***

Odczuwamy jak barbarzyńcy
miłość, głód, strach. Zimno.
Tylko noc jest inna.
Przepalona.
Migotliwe widmo żarówek
zastąpiło ogień.
Wiatr zrywa się z umysłem.


***

otwórz oczy Nomadzie
twoja pustynia stała się rzeką
ciągną po niej karawany
srebrzystych dromaderów
omijając z pluskiem
omszałe korzenie

spójrz – głębiej meandry
słodkowodnych ryb
śpiewają w niezrozumiałym języku
składając łuski na brzegach
z rudo stalowej gliny


***

przesuwam kciukiem wojnę
wodzę po czyiś dołach na oczy
po ramionach
po miejscach na czaszce gdzie były włosy.
Jak w modlitwie
gładzę palcami palce
Przerywam, patrzę za okno.
Jeszcze nigdy nie miałem pod dłońmi
tylu eksplozji.


***

Gdy zamykam oczy
widzę kolumnę ludzi
idących do białego namiotu
gdy otwieram oczy
widzę kolumnę ludzi
idących do białego namiotu.
Czuję swąd benzyny
wypalanej w agregatach.


***

Nie jesteś zdolny do wiersza
Nosisz zamorskie stworzenia
W kącikach oczu wpatrzonych w
Mały ekran. Na plecach zielony garb.
Nakarm. Tych co odlatują w głębokie siedzenia
Epoki ognia. Nie jesteś zdolny do wiersza
Hipermobilność oczu zdradza. Mówimy
Innymi językami


***

Z Jozuego najbardziej lubię ten fragment
o kurierach
którzy przemierzają przestrzeń w samochodach
z litowo jonowymi bateriami ustawionymi
w kształty heksagonów
o tym że na początku jest ruch paczki
nie zrozumiane proroctwo
wyrzucono w dolinę gehenny
wraz ze starymi garnkami i
skorupami niechcianych noworodków
to czyni nas wszystkich podobnymi
do osób laktacyjnych pierwszych cywilizacji.


***

Wypluj swoje jelita
dopiero wtedy spotkasz boga
który mówi do ciebie nieznanym językiem
szałasów, polowań i zimnych nocy
matka wbijała kolczyki w nozdrza
suche jak tapicerka twojej Hondy
ze sprzężonym turbodoładowaniem
głośników, meblościanka
twój jedyny wigwam. Kup receptę na boga
twoja karta rozmów. Doładowanie ze jedyne 800
srebrnych talerzy. Przecież to nawet nie jest czynsz
który płacisz za życie


***

Widzę nowych ludzi
pochodzą z plemienia
które uśmiecha się płacze i chodzi jak ja.
Tylko drobny cień na dnie oczu
lekkie skrzywienie ust
mówi mi że narodzili się w wybuchu
że uciekli z czasu wymierań
przed wielkim deszczem metalu
który zaczynał kolejną wiosnę


***

Do tej pory myślałem
że świat to kula z nie do końca
zastygłej lawy
teraz wiem
że to pęknięte serce stworzone
z rak dziewczyny
za szybą brudnego autokaru


***

Zasiał ziarna
Wyrosła pustynia

Andrzej Molenda – Barbarzyńcy i Dzicy
QR code: Andrzej Molenda – Barbarzyńcy i Dzicy