Urodziłem się zaledwie dekadę po II wojnie światowej w Dzierżoniowie, setki kilometrów od miejsca, w którym rodzili się moi rodzice i dziadkowie, ich rodzice i dziadkowie. Urodziłem się na Dolnym Śląsku, na ziemi piastowskiej sprzed tysiąca lat, w miejscu, które przez wiele stuleci miało wielu królów i cesarzy, książąt i możnowładców. W miejscu zabranym monarchii habsburskiej przez Prusaków należącym do nich, a później do Trzeciej Rzeszy Niemieckiej, które po układach jałtańskich w 1945 roku zostało oddany Polsce. Urodziłem się zaledwie niecałe dziesięć kilometrów od miejscowości Niemcza, która przeszła do historii Polski jako jedna z pierwszych, pod którą w 1017 roku woje/rycerstwo pierwszego króla Polski Bolesława Chrobrego przeciwstawiło się potędze niemieckiej cesarza Henryka II i jego sojuszników czeskich. Urodziłem się w miejscowości, która jest zaledwie godzinę drogi od Henrykowa, w niej odkryto księgę, w której zapisano pierwsze zdanie, uchodzące za najstarsze zachowane na piśmie w języku polskim.

Urodziłem się na ziemi, która od wieków nasiąkała krwią ludzi walczących z niemieckimi najeźdźcami. I tak było w XX wieku, gdy w moim powiecie dzierżoniowskim Niemcy mieli swoje obozy pracy, w których pracowali ludzie z zajętych przez nich terenów prawie z całej Europy, łącznie z Żydami zwożonymi tutaj do niewolniczej pracy. Był to obóz koncentracyjny i nazywał się Gross-Rosen (1940-1945), a jego filie znajdowały się na terenie Bielawy, Pieszyc, Dzierżoniowa i innych mniejszych miejscowościach powiatu. Więźniowie pracowali w fabrykach, a także na niemieckich gospodarstwach rolnych pomagając przy pracy w polu i gospodarczej. Jako dorastający chłopiec mało interesowałem się historią mojej małej ojczyzny, chociaż mój ojciec weteran wojny, osadnik wojskowy był chodzącą historią.  Mieszałem w domu wybudowanym przez Niemców, z którego żołnierze armii czerwonej wypędzili Niemców. Długo dorastałem do tego, aby zainteresować się swoimi korzeniami i małą ojczyzną.

Jako dziecko spałem w łóżku poniemieckim, siedziałem na krzesłach poniemieckich i jadłem na stole poniemieckim, chodziłem do szkoły, w której uczyły się dzieci Niemców i siedziałem w ich ławkach, jednak wtedy o tym wcale nie myślałem. Dla moich rodziców, bliskich i znajomych, sąsiadów i kuzynów Niemcy byli mordercami i bandytami. To oni spali dom moich dziadków, szkołę, do której chodziły starsze siostry mojej mamy, to oni zamordowali moich kuzynów. Na stole poniemieckim uczyłem się alfabetu polskiego i niemieckiego i na nim powstawały moje pierwsze wiersze.

Moja ciocia Stefania (siostra ojca), uczestniczka Powstania Warszawskiego, a później więźniarka obozu Ravensbrück, to ona pewnego dnia, gdy miałem 13 czy 14 lat zabrała mnie na wycieczkę do obozu Gross Rosen.  A tam dowiedziałem się, że sieć tych obozów została nazwana kryptonimem Arbeitslager Riese i była częścią sieci podobozów Gross-Rosen. Komendantem był Albert Lütkemeyer.

Gross Rosen

Nadzy wpłynęli szeroką spienioną falą
ludzką do długiego koryta korytarza –
gdy fala zamarła usłyszeli
oficjalny krok oficera SS lekarza o
obozowego Friedricha Entressa –
to on chirurg czystej rasy bez ogródek
wskazywał na podstawie wyglądu
zewnętrznego ludzi -
kto trafi do łóżka szpitalnego
kto na śmiercionośny zastrzyk
kto do komory gazowej
- cień na twarzy decydował
kto przeżyje 
szczęśliwcy poszli do
bekleidungskammer
- arbeitskommando
uwijało się wśród przybyłych
wśród krzyków twardych jak
wydobywany granit
schnell, schnell, schnell
i już było po krzyku
wiersze starych mistrzów
poezji niemieckiej zabłąkane
przepojone głodem od
żołądka po sam mózg
stały się bezużyteczne -
kolczasty drut nie nadużywając
słów mówi: wszystko zostało
utracone utożsamione z błotem
i brukiem

Ciocia Stefania przed wojną i w czasie wojny była gospodynią domową pewnego polskiego oficera, któremu prowadziła dom w Warszawie. Gdy wybuchło powstanie, została sanitariuszką. Chociaż nasza rodzina pochodziła Holandii, z której pod koniec XVIII wieku zawędrowała na Kaszuby, to moi pradziadowie sto lat później już na przełomie XIX i XX wieku wyemigrowali w „wielki świat” za chlebem. Jeszcze dalej. Jedni do Ameryki, inni na Wołyń.  Ciocia właśnie jest z tej „odnogi” wołyńskiej. Sama w poszukiwaniu lepszego życia w latach trzydziestych wyjechała do Warszawy. Po wyzwoleniu obozu 1945 r., nie wiem jakim cudem odnalazła swojego brata Edwarda (mojego ojca), z którym zamieszkała w wioseczce w Górach Sowich. Nazywała sie ona po polsku Łokietek, z czasem zmieniono nazwę na Glinno. Ojciec tam otrzymał 10-hektarowe gospodarstwo rolne po Niemcach, którzy jeszcze przez wiele miesięcy mieszkali z nim pod wspólnym dachem, zanim wyjechali do Niemiec.  Ciocia znalazła pracę jako kucharka w Walimiu, w miejscowości zaledwie niecałe pięć kilometrów od Glinna i tam poznała swojego przyszłego męża Władysława Kołodziejskiego, urodzonego pod Łodzią w 1924 roku. Wujek, żołnierz AK, zaraz po wojnie uciekł na tzw. Ziemie Odzyskane, ale i tam odnaleźli go siepacze z UB. Spędził kilka lat jako więzień pracując w kopalniach na Górnym Śląsku. Natomiast Walim to przepiękna miejscowość położona w samym sercu starych Gór Sowich, które są częścią Sudetów Środkowych. Bardzo lubiłem ciocię Stefanię i często byłem u niej gościem, chociaż mieszkałem od niej piętnaście kilometrów w miejscowości Pieszyce, które są stolicą Gór Sowich, bo na terenie tej gminy znajduje się najwyższy szczyt tych gór: Wielka Sowa, 1015 m. n.p.m. Podczas wakacji pomagałem jej na gospodarstwie przy sianokosach, ale najbardziej lubiłem pracę przy koniczynie, bo ona pięknie pachniała w lipcu, i trzeba było ją lekko i delikatnie grabiami przewracać/odwracać, aby szybciej schła na słońcu i wietrze.

Wujek Władek ciężko pracował na farbiarni miejscowego zakładu lnianego, który dawał pracę miejscowym chłoporobotnikom. Był też zapalonym grzybiarzem, a sierpień to ulubiony miesiąc grzybiarzy, dlatego kilka razy w tygodniu wczesnym rankiem wybieraliśmy się na grzyby. To on nauczył mnie rozróżniać grzyby jadalne od niejadalnych. Szlachetne borowiki od szatanów.

Miał swoje ulubione miejsca i tam się z koszami na prawdziwki wybieraliśmy się, chociaż nie zawsze były one pełne. Po drodze opowiadał mi historię tego małego skrawka małej ojczyzny w Górach Sowich pomiędzy Rzeczką, a Jugowicami. Czasem mijaliśmy miejsca, w których leżały setki worków skamieniałego cementu, cichego świadka dramatycznych wydarzeń sprzed dwóch dekad. Wujek mówił wzruszonym głosem, bo sam był więźniem komunistycznego systemu i wiedział dokładnie, jakie to jest uczucie pracować ponad ludzkie siły. 

Zachudzeni, przemęczeni więźniowie jak jakaś super maszyna kosmiczna wbijali się we wnętrze góry, budowali drogi dojazdowe, torowiska kolejek, pracowali przy przeładunku materiałów budowlanych. Ludzie umierali nie jak psy, ale jak muchy, śmiertelność była bardzo wysoka, co wiązało się zarówno z niedożywieniem z przeciążeniem pracą, z niebezpiecznymi robotami podziemnymi, jak i z traktowaniem więźniów przez niemieckich oprawców. Gdy zbliżała się Armia Czerwona wielu z nich, tych zaszczutych ludzi, pozbawionych podstawowych warunków do egzystencji zostało zamordowanych przez swoich prześladowców w ostatnich tygodniach, nawet dniach, dla zatarcia śladów i usunięcia świadków.

Budowa  Riese*

Olbrzym powstał kosztem olbrzymich sum
o które trzeba było się zatroszczyć
miejsce powstało kosztem tysięcy istnień
ludzkich trzeba było ponumerować je
i wcale się o nich nie troszczyć -
motyl- więzień żyjący miesiąc czasu -
każdy wydrążony metr
to śmierć wielu.

Bo on
orał jak wół dla dobra Niemiec
twarz miał pooraną troskami
nie miał gdzie się schować
nie wiedział co, gdzie ma ukryć
Rosjanie byli z jednej strony
Amerykanie z drugiej strony
nie mógł bawić się z nim w ciuciubabkę
nie chciał chować się do szafy
ani pod łóżko, nie mógł zapaść
się pod ziemię - a tak bardzo tego
chciał - szukał jakiegoś kąta w którym
mógłby się skryć, mogła to być
sowia dziura - kwatera w Sudetach.

Jak dziecko chciał się schować we wnętrzu góry
bo on
chciał mieć fabrykę cudownej broni
doskonałą od A do Z
chciał mieć doskonały naród
od Aorty do Żeber
bo on
kto to wie o czym myślał
budując Riese.
Sieroty, ruiny i zgliszcza - lustro świadek tragedii
i dramatów nowoczesności
pozostały po kanclerzu
- więźniowie z Gross Rosen i Łódzkiego Getta
(pracowali  wydajniej od maszyn
w nieludzkich warunkach)
przy głodowych porcjach wyżywieni
(niektóre motyle nie jedzą i nie piją)
okres życia więźnia-robotnika
wynosił przeciętnie około czterech tygodni

W Berlinie padał kwietniowy deszcz
i bomby amerykańskie
psychicznie czuł się jak pies wypędzony
z budy i cały ten pomysł w Górach Sowich
zdał się psu na budę.

Kto za dużo chce ten otrzymuje fiolkę z cyjankiem
albo kroplę ołowiu  (nie zawsze) z chmury ołowianej-
chciał jeść dwoma łyżkami na raz
a innych utopiłby w łyżce wody.

Ponieważ nie umiem podziwiać
grobowców nie wchodzę we wnętrze
wujek Władek pokazuje
sprasowane worki z cementem
czas zamienił je w kamień -
słuchać brzęczenie dzikich much
tańczących dziki taniec
ja nie będę im Riese w tańcu odbijał.

Projekt Riese (z niem. olbrzym) – kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego hitlerowskich Niemiec rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943–1945.


Złoto Gór Sowich

Robotnicy (z Gross Rosen) jak robaki
przenikali do rdzenia góry, dłubali korytarze
kroplą potu, kropla krwi, kroplą łzy-
beton i stal, mięśnie i żyły, strofa po strofie
rósł strunobeton, rozdeptywano strzęp ludzki.

Projekt Riese zdumiewał rozmachem
wielkością, zuchwałością, ilością korytarzy -
transcendentny z kamiennym niebem
rzeczywistości - miał być ostatnim rozdziałem
rozgorączkowanego Hitlera, bez rozgłosu.

Niemcy liczyli, że ukrywając złoto
w skalnych sejfach w zakamarkach
sejsmicznej ciszy i ludzkiej pamięci
odzyskają  góry złota po zakończeniu wojny
przeliczyli się po ustaleniu  granicy na 
Nysie Łużyckiej Dolny Śląsk przepadł.

Jesień ubrała Góry Sowie w ubranie
służbowe, złote liście, grzybiarze chodzi
po złocie, mocny sen zapomnienia
wilgoć i mech ponownie otrzymały swe
królestwo a wszystko co kryła ziemia

Stało się własnością skarbu PRL
łącznie z burzowymi chmurami
gniewem rozpisanym  i wyrysowanym
na twarzach po porannym myciu zębów
nawet łzy nie rozmiękczyły Wielkiej Sowy
choćby sypano jej pod nogi worki ze złotem.

Ktoś puszczał na sznurku od latawców
pogłoski że złoto jest w Watykanie, w bankach
Szwajcarskich, w Ameryce Południowej
w Moskwie, w ludzkiej pamięci świeżej
a później drugiej świeżości, obecnie trzeciej.

Od 1945 wszyscy autochtoni zostali
obdarzeni podwójnym spojrzeniem
gromadząca się woda w sztolniach
stawała się dziesiąta wodą po kisielu
a nawet wodą królewską, ściany zarosły
mchem, niewinna trawa łasi się do nóg.

Wielu odkrywców czeka na wilgotny
głos rozsądku ściany mówiący złotym
tonem o „krainie złota”,  wielu poszło
za głosem serca stanęli pod ścianą
mówią do ściany, tłuką w ścianę nie tylko
kilofami ale i głową, wbili zęby w ścianę
wielu poruszył głos sumienia który wywołał
bestię zamkniętą w czterech ścianach własnej
wybujałej wyobraźni.

Wiosna/lato 1946

Tak naprawdę nie wiemy, ile Niemek zostało zgwałconych podczas II Wojny Światowej. Wiele kobiet nie zgłaszało gwałtów. Były one dokonywane przez jednego żołnierza lub dwóch, ale były przypadki, że i dwudziestu żołnierzy uczestniczyło w gwałcie zbiorowym. Wyniki badań niemieckiej historyczki Miriam Gebhardt wskazują, że żołnierze armii Stanów Zjednoczonych zgwałcili około 190 tys. Niemek. Może to niewiele przy „rekordowej” liczbie 2 mln zgwałconych Niemek przez żołnierzy Armii Czerwonej. Gwałcili też Francuzi, Anglicy, Polacy. Nie wiemy, ile zgwałconych Niemek zaszło w ciążę, ile z nich urodziło dzieci. Część z nich odebrała sobie życie, część popadła w różne choroby psychiczne, wiele miało koszmarne sny do końca życia.

Kobiety w bólach nie tylko porodowych
wydają na świat „owoc” zwycięskich armii
rodzi się nowe pokolenie Niemców
któremu ojcowie nadają swoje nazwiska
w zamian za niebranie w obronę
matek żon córek
honor większości niemieckich mężczyzn
umył ręce bez mydła ale mydlił oczy
Na Dzikim Zachodzie zacierano ślady
niemieckiej obecności na oczach Niemców
wyrywano kartki z podręcznika historii
wygumkowano niemieckie nazwy ulic
drogowskazy szyldy sklepowe zamalowano
lub skuto niemieckie litery przypominające ostre
bagnety nazwy miejscowości kościołów
przetłumaczono na polski –
gołębia pokoju rozjechał czołg
na placu Marksa Engelsa i Lenina

Jak wulkan niespodziewanie i groźnie wybuchł
pogrom kielecki – taniec na wulkanie –
spowodował masową
ucieczkę Żydów z Polski przedstawili
w świecie Polaka jako antysemitę
Płynie nieprzerwanie ludzka fala
do Warszawy a ona jest morzem ruin
jak okiem sięgnąć pustynia gruzów
na nich urośnie nowa niezgoda –
wracają dawni mieszkańcy i nowi przybysze
pozbawieni dachu nad głową
wracają jak ptaki do gniazd –
nie kiwali głowami nikt ich nie głaskał
po głowach trzeba było wybudować
po pożarach ludzkiej chciwości stolicę
Rozkaz przyszedł z góry Stalin zarządził
odbudowę Warszawy aktorzy szewcy
fryzjerzy krawcy do kielni do młotów
kilofów taczek odgruzowują stolicę
stoją ramię w ramię z murarzami
stolarzami każda para rąk do góry
na skrzydłach wznosi się stolica
wznoszą się mury nikt nie zadziera
nosa
Niech się mury pną do góry
Kiedy dłonie chętne są
Budujemy betonowy nowy dom

Materiał budowlany płynie strumieniem
z Wrocławia Świdnicy Szczecina –
Dziki Zachód odbudowuje stolicę –
stolica rozbiera Dziki Zachód
z gotyckiej cegły dachówki progów
z piaskowca płyt posadzkowych szeroki
szumiący strumień wpada do stolicy –
metamorfoza staje się pieśnią
Budujemy nowy dom
Jeszcze jeden nowy dom
Naszym przyszłym lepszym dniom
Warszawo!

Góry Sowie

rodzicom

Na wschodzie granicą jest Przełęcz Srebrna
a na zachodzie dolina rzeki Bystrzycy -
mały człowiek o wielkim sercu stanął
na przeciw góry – powiedział góro
to nie jest rozmowa na telefon - jestem
człowiekiem mam 60 lat
chcę ci podziękować w imieniu jaszczurek
sów, muflonów, przejrzystego powietrza
moich rodziców, którzy  stawiali na stół
dwanaście talerzy a sami z garnka jedli
którzy śpiewająco czasem ze śpiewką
przez długie lata żyli w twoim
cieniu podziwiali ciebie mieli małą
malowniczą ojczyznę chociaż było wielu
zabitych i rannych -

góro jesteś domem, solniczką, lampką
nocną - każdy mieszkający tutaj
nosi ciebie na swoich ramionach
przy tobie nikt nie może czuć się samotny
nigdy przed nikim nie zatrzasnęłaś drzwi

Cisza zmieszana z milczeniem -
góra - powiedziała- jestem miliard lat stara
spałam miliony lat w głębiach oceanów
odwiedzały mnie  rekiny

tańczyłam na wulkanie
dinozaury na moich zboczach uczyły się fruwać
przed moimi oczami wiatr tańczył kręgi złote
- twoich rodziców nie pamiętam
czy oni są podobnie do mrówek 
pełzają na mój łeb, szyję, tupią
wszystko niszczą na swojej drodze

jestem człowiekiem – odpowiedział człowiek
nie mrówką
przypominasz mi mrówkę – powiedziała
spokojnie góra

rozstali się z uśmiechem
człowiek obiecał że góry nie opuści
ani na chwilę
góra milczała

Mama albo Dziki Zachód 1952

Mama przyjechała pociągiem na Dziki Zachód z Centralnej Polski wraz z tysiącami dziewczyn z całej Polski na początku roku 1952. Miała już skończone 20 lat i trzy miesiące. Na dziewczyny czekało tysiące miejsc pracy w zakładach włókienniczych na Dolnym Śląsku. Mama wybrała Góry Sowie i miejscowość Pieszyce. Tak się złożyło, że z jej miejscowości (z Sulejowa nad Pilicą) było tutaj już dużo dziewczyn pracujących na krosnach. Nie czuła się samotnie, miała sporo koleżanek, wszystkie one szukały pracy, szczęścia w miłości, dachu nad głową, mieszkania z łóżkiem i pierzyną, kuchni ze stołem i taboretem, nożem i widelcem, talerzem i czajnikiem na herbatę.

Niemcy uciekli jak stado spłoszonych wron
wszedł rosyjski niedźwiedź łupił wojennym prawem –
to czego wrony nie rozdziobały do końca
– czego fabryki nie zdążyły przetrawić –
kobiety pałace zegarki i rowery – niedźwiedź był
głodny miał dziką radość dewastacji
fala za falą gniewu uderzała
ktoś ukradł koło ratunkowe – koło fortuny zostało
wprawione w ruch
ktoś czyścił spluwę strzelał w plecy
kwitł maj nastawał komunistyczny raj
cywilna ludność spuszczona ze smyczy wojny
przybywała z różnymi intencjami na Dziki Zachód
przed prześladowcami ukrywali swe pistolety
i twarze ludzie z AK i podziemia wśród karierowiczów
szabrowników oczy to za mało trzeba było mieć i nos
od niego nie raz nie dwa zależał człowieka los

Coś się pali coś się gotuje czy to dziewczę czujesz
Co się z tobą dzieje dziecino ręce drżą mózg ci paruje
Czy wciąż pamiętasz o Sulejowie dowód mi na to daj
Co z tym ogniem dymem we włosach to nowy kraj

Tutaj każdy mógł liczyć na nowy początek –
jedni w ulewie przemian zmywali z siebie
hańbę współpracy z Niemcami – inni
z lasu wysypywali się jak grzyby w sierpniu
czując oddech śmierci grupkami prosto pod nóż
wczoraj był bohaterem dzisiaj zdrajca tchórz.

UB psy gończe węszyli ślady w powietrzu znaczyli
teren nie tylko moczem ale i krwią rozbitymi drzwiami
wyciem syren w środku dnia w środku tłumu trudno było
znaleźć schronienie grunt pod nogami czy jesteś z nami
na jednych spadło nieszczęście jak grom z jasnego nieba
na innych miłość jak kasza manna po głodzie – potrzeba

Coś się pali coś się gotuje czy to dziewczę czujesz
Co się z tobą dzieje dziecino ręce drżą mózg ci paruje
Czy wciąż pamiętasz o Sulejowie dowód mi na to daj
Co z tym ogniem dymem we włosach to nowy kraj

Zagrożeniem dla osadników byli polscy szabrownicy
prędcy w grabieży z węchem lepszym od psa
po deszczu historii gnali po tęczy na złamanie karku
gdzie inny pies nie szczeka byli na ziemi
znienawidzonych Niemców gdzie miasteczka
wsie Gór Sowich nie leżały w gruzach
wielu przykładało ucho do ziemi do kolejowych szyn
niepewność jako sowa w nocy pohukiwała
w dzień wielu rzucało nożem w jagielloński dąb
wielu śpiewało jeszcze jedna bomba
atomowa i wrócimy do naszego kochanego Lwowa.

Coś się pali coś się gotuje czy to dziewczę czujesz
Co się z tobą dzieje dziecino ręce drżą mózg ci paruje
Czy wciąż pamiętasz o Sulejowie dowód mi na to daj
Co z tym ogniem dymem we włosach to nowy kraj

Mama wpatrzona w jasne chmury i parę
przyjechała pociągiem wraz z chmarą
młodych dziewcząt z łódzkiego kieleckiego
rzeszowskiego spod Tarnowa w 1952 roku
jednym skokiem z jedną bluzką z jedną
parą butów i majtek na zmianę rzuciły się
w świat na pracę jak wiosenna burza
żyli jeszcze Bierut i Stalin strach i lęk
świat fabryk kusił chude dziewczyny
do wyjazdu za pracą nikt nie zmusił
krosna dawały chleb – jedni ci pomogą
inni mają cię gdzieś dadzą w łeb

Coś się pali coś się gotuje czy to dziewczę czujesz
Co się z tobą dzieje dziecino ręce drżą mózg ci paruje
Czy wciąż pamiętasz o Sulejowie dowód mi na to daj
Co z tym ogniem dymem we włosach to nowy kraj

Mama jak chmura w lecie zbierała budulec do życia
na Ziemiach Odzyskanych które naprawdę były
emocjonalnym wrakiem okrętu zniszczonego
przez ogień i wodę wszystkim i niczym i zawsze
mogło się wydarzyć cokolwiek – dżungla skacząca do oczu
w niej każdy o coś grał diabeł skrył się w pożądaniu
lis w kurniku nie było końca mlaskaniu i gęganiu

Coś się pali coś się gotuje czy to dziewczę czujesz
Co się z tobą dzieje dziecino ręce drżą mózg ci paruje
Czy wciąż pamiętasz o Sulejowie dowód mi na to daj
Co z tym ogniem dymem we włosach to nowy kraj

Źródła: wszystkie wiersze pochodzą z tomu pt. Jak zdobyto dziki zachód. Wydawnictwo WBPiCAK w Poznaniu, 2017 r.

Dzierżoniów 18.03.2019

Adam Lizakowski – Złoto Gór Sowich
QR code: Adam Lizakowski – Złoto Gór Sowich