Przez niemieckie granice, niezauważalnie, rozumiesz,

Na stojąco, bawiąc się, nie rozumiesz mnie,
Musimy wałęsać się i chodzić, gdy tylko wszystko, co nieoficjalne
Będzie ludzkie, obie rzeczy razem, w jednym
Ruchu z zewnątrz nie do powtórzenia, po prostu bądź
Tylko dumny, kiedy przez wałęsanie się zapomnisz nawet
Chodzić, musimy jednak rzeczywiście iść zamiast dawać
Znaki, dla zabawy, wciąż dalej w tym kierunku
Tutaj, rozumiesz mnie, chcę z tobą
Chlać w krajach, w których syntetyczne trwanie
Nie jest jeszcze uważane za niepowtarzalny
Język, za moich czasów pojawiła się idea jąkania się
W poezji i także w życiu, z serca,
Wżarta geometria głosu, przekora na całej
Linii, my i ty, jąkając się, dla żartu,
Jąkając się mieliśmy o wiele więcej czasu
Niż dorośli na dobitne zaznaczenie
Naszych ciał w pojedynczych przypadkach braku szczęścia,
Niezauważalnie, rozumiesz, obie rzeczy razem, w jednym
Ruchu od wewnątrz nie do powtórzenia, obie rzeczy
Razem, my i ty, w twoich rozwiązanych,
Przewiązanych porach roku, w tym przez ciebie
Powtarzającym się dla mnie dniu dwudziestego pierwszego
Marca, jednak prawdziwa wiosna jest tykaniem
Organów, równomiernym kiwaniem się
Między logopedą Franklem a Bogiem, dokąd
Z moją samorealizacją, jeżeli nie do ciebie, my
I ty, jest nas już chyba dwóch, przecież nic nie mówię,
Ale ty nie jesteś już tak wytrzymały jak kiedyś, odkąd
Z wódki przerzuciłeś się na śnieg, teraz to
Nic już więcej nie da, myśl o swych zębach, musimy
Wałęsać się i biegać, wciąż dalej, w
Tym kierunku tutaj, zwracając na siebie uwagę, rozumiesz,
Bez samorealizacji i schizofrenii, przez
Niemieckie granice, chciałbym, mógłbym
Wciąż powtarzać moją wytrzymałość wobec tych
Granic, rozumiesz, musimy wałęsać się i
Biegać, musimy myśleć o naszej pracy, o
Bogu i naszych rodzinach, jak sprawnie nasze
Słodkie dzieci grzebią już wśród monet, złoto idzie, brąz
Zostaje, tego dwudziestego pierwszego marca, kiwanie się
Między logopedą Franklem a Bogiem, moja nie napisana rzeczowa książka,
Kiedy dzieci śpią, o przestępczości
Na przedmieściach Hanoi, głupkowate migotanie
Wietnamskiego wulkanu, być może coś źle
Zanotowałem, zresztą zaliczka nie była
Zbyt pokaźna, lecz nieszkodliwe migotanie wulkanu
Zostało odtąd dla mnie.


Niedziele bez podpisu
Ramada Milford Plaza, niedziela, niedziela, koniec, koniec, koniec,

Ostatnio wciąż myślę o pewnym filmie, tutaj, podczas
Deszczu w Chelsea, w którym jakiś mężczyzna od początku
[postanowił
Nigdy więcej nie myśleć o swej miłości, lecz mimo to myślał
O niej, raz, w listopadzie przy wymytych do czerni drzewach w
[południe,
To było czternastego listopada, nie zdziwiłbym się,
Gdyby to była niedziela, znowu myślał o niej, tak
Jakby już w ogóle nie mógł inaczej, lecz to, o czym myślał,
Wróciło do niego i zauważył, że ona wcale
Nie była zainteresowana jego myślami i nie chciała
Zachować ich przy sobie, lecz mimo to znowu myślał
O niej i tym razem to, o czym myślał, nie powróciło, przez
Krótką chwilę mężczyzna był bardzo szczęśliwy, ponieważ
Wyobraził sobie, że ona wreszcie przyjęła jego myśli
Na zawsze, na pewno wreszcie na zawsze, ale myśli te
Już dawno odleciały dalej, przed obojętnością
I smutkiem, obok Deutzsch i Krondorfu, wciąż dalej,
Obok wszystkich osiedli, obok Eisleben, Göttingen
I Maastricht, po prostu dalej, byle stąd uciec, przez
Ulicę w Dover, obok Canterbury i Wales,
Wciąż, wciąż dalej, aż to, o czym myślał, już
Rzeczywiście nie mogło więcej i osiadło na rozpadającym się
Irlandzkim glinianym murze, jakaś kobieta przeszła obok,
Obca kobieta, młoda albo stara, włosy, piersi,
Kości śródręcza, zupełnie wszystko jedno, byłoby lepiej,
Gdyby to, o czym myślał, zostało w Niemczech i powróciło
Do mężczyzny, ponieważ kobieta, młoda albo
Stara, ta obca kobieta, która przeszła obok tego
Muru, odebrała to, o czym myślał, w jego tęsknej,
Elementarnej sile, jako skierowane do siebie,
Naturalnie zdziwiła się, że myślom
Z zewnątrz udało się wyczuć ją nawet
Tutaj, przy tym rozpadającym się glinianym murze,
Gdzie rzeczywiście nikt nie mógł się jej spodziewać, młodej albo
Starej, włosy, piersi, kości śródręcza, zupełnie wszystko
Jedno, gdyż przez krótką chwilę była
Najszczęśliwszą kobietą na świecie.

przełożył Marek Śnieciński

Thomas Kunst – Dwa wiersze
QR code: Thomas Kunst – Dwa wiersze