***

Na kotwicy ryba drzewa
Z kwiatowo-trawiastą łuską
I ludzkie błękitne oko
Wymachująca wiatrem

1978


Spacer

Wywożą mnie w wózeczku na spacer
jacyś ludzie pokazują chmury i mówią
patrzcie jakie czerwone
powiadam tak jakie czerwone
pokazują las i mówią
patrzcie jaki czerwony
a ja boję się otworzyć oczy a nuż zielony
pokazują gwiazdy i mówią
patrzcie jakie czerwone
powiadam owszem jakie czerwone
z lekka obawą a nuż jestem daltonistą
pokazują kobietę i mówią
patrzcie jaka czerwona
powiadam tak jaka czerwona

Zanoszą mnie do pokoju
z którego odchodzą czerwone tapety i mówią
teraz jesteście pewni że świat jest czerwony
i zamykają czerwone okiennice

1977


21 sierpnia

Kiedyś gdzieś

na jakiejś ziemi

gdzie kwitną drzewa

nie mające pojęcia o szumie liści

gdzie drogi zaczynają się jutro
gdzie dzisiejszy wieczór wart jest wczoraj
ktoś o twarzy przyjaciela poszedł na spacer
kostur zostawiony w nocy
do wieczoru rana do rana wieczoru
kiedy ślepa kukułka
wiła wije uwije
ostatnie pierwsze
pierwsze ostatnie gniazdo

na drzewowym morzu

na morskim drzewie

na oczach gałęzi

na gałęziach oczu


1960

Dziewczyna w Czarnym stroju kąpielowym
nurkuje z grobli
Siedzę na piasku
i wzbija się we mnie obłok
słodki obłok
powtarzalne rysy
dziewczyny w czarnym stroju kąpielowym
z dwoma rajskimi jabłuszkami
Wieczorem podkradnę się do jej okienka
i zobaczę przed lustrem
różowe lico
długie krucze włosy
powoli tonący grzebyk
Jak pszczoła przepełniony miodem
pójdę wzdłuż rechoczącego bagna
szeleszczącego sitowia
ujadających psów
pod rodzimym kriukowskim niebem
z ciepłymi gwiazdami
odprowadzającymi mnie do domu

19 lipca 1985


***

Nawet jeśli umrę
(w s z y s t k i m b a j k o m b a j k a!)
będę chodził pieszo
po nieistniejących drogach
kochać nieistniejące kobiety
kąpać się w nieistniejących morzach
I nikt nie opowie mi bajki
o nieistniejącym człowieku
który nie mógł umrzeć

1979


Pamięci Oktaja Bajramowa

Leżałem z przyjacielem na polu
pośród kwiatów
Było ich tak wiele
że chciałoby się ruszyć wpław
Tanie wino
piło się jak starochińskie
a rozmowa toczyła się
o dupie Maryni
Trawa łaskotała nozdrza
kwiaty pchały się do ust
jakby chciały tam zakwitnąć
Wyszliśmy na asfaltowa drogę
i machaliśmy do samochodów
ale przejeżdżały obok
Szliśmy w trójkę razem ze słońcem
rycząc dziwne piosenki
raczej krzyczeliśmy
niebu kwiatom drzewom
A droga była
na sześćdziesiąt kilometrów
jak sześćdziesiąt kroków

30 maja 1985


***

Samotność
moja samotność drzewa
miłości miłości miłości
z jakiegoś powodu widzę żabę
na żelaznym haczyku
z liściem w ustach
kobieta się uśmiecha
uśmiecha się tak długo
jak sypie się drzewo

1979


Krowie

Droga krowo 
tak dawno nie widziałem oczu twych 
tak głupich i naiwnych

Tak z ufnością jedziesz do mięsnego kombinatu 
że szalone konie dziwią się i myślą 
a może jej nie ma 
a może została wymyślona przez nasze nogi 
nasze grzywy 
oczy

Znajomy artysta proponował 
poczytać w oborze wiersze 
chcesz poczytam 
ale żal mi ciebie 
a nuż staniesz się koniem

4 kwietnia 1990


***

Kiedyś dawno temu
dzisiaj
wiedziałem że jest starzec
co nie spuszcza ze mnie oczu
i nie bałem się wież
z żelaznym akrobatą
i moja ukochana
nie zamiatała podwórza
starej panny
która gdzieś
kosiła trawę

kiedyś dawno temu
dzisiaj
ściskam w rękach
dym
twarze

1977


Romantyczny portret epitafium

Kiedyś miałem uśmiech tygrysa
i rozdawałem go jak jabłka
nie myśląc o symbolach
i wszelkich bzdurach
mojej miłości wystarczało wszystkim
brakowało wina
śmigałem po ulicach
goły jak serce
podejrzanie goły
głupi koniku polny osiodłali ciebie
by pojeździć na żywym uśmiechu
tak potrzebnym jak sedes
byłem zwierzakiem przepięknym
niesamowitym stworzeniem
tutaj składam damom głęboki ukłon
miłość nie wadziła mi flirtować
przeszkadzały spodnie tygrysia koszula
w paski jak fartuch psychiatry
spróbuj zedrzeć
powiem więcej byłem jak młody bóg
chodziłem w powietrzu spałem na falach
w mojej budzie angielska królowa spędziła noc
nie pamiętam imienia
a była zadowolona

no pewno w tygrysich łapach
przykrywszy się morzem
położywszy sobie księżyc pod głowę
daliśmy sobie nieźle popalić

poetyka to nie więzienie powietrze

a teraz gdy marzę o stryczku jak o róży
albo zatyczce którą znają wszystkie damy
nawet podstarzałe stare panny
myślę o podarunku którego się nie doczekam

1981


***

O ojczyzna ciała
Oczy rozlatują się jak bańki pęcherze bąble
Na niebie język kamienny
W uszach mrówki oraz ptaki
Stoję z dziurawym parasolem
I coś do kogoś krzyczę

1979

przełożył Tomasz Pierzchała

Leonid Szwiec – Wiersze
QR code: Leonid Szwiec – Wiersze