na rzecz wybetonowanego rynku i barwnych barów nastawionych na intensywnie pachnące, szybkie jedzenie. Handel pospacerował do tak zwanych galerii, w których można było godzinami robić tak zwane zakupy. W rzeczywistości ludzie po prostu tracili tam czas. Ten czas, który należał do nich, oraz ten należący do sklepowych witryn.
*Budda mówił 2500 lat temu: „Pustka jest formą, forma jest pustką. Pustka i forma są od siebie nieoddzielne”.
**Brahms nie był buddystą. Nie ma też nic wspólnego z Brahmą. Jest dawcą swojej melodii: https://www.youtube.com/watch?v=zKrxesI3ziE
***A tu całkiem inna opowieść. Lubię to: https://www.youtube.com/ watch?v=jocRGOF-JBc
Miasto posiada podszewkę, a pod nią – życie wre i bulgocze. I rozpoznasz ów ruch w tej książce… albo i nie.
W płaszczu świata – to na pół realistyczna, na pół magiczna historia, która lekko prowadzi Czytających ulicami Miasta. Jest swoistym przewodnikiem po wywróconej na drugą stronę miejscowości. Jest też wędrówką, w której główna bohaterka najpierw się rozdwaja, a potem spotyka innych, mniej rozdwojonych, dotyka tkanki ulic, rozpoznaje barwne chmury i czuje rytm wznoszący. Taka to przygoda.
Jedyny, wyjątkowy spacer!
Czym się kończy – nie możemy zdradzić, lecz Autorka deklaruje, że lubi gęste, słodkie bajki (jak poranne kakao), szczelnie wypełniające ramy czasu, przeznaczanego na przyjemności.
Wydawcą W płaszczu świata jest Książnice Podlaska, a zredagował tekst i okładkę stworzył Grzegorz Kowalski.
Książka jest już wersji papierowej, a darmowy e-book wzbogacony o nowe wątki i drugie oraz piąte plany – pojawi się za moment. Proszę zaglądać na http://milkamalzahn.pl/w-plaszczu-swiata/
Słowo od autorki
Podobno świat właśnie staje na głowie… cóż, nieprawda. Świat nie ćwiczy stawania na czymkolwiek, świat po prostu JEST, ale nam się wydaje, że to wciąż za mało. I szukamy dziury w całym, a potem wchodzimy w tę dziurę i…. okazuje się, że świat jest jeszcze bardziej i bardziej. Pozwól, Czytelniku, że Cię zaskoczę.
Dla kogo jest ta książka?
Jeśli lubisz literaturę z pogranicza wszystkiego co znasz i czego nie znasz, i jeśli masz akurat wolny wieczór (bo to nie jest zbyt długa opowieść) – to jest to rzecz akurat dla Ciebie.
http://milkamalzahn.pl/w-plaszczu-swiata/