Zamiast deklaracji o ideowo-politycznym samookreśleniu

1

W podziemnym przejściu, spalonym doszczętnie
nie pamiętam ile lat temu
podczas wybuchu, przypisanym na konto czeczeńskich terrorystów,
z boku rzuca się na mnie dziewczyna ze sztucznym uśmiechem,
w czerwonej kamizelce odblaskowej, jak u drogowców,
i przeprowadza sondaż:
Rosja – to wielki kraj?
W tym przejściu
w kiosku z tania biżuterią
pracowała daleka znajoma
mojego przelotnego kochanka.
Kiedyś szedłem tędy razem z nim
i on zatrzymał się pogadać z nią
o nowych świecidełkach, wystawionych na sprzedaż,
o metodach na zrzucenie wagi, o zdrowiu mamy.
Nie zapamiętałem jej twarzy,
nie zapamiętałem imienia,
Sasza odszedł ode mnie, przytył, ożenił się,
chciałbym się dowiedzieć
czy została pośród żywych
po tym wybuchu.

2

W tunelu na Pierścieniu Sadowym, gdzie na początku
tej epoki
przypadkowo wciągnęło pod gąsienice czołgu
żydowskiego chłopca, piszącego kiepskie wiersze,
na tylnym siedzeniu przypadkowej „Wołgi”, przesiąkniętej kiepskimi papierosami,
moja towarzyszka, gwiazdeczka kolorowych pism,
opowiada, że producenci lalki Barbie,
czterdzieści lat stojący na straży rodzinnych wartości,
musieli w końcu wypuścić nową kolekcję
o niedwuznacznym erotycznym podtekście.
Przez jej małą prozę,
z rzadka publikowaną w Internecie,
dwa lub trzy razy
chciałem rzucić to wszystko, czym się zajmuję, a zamiast tego co wieczór
czekać z przygotowaną kolacją na powrót z pracy mego ukochanego,
albowiem on kiedyś umrze.
Prawicowe gazety uważają, że właśnie ona,
plus jeszcze dwóch-trzech poetów, naszych wspólnych przyjaciół,
demoralizuje postępową młodzież zarazą liberalizmu.

3

W młodzieżowej kawiarni, należącej do modnej sieci,
której właściciele niedawno zostali okantowani, więc musieli
otworzyć nowy punkt, nie czekając na zakończenie robót wykończeniowych,
a wielu klientów sądzi, że tak ma być,
praktycznie nie ma zasięgu, raz po raz
muszą wyskakiwać z piwnicy do wyjścia,
by sprawdzić, czy najdroższy nie przysłał SMS-a.
Nie piję piwa,
dlatego nie czuję się tu zbyt przytulnie.
Ale usiadłem naprzeciw schodów,
i widzę, jak dokłądnie tak samo
od czasu do czasu wybiegają na górę
dwie dziewczyny i chłopak z dredami.
Jeśli przestaniesz mnie kochać, mój rudzielcu,
nie umrę. To znaczy umrę,
ale nie od tego i nie od razu.
A na razie jestem jednym z tych,
który ma po co wydostawać się spod ziemi
pod niskie niebo przybierającej na sile zimy.


z „Cyklu warszawskiego”

***

Pan Ziemowit Jackiewicz, doktor filozofii,
z nieśmiałością prezentuje swoją wizytówkę:
„To moja pierwsza”.
Krzyżując nogi po turecku na ciemnoszarym dywanie, takimi
wyścielono wszystkie podłogi w domu pracownika naukowego na ul. Belwederskiej,
pan Ziemowit przekazuje ustnik z marihuaną
innemu specjaliście od Wittgensteina
o wyglądzie nocnego motocyklisty.
Czy to moralne
jeździć komunikacją miejską bez biletu? —
przybiera na sile spór
między profesjonalistami,
w tym czasie gdy słońce
powoli chowa się
za mrocznymi budynkami rosyjskiej ambasady,
uchodząc
coraz dalej
na Zachód.

***

Najnowsze dane badań socjologicznych:
88% populacji mojego kraju — faszyści.
Tu chujowa wiadomość, myślę sobie w wypełnionym po brzegi wagonie metra.
Co prawda, niepełnoletnich nie badają, ale mając takich
rodziców, nauczycieli, pasażerów nie ma się czego spodziewać.
88, mądra liczba, więcej ci nie trzeba
chować się za plecami tych 14.
Oczywiście, to tylko średnio, sądzę, że
w parlamencie mojego kraju, pewnie, dochodzi do 100%,
a na wczorajszym wieczorku poetyckim, być może, nie więcej niż zero.
Ale wątpliwe czy na stacji „Oktiabrskaja” ludzie śmierdzą bardziej,
niż na stacji „Komsomolskaja”, przecież połączył ich tu przypadek.
Myślę, że w wagonie jest na oko stu ludzi,
ale kto z nich mieści się w tych 12, nie odgadniesz.
Może ten Mulat w białym T-shircie z czarnymi rosyjskimi literami:
„Odnoś się do innych tak, jakbyś chciał, żeby się odnoszono do ciebie.” —
łatwo sobie wyobrazić, jakie przeżycia kryją się za tym napisem.
A tamten chłopak lat dwadzieścia z fioletowymi włosami —
niemal na pewno, przez nie leją w złych dzielnicach,
a ten, rówieśnik, z czerwono-zielonym tatuażem na podudziu —
już chyba nie, zbyt napakowany. Dalej staruszek
z trzydniową szczeciną i baretkami
czyta „Komsomolską Prawdę” — wykluczone,
drugi, z zadbaną bródką i „Nową Gazetą”, —
nie wiadomo, nieumalowana dama w podeszłym wieku
z cienką broszurką w rękach — nie widać, jeśli to
recepty, to szanse są, jeśli modlitwy — to żadnych szans.
Dalej w głębi wagonu nie dojrzysz.
Albo ktoś, oczywiście, zdołał się zamaskować,
by niczym w ubraniu, fryzurze, manierach nie zdradzić się.
To dobry nawyk. I ty, Zazie,
co podrosłaś, ale nie rozstałaś się z prostą grzywką,
zamieniłaś pomarańczowy sweter na czerwone spodnie,
z jednym kolczykiem w prawym uchu, strzeż się,
nie myśl, że w tłoku nie widać, jak obejmujesz przyjaciółkę,
nie myśl, że twoja niepełnoletność kogoś ujmie,
i jeśli jeden z 88 dorwie się do przycisku awaryjnego powiadamiania
to maszynista może prosto do drzwi wagonu wezwać
dyżurujący na stacji „Leninskij Prospekt” oddział gestapo.

***

A. R.

Cudowny jesteś, ukochany mój,
na zielonym prześcieradle na rozklekotanej kanapie,
z niewyciśniętymi do dwudziestego roku życia pryszczami,
zapaleniem po przekłuciu piercingiem na górnej wardze,
zlepionymi kłakami w kolorze zgniłej słomy,
księżycową żółtością skóry, przywykasz do nędznych gratów,
co nie widziały nawet tutejszego cherlawego słońca.
Ucieleśniony eros pod grubą skórą tanatosa.
Piąty raz nieskończenie długo dzwoni twoja komórka,
numer zapisany jako: „Mamusia Muminka”,
a ty jedynie odganiasz od ucha niewidzialnego trzmiela,
nie wynurzając się z nerwowego chrapania, dysząc absyntem i dżinem.
Można przeszukać twoją torbę, sprawdzić kieszenie,
można ściągnąć z ciebie bokserki i śmierdzące skarpetki,
można cię przelecieć, skoro już odwróciłeś się na bok
i podciągnąłeś górne biodro do brzucha,
nie obudzisz się, do świtu się nie obudzisz,
a o świcie nie przypomnisz sobie, co było wieczorem w pubie
i nocą w wynajętym mieszkaniu na ulicy Wiosny,
coś było, lecz przeciekło między palcami
do ciemnych podlodowych wód podświadomości,
razem z imieniem przedwczorajszej dziewczyny i słowem „próżność”.
Na próżno dwa miesiące byłeś wolontariuszem w hospicjum,
na próżno przedstawiałeś się nieudolnie wymyślonym imieniem,
na próżno, zasypiając, ciągnąłeś moją rękę do nieśmiało wzwiedzionego członka,
a potem próbowałeś przegryźć mi żyłę na lewym nadgarstku,
mszcząc się za upór prawej dłoni
(połóż mnie, jak pierścień na penisa, na nieobrzezane serce twoje), –
śmierć przykrywa cię grubą warstwą,
zachodzi sama na siebie jak torosy,
lecz jeśli wystrzelę w ciebie, jak ongiś w Brukseli,
jeśli wyplunę w ciebie porcję metalu albo nasienia,
coś, ja wiem, wyrwie się na wolność, naprzeciw:
krew, miłość, wiersze, wiersze, wiersze.

***

Daję słowo, wyjebię was w ryj i w dupę
Katulla

W dniu Rosyjskiego spotkania literackiego,
zwołanego pod patronatem Administracji Prezydenta
przez potomków znamienitych pisarzy Puszkina, Lermontowa,
Tołstoja, Dostojewskiego, Pasternaka, Szołochowa i Sołżenicyna
(troje z rodzin potomków okazało się niewiele wartych:
to wdowa, to synowa, to dziesiąta woda po kisielu,
brakowało bardzo potomków Gogola i Sałtykowa-Szczedrina),
pomyślałem:

pierdolę w ryj i w dupę wasze duchowe więzi,
pierdolę w ryj i w dupę wasze tradycyjne wartości,
pierdolę w ryj i w dupę wasze krokodyle łzy
o kraju z największą liczbą czytelników (i rozstrzelanych pisarzy),
pierdolę w ryj i w dupę wasze „głębokie zaniepokojenie”
o „degradacji myśli i w konsekwencji zdziczeniu dusz”
w narodzie codziennie rozstrzeliwanym przez oficjalne media,
pierdolę w ryj i w dupę wasze sekcje i plenarne posiedzenia,
wasze komitety i komisje, bankiety i bufety,
pierdolę w ryj i w dupę waszą rodową dumę,
gęsi Kryłowa, nadające się jedynie na pieczeń.

A nocą przyszedł do mnie mój ukochany chłopak,
marzący o pisaniu, lecz padający co wieczór z nóg
po dwunastogodzinnej zmianie w sklepie obuwniczym,
i całą noc i cały ranek pierdolę w ryj i – w dupę nie,
w pizdę, transseksualiści mają pizdę,
całowałem jego ciało, zsuwając się od szyi w dół,
ostrożnie obchodząc niezagojone po mastektomii sutki,
wpijałem się ustami między jego nogi, na amen obejmując jego biodra,
żeby on, drżąc od nieznośnej rozkoszy,
nie rozbił głowy o wezgłowie łóżka,
obejmowałem, osłabionego, zwiniętego w kłębek,
i lulałem, i szeptałem po francusku miłosne słowa,
i wraz z późnym listopadowym świtem, beznadziejnym jak życie w Rosji,
pomyślałem:

nie wolno pierdolić w ryj i w dupę duchowych więzi,
nie wolno pierdolić w ryj i w dupę tradycyjnych wartości,
nie wolno pierdolić w ryj i w dupę nadzieji i aspiracji rosyjskiej inteligencji,
przepychających się w kolejce przed wykrywaczami metalu
po to, by popląsać na potańcówce przed królem Herodem,
i lamentujących, że dla żyjących klasyków nie ma tu przepustek:
to niehigieniczne – wsuwać chuja w zgniliznę i stęchliznę,
można złapać paskudną chorobę – patriotyzm mózgu,
syfilis ducha, patriarchat płciowych i wydawniczych organów,
nic z tego towarzysze potomkowie oraz przystające do nich szumowiny,
sami kiście się w tym trupim sosie,
a ja zatrzymam swojego chuja dla moich ukochanych,
dla ukochanego ryja, ukochanej pizdy, ukochanej dupy,
żywych i czystych, ubielonych higieną i miłością.

Do wiadomości organów śledczych Federacji Rosyjskiej
i innych struktur zinstytucjonalizowanego bezprawia,
działających na terytorium mojego nieszczęsnego kraju:
poniższy tekst nie podpada pod działanie artykułu 6.21
Kodeksu FR o wykroczeniach administracyjnych, mimo że
traktuje o „propagowaniu nietradycyjnych zachowań seksualnych”:
nie jest przeznaczony do rozpowszechniania wśród niepełnoletnich.
Każdy niepełnoletni, któremu przypadkiem wpadnie w ręce,
musi niezwłocznie wyrzucić to co przeczytał z głowy:
wzorcowego niepełnoletniego Federacji Rosyjskiej,
przyszłego wzorcowego obywatela Federacji Rosyjskiej,
przyszłego wzorcowego pisarza Federacji Rosyjskiej,
przyszłego wzorcowego pisarskiego potomka
powinny zajmować jedynie ryj kierownictwa, by słuchać poleceń,
i dupa kierownictwa, by ją lizać,
a pizda, którą niebawem się pokryje Federacja Rosyjska,
przeciętnego zjadacza chleba Federacji Rosyjskiej zajmować nie powinna.

***

J. S.

Wygodnie jest nienawidzić Rosji z Łotwy.
Wygodnie jest nienawidzić Rosji z Ameryki.
Mniej lub bardziej wygodnie jest nienawidzić Rosji z niektórych rejonów Ukrainy,
a z Krymu i z Donbasu nie zbyt wygodnie.
Stosunkowo wygodnie jest nienawidzić Rosji z Moskwy.
Znacznie niewygodnie — z Permu czy Omska,
gdzie mieszkańców zabawiają modelem szubienicy naturalnej wielkości.
Bardzo niewygodnie jest nienawidzić Rosji z Łabytnangi.
Kręci się w głowie, silne osłabienie
mrowienie w palcach, drętwienie rąk.
Ciągła suchość w gardle, nie udaje się napić wodą.


Noc po wyborach, Orsay, pod Paryżem

Kto z nich wygrał nie dowiedzieliśmy się
(niedorzeczne wiadomości po francusku)
— Pif-paf! — trzyletnia córka gospodarzy
wycelowała w ekran telewizora

Paryż
wielkie brudne miasto
intelektualiści i biznesmeni
zaszyci na przedmieściach

Jutro znowu w trasę
w kupionym na granicy
bloku rysunkowym jeszcze dużo
czystych kart i jeszcze nie wiemy
co napiszemy na następnej:
Orlean? Chartres? Poitiers? — jutro
na pasie awaryjnym hajłeja

Fatalny wybór
odbył się bez nas
Więcej żadnej odpowiedzialności
za szumowiny rwące się do władzy
za brud czepiający się za władzę
Od tego dnia — bez nas


***

Widok z trzynastego piętra:
zielona trawa,
jaskrawa kępa drzew
w kolorze kanarkowym,
jak twoja wiatrówka,
i tylko same wierzchołki
są trochę zaczerwienione.
Czarny pies
kluczy między brzozami.
Budowa naprzeciwko
dobiega końca.
Jakieś metalowe elementy,
niewykorzystane podczas prac,
wrzucają do żelaznego kontenera.
Ciężarówka zatrąbiła
chropawym tenorkiem.
Gdzieś niedaleko
nie przestaje dzwonić komórka
z melodią kobzy.
Przerażony
cofam się za drzwi balkonu.
Życie jest na tyle piękne,
że wydaje się,
że umiesz latać.


***

Andriejowi Sieńkowowi

małżowina uszna
ze wszystkich części ludzkiego ciała
najbliższa sztuce:
forma jej niefunkcjonalna
uroda — bezinteresowna
i jak gdyby nieprawdziwa
delikatno-różowym prześwituje w niej
gęsta gorąca krew
sztuka polega na tym
by błyskawicznym dokładnym ruchem
wbijać maluteńką igiełkę
w to same miejsce
stopniowo
ukłucie za ukłuciem
ból odstępuje
gdzieś w środku

przełożył Tomasz Pierzchała

Dmitrij Kuźmin – Wiersze
QR kod: Dmitrij Kuźmin – Wiersze