Bristol Temple Meads – Cardiff

Ptak nakręcacz dziobie mnie w kolano.
Bolą mnie wszystkie różowe śrubki.
Z takiego samego umaszczenia zrobili daszek nad wózkiem.
W środku leży sztuczne futro i jest brudne od spodu.

Szyny cichną, więc zwalniamy.
Niebieskie dziecko patrzy na rozlaną kawę,
zrobiła ścieżki w linoleum.
Teraz rzeki ślad rysuje Mickey Mouse.

Nadal potrzebny mi pancerz przeciwwzrokowy.

Użytkownicy niepełnosprawni w podróży
powinni stosować hamulce.
Ktoś wyłania się z płaszcza bordo,
zastanawiają mnie jego szczeliny,
są bardzo twarzowe.

Jest pięknie, it’s beautiful.
Krokodyl zjada mnie od skóry, bo teraz nie wiem,
a tylko jak wiem, jestem w stanie ją zrzucać sama.
No i nici ze stylu vegan.

Kiedy jestem sam/a, to nie jestem.


Zabrakło mi wiaty

Nasiąkam wodą, cebulki powoli wypuszczają
w eter nadmiar powietrza, włosy skręcają się w falę.
Faluję ja, faluje balustrada przy której stoję.
Falujemy my.
Prędkość porusza.

Wyciągnięcie parasola z torby wymagałoby działania,
na które mnie nie stać,
bo zarabiam poniżej najniższej krajowej brutto,
chociaż na śmieciówkach ponoć można nieźle wyciągnąć,
tak przynajmniej mówią mi wszyscy ci,
którzy nigdy na nich nie pracowali.

Parasolka, która jest w mojej torbie, mnie nie interesuje.
Parasolka, która mnie interesuje, nie istnieje.
Brak reakcji to efekt niezrozumienia albo braku zainteresowania,
tak to zawsze wygląda, action – reaction, nieprawdaż, monsieur Rachin?

Łapię parasol w zęby, bo dzwonią, i nie biegnę.
Mimo wszystko jestem mokra.

Ktoś na mnie patrzy z zażenowaniem. Ktoś inny z oburzeniem.
Komuś coś nie pasuje: mówi się przepraszam, młoda panno,
jaka to młodzież niewychowana w tych czasach;
a ja tylko że młoda, że panno, że jeszcze w zielone…
Po chwili mam to w dupie.

Kiedyś przestrzenie i powietrze,
a teraz to najchętniej schowałabym się do szafy,
byle była na tyle wysoka,
żeby nic nie wpadło mi do głowy.
Z dwojga złego lepiej wcale,
ale jak oddychać?


I nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną

Rozum widzi manipulującego starca
usprawiedliwiającego swoją manię wyższości
domniemanymi dobrymi intencjami i miłością.

Gdy rozum śpi, budzi się wiara,
która każe ślepo ufać Bogu.
Przez niego można oszaleć.

Idealizm przeglądając się w wodzie myśli,
że woda jest idealna, ale gdy zacznie wątpić,
w wodzie zobaczy, że pełno w niej brudu.


Rozważania neopragmatyczne

Czym jest mój język w twoich ustach?
Środkiem wyrazu mojego wnętrza dla ciebie,
czy przedstawienia mojemu wnętrzu tego, co twoje?

Zejdźmy z huśtawki.


Łódź – Wrocław

Przypadek staje się pretekstem.
Kiedy o tym myślę, mam w gardle jakąś inną część
ciała i muszę uważać, żeby jej nie połknąć
i nie strawić, bo mam wrażenie, że tym razem by mi jej brakowało.

Ambona na skraju lasu daje nadzieję albo nie wiem…
Te resztki śniegu pomiędzy pniami brzóz,
jakby biel przylgnęła do bieli…
Przecież poza tym już prawie znikł!

Żółte pasy falują brzegiem autostrady.
Sinusoida znika. Pojawia się. Znowu znika.
Chwilowo nic, ale pojawi się znowu, na bank.

Przez szklany ekran widzę jakąś inną rzeczywistość.
Chyba jest trochę zakrzywiona,
ale nadal widać śnieg, który schował się do rowu.

Aleksandra Zegar – Pięć wierszy
QR code: Aleksandra Zegar – Pięć wierszy