Sztambuch
Za osmolonym kominem
zamiast chmur
biały pasek
od sandała jego piastunki.
Poczuł szorstkość rzemyka,
przewiązanego wzdłuż talii,
która puchła raz na jakiś czas,
deszczową porą.
Schadzka
Kształt dłoni na kaflowym
piecu, pospiesznie zasłonięta kotara,
by nie musiała się opierać,
lekko zarumieniona od sprzączki,
wierzchnia strona uda.
Olej na płótnie
Kurz zasklepia szczeliny,
ślina stygnie w kącie ust.
Guzik chwieje się na nitce,
odpada pod naporem sutka.
Krok w tym kierunku.
Szychta
Czarnymi fałdami osuwają się
w kolejne dni, w których fedrują
do bólu powszedniego,
do pierwszej gwiazdki.
Wyszoruj ręce, obiad masz na stole,
do żytniej wódki, zakąszasz?
Zostaw te gary, siadaj, muszę
ci coś powiedzieć zanim rozlejesz
wszystko, wszystko po łachach.
Gruzy
z tych kamieni zbudowałem
ci dom który zawsze chciałaś mieć
z tych ścian postawiłem pokój
gdzie możemy na siebie wpadać
i się krzątać, ty przy robótce ręcznej,
kiedy ja wracam z pracy, pod stołem,
albo miedzy nogami, bajtle, spokój
u sąsiada i na korytarzu jak wczoraj
te spod siódemki na szmacie do parteru
ani widu ani słychu, a jak psu jaja.
Szczęść Boże
trzeba zacząć się rozglądać
za chlebem
iść przez dni
i święta państwowe
aby się nie wychylać
w sprawie wolnych godzin
nie mieć
nic do powiedzenia
to może się uda tu jakoś urządzić
pewnie i przejściowo i po bochenku.
Szlagiery
tranzystor trzeszczy
fika koziołki na liniach
które niosą komunikaty
ciężkie jak szafy z futrami
z nutrii albo kredens z
kryształami tylko od święta.
Wspominki
wynieście go ostrożnie,
butami do przodu
„a na święta zobaczycie
czego inni nie widzieli”
miał w zwyczaju dawać
więcej niż brać.
Gusła
każdy pukiel włosów lalki twojej
córki wrzucony w ogień to jedna
troska więcej boś stała i się gapiła
jak ciele maślane na rozjechanym rowie
a oni pchali, podkładali te swoje dzyndzle.
Trąci myszką
w pocie czoła znosić skórki
a w soboty glancować buty
mieć obyczaj, mieć gest,
suto zakrapianą koszulę
perfumami bo ten zapach
czuć nawet jak wyciągnę
palce stamtąd, no wiesz?
i ani pumeks, nic.
Procesja
tylko teraz są ze sobą
po uśmiechu po słowie
po wszystkich świętych,
co po drodze mijają
za pan brat, bo lepiej
niż tamte odziani
a rosół z brojlera, a nie kury
na zrębie przepaści
potkną się wreszcie
ich kopyta.
Ignacy Pogoda, Deszczówka i inne szlagiery, oprac., wybór i redakcja B. Suwiński, Ostrzeszów 1949 – Kępno 2019.