[Panie H]

Panie H
pan do mnie raz powiedział
że czeka
że to życie
sieje pokój we śnie
zapierdolone socrealizmem i wódką

panie H
staram się sprostać
społecznemu zamówieniu na pięknych
dwudziestoletnich
więc piszę kolejny list
który i tak zgnije po drodze

panie H
za oknem u mnie pada
światła od autostrady
oślepiają
jakiś pies szczeka
czeka na ochłap
na kawałek kiełbasy

panie H
wariat i szaleniec siejący pogardę
aby spłonąć nad kopcem
kamieni
jakkolwiek się jeszcze miota
wymierzona w serce
mała zapałka


[spotkanie]

Spotkałem Chrystusa,
był brudny i pijany.
Obwieszony koralikami hipis,
słodko śmierdział heroiną.

Mówił że od miesiąca,
szuka mieszkania,
najlepiej na Kazimierzu,
najlepiej blisko niej.
Rozmawialiśmy chwilę,
w plątaninie blokowisk,
mową dzieci kwiatów.

Nasze pierwsze słowa
były kwileniem,
ostatnie stawały się
niezrozumiałym bełkotem.
Wszystko sprzyjało
nieprzestrzeganiu reguł.


[bez butów]

bez butów, bez sensu i celu, wyszedł w mrok.
ogoloną twarz otrzepał z pyłu i sadzy.
otworzył usta, otworzył furtkę, otworzył okno
na zarośnięty ogród. pachniał psem.
śmietniki i burdele płaczą po nas.
błoto pod stopami. języki ulic kąsają kostki.
latarnie gasną nad ranem gdy wracamy.
nad raną latają muchy i motyle.
dom pustymi oczodołami patrzy na las.
na stole kwitnie wino w butelce.
tam gdzie stał piec, teraz ciemna plama,
układająca się w twarz Jezusa.
dobrze że pada deszcz, zlewają się kolory.
po ścianie spływa nie podpisany wiersz,
słowa – kocham cię – przysypane liśćmi,
śmierdzą jak palona skóra.


[pokój na przedmieściach i ta drogą usrana różami,
próbuje do ciebie dotrzeć poprzez pajęczynę ulic]

egzaltowany kult dziewictwa
zmieszany anioł przekazuje złą nowinę
godzina po godzinie
przesiąkam trupami
noc zasuwa się szczelnie jak pajęcza kryjówka
na przedmieściach mrok
po północy gasną światła przy kościele
przeżywszy tyle lat co Jezus Chrystus
dzielę pokój z nieletnia prostytutką
wkładając kapelusz na wstrząs mózgu
kocham ją jeszcze bardziej
opierając się o pijany fortepian
robię przerwę między słowami
żeby wejść w nią głębiej


[przestrzeń]

lubię brąz twojego kapelusza,
to jak w nim smakuje wóda,
kawa i papieros. miniatura świata,
w której jestem tylko, biała plamą
na twoim starym prochowcu.
masz zmęczone oczy. jesień,
od tygodnia ciężko oddycha
dymem palonych liści i zniczy.
między ulicami miasta, od Kolorowej,
po sam park, spacerują starcy.
młodzi kochankowie, wymieszani w tłumie,
narzekają, że znowu zastał ich deszcz.
między nami przestrzeń nocy,
otwiera się i zamyka przy światłach.
krzykliwe, kolorowe neony,
dziś akurat milczą.


[oddycha]

szare liście, pusty czas.
na stole żyletka, przecież
krzywdy ci nie zrobi.
słucha jak oddychasz.
architektury blask.
pierdolnik cywilizacji.
jesień gryzie grudzień,
a ten blask, gorzko i miętowo
o d d y c h a

jak stara rajfura


[nie potrafimy]

splunęłaś niedopałkiem. atramentowe światła
policyjnych aut przecięły plac, ten od krzyży.
zwęgliły się w kącie stare zabawki z dzieciństwa.
pod stołem odnalazłaś kolczyk, ten sam, który
upuściłaś, wtedy gdy nie płaciliśmy nikomu za prąd,
za rozmowę, za miłość na starej ławce,
i w łóżku byliśmy dla siebie potworami.
parasol nocy otwiera się nad nami, a my nadal
nie potrafimy sobie radzić z wyobraźnią.

Robert Skrzypek – Siedem wierszy
QR code: Robert Skrzypek – Siedem wierszy