Żebym wierzyła

Rzadko czytam poezję, jeszcze rzadziej mnie zatrzymuje.
Pewnie z zazdrości. Ale wiersze Ewki są jak rentgen,
prześwietlają na wylot, wiedzą wszystko.

Boję się tych wierszy, długo do nich zbieram.
Potem jest już dobrze, już kołysze. Nie ma rady,
ulubioną poetką mi będzie.

Kiedy Ewka kocha, nie czyta, ale teraz przestała,
więc i książki szczęśliwsze. Czas weryfikuje.
Rozmawiam z nią o swoim wstydzie. O jej.
To trucizna, ważne, żeby upuszczać zepsutej krwi.

Ewka mówi, że będzie szczęśliwa na złość łotrom.
Też chciałabym umieć tak się mścić, mścić się bezwstydnie.
A ja nadal w niewierze. Wiara w nią dobrze mi zrobi.


Ubój rytualny

Szarpie mną. Ale nie tęsknię, nie potrzebuję,
cała jestem z nie.

Chociaż codziennie od nowa próbuję wstać
i być chociaż trochę z tak. Czuć na sobie wzrok
każdej matki dziecka panierowanego na obiad.
Widzieć gościa, który zastrzelił człowieka,
bo pomylił go z dzikiem, i dostał zawiasy.
Iść po swoją strzelbę.

Coraz rzadziej się udaje.

Wszyscy jesteśmy na skraju rozpaczy,*
ale to ja zgubiłam wiersz o Różanej.
Na uczciwego znalazcę czeka nagroda.
Tym większa, im bardziej nie wierzę
w uczciwych znalazców.

* cytat z filmu Wielkie piękno Paolo Sorrentino (2013)


Lany był nie tylko poniedziałek

Słowa dziurawią. Nikt nie dzieje się we mnie, ani ja
nie dzieję się w nikim. Jestem przymusem. Tak długo
powtarzam, aż przestaję znaczyć. Jak muszki owocówki
i rzeczy ustawione równo. Nie ma półśrodków, muszę
pozbyć się czasu. Wiem, o czym po nocach ujadają psy
zdjęte z łańcuchów. I jak inaczej nie potrafią.

Straciłam całe lata, próbując zaprzyjaźnić się
z własną samotnością. Jeszcze wczoraj
było warto. Dzisiaj to już pył.


Z pogranicza

Najlepsze wiersze przychodzą pod kołdrę.
Szybkie, na jednego gryza, jakbym ciągle się bała,
że nie zdążę na zielonym. Ale nie chce mi się zapisać,
a do rana i tak zapomnę.

Może gdybym pozwoliła sobie zawsze, kiedy przychodzą,
już nigdy nie musiałabym zasypiać. Gdybym tylko
sobie pozwoliła.

Bez przerwy noszę krzywdę. To nawet zabawne,
tak się okopałam. Innych wykopię z przyjemnością.


Szkoda naszego czasu

Istnieją takie dni, kiedy bolą wszystkie słowa i milczenia.
Wtedy beznadziejne jesteś, życie. Nawet zabić nie umiesz
porządnie, tylko na raty się rozkładasz z niskim erereso.

Wtedy ważne są tylko przyciasne spodnie, grzywka, której nie mam,
a akurat bym chciała. Może być przerzedzona, może być ruda,
może być nawet od niedzieli niemyta.

Wtedy dostaję auto zastępcze, co ma radio, klimę i dwieście
dwadzieścia na zegarku. I już nie wracam po swoje.

Beata Kołodziejczyk – Pięć wierszy
QR code: Beata Kołodziejczyk – Pięć wierszy