1. miłostowo
nad skrzyżowaniem przy moście teatralnym
sieć przewodów
w nich zaplątane tramwaje
ludzkie myśli
płyną rozcinając monolit przyszłości
przechodzę tunelem
pod nimi
tłuczone butelki
skrzypią pod butami
na starym rynku oglądam lodowe rzeźby
stada ludzi przy świątecznych straganach
zapinają kurtki
przyciskają niepasujące do siebie dusze
w strachu przed mrozem
anioły pod parasolami
zapraszają do klubu ze striptizem
od zmierzchu do świtu
szoty
kultowa
piwo
odprowadzam do domu
zmęczone ciało
chucham na zimne ręce
chucham na zimne
2. glany
co krok w swoim życiu
utwierdzam się w swego rodzaju
pokrętnym fatalizmie
bo wiem że każda scena
rozwiąże się
się kiedyś
w mniej lub bardziej
trywialny sposób
narkotyki w żyłach
opowiadają bajki
naiwnym sercom
narkotyki w żyłach
zasypiają na squatach
3. 6 lat później
zmieniałem wiele razy czcionki z szeryfowych na bezszeryfowe
z dziesiątek na dwunastki z verdany na couriera
ze stało szerokościowych na zmienno
pisałem kursywą pogrubieniem i podkreśleniem
pisałem piórem i ołówkiem
nocą dniem i popołudniem
zrywałem się z lekcji
sześć lat później
patrzę na kleksy i mazaje
niezrozumiałe kombinacje liter
4. pieśń z czwartego piętra
proza życia myślę sobie patrząc przez palce
na moje okno stół jedno twarde krzesło przysunięte do stołu
duszną przestrzeń kuchni w bladym świetle okapu
pyrczy lodówka za trzy godziny
napiszę egzamin
stopnieje śnieg
5. kapitalizm
Piotrowi Madejowi
Dylan w roku 2016 dostał nagrodę nobla
ja dołożyłem kilkadziesiąt złotych do debiutanckiego tomiku
to dobrze obrazuje proporcję między muzyką a poezją
oczywiście że ja to jeden z tych
co piszą po to żeby rozesłać kilka tomików najbliższym znajomym
i nawet mi z tym dobrze
ale coś w tym musi być
widzę ile rówieśnicy wydają na koncerty
mój ulubiony poeta umarł kilka lat temu
i mimo starań nie udało mi się nim prawie nikogo zainteresować
a to nie kosztuje nic
a sensu tam więcej
o ile sens jest jeszcze tym
czym był wtedy
6. nic
nic mi nie zostało
ale czuję
że wkrótce
zabiorą mi nawet to nic
jak wszystko inne
co mi dotąd
zabrali
7. scena
opuściwszy ciepły kokon snu
od kilkunastu minut koczuję w szlafroku na kuchennym parapecie
typowa scena z naszej ulicy
ludzie ciągną z obu stron
niekończącym się strumieniem
stada samochodów przysłaniają bielmo poranka
chyba wstałem dziś lewą nogą
bo mam ochotę zagrać kogoś kim dawno nie byłem
sen osuwa się głęboko w trzewia
grzeje się mleko
syczenie ognia
świta
8. stypa
Przestałem palić papierosy
czuję jakbym stracił kogoś ważnego
nie mam już gdzie uciec z płaczem
gdy wszystko zawiedzie
nie schowam się w dymie przed światem
przed świtem
ani przed niczym
Jeszcze smutniej jest pewnie
białej herbacianej filiżance na spodku
bo nie ma z kim leżeć wieczorami
na parapecie
Siedzę sam w pokoju z filiżanką
Miny mamy posępne
patrzymy jak z nagich gałęzi
spływa kroplami roztopiony śnieg
Siedzimy jak na stypie
9. wieczór
Noc się otwiera
wchodzi niepostrzeżenie
i przechadza po pokoju
Nastawiam czajnik
wsypuję nescafe do kubka
na stole garść orzechów
Mrok rozlewa się
po płaszczyźnie nieba
jak z przechylonego kałamarza
Cały impet dnia krzepnie w bryłę czerni
i bezgłośny lament
co niesie się po okolicy
Cicho aż strach
Siadam obok tego obrazka
zatrzymuję czas
przyglądam się uważnie
Zbieram metafory z parapetu
łupiny po orzechach
oddechem studzę kawę