Rysy
Kiedy siedząc przy stole w pokoju wielkim
bez okna na świat Zaskoczy cię czyjeś
natarczywe pukanie do drzwi A przestrzeń
rozdzwoni się I na moment pęknie Lub zaniemówi
to możesz być pewien przyszedł ktoś
na kogo czekałeś nie wiedząc
nie przeczuwając że jego kroki rosną w tobie
olbrzymieją jak opłatek pierwszej komunii
Każdy niesie w sobie to światło
nadzieję Nie mówiąc o tym żeby zły
nie odkrył tajemnicy Nie obdarzył litością
nie oszpecił śmiechem Czekamy na to pukanie
niekiedy całe życie Nie przyszedł do nas nikt
przed kim się można otworzyć komu można
zaufać Przychodzili tacy którzy kradli
czas przedmioty wypalali papierosy wypijali
wódkę Rozmowy tonęły w drobnych szczegółach
Raz jeden weszła do pokoju miłość Miłość
wielka Rozświetlająca i nabożna
o której marzy każdy na którą każdy czeka
Był to moment jakby błysk przestrzeni
Później długo leżałeś na ziemi porażony
pokryty białym szronem Widziałeś ją we śnie
przywoływałeś echo strugi słońca
niebo
Gdy się podniosłeś i otrząsnąłeś z kurzu
nie odróżniałeś nocy od dnia Wiatr zaciemnił
przestrzeń Wiatr Wielki wiatr życia
chłodem odwiecznym wiejący Szarością
wypełniający jasną równinę świata
Kiedy pęknie przestrzeń linią
żywą i prostą jak promień otwórz szeroko
drzwi ramiona i siebie Jest to
szansa twoja Jest to szansa
jego
Jelenia Góra 1984 r.
Wiatr głaszcze skały
Persefona oddechem kruszy płatki śniegu Ze szczytu Śnieżki opada lawina Woda unosi chłód i kamienie Rzeźbi zmarszczki na skórze lasu Kręci piruety w wodospadach Spaja las z łąką łąkę z domem Dom z matką rozwieszającą białe prześcieradła na długich sznurach Odległe światło małej galaktyki Strumień ciepła wypycha nas z domów Obdarza kwiatami łąki Wyzwala ptaki z zimowych gniazd Przyśpiesza bicie serca Płynie we mnie rzeka o rubinowych brzegach Sienna palona w tunelach labiryntu Suną odcienie szarości Dryfują małe statki z dzieciństwa Świecą odbicia twojej twarzy w wodzie Głębia głębi Szmer nurtu szept fali Samotny pielgrzym na bezdrożach dróg Zostaje echo po lodzie Bieg rzeki przyspiesza jak spadający meteoryt Czy znajdziesz siłę żeby nazwać kamień kamieniem kłamstwo kłamstwem Kiedy oczy pełne światła Słowa połączą sternika z łodzią męża z żoną wodę z ogniem Wiosenna wilgoć paruje z lasu tka cumulusy przysłaniające słońce Czy ominiesz nadchodzącą burzę Wiatr głaszcze skały i wyrywa drzewa Jakim drzewem jesteś W jakim lesie rośniesz Zasypiają kwiaty Gasną światła Oto kornik drąży dziurę krok po kroku wie że każda zwłoka to czas którego nikt i nic nie wróci Wstań przed wschodem słońca Mów: Tak tak Nie nie Bądź kroplą wody zamarzającą w szczelinie skały Śpij z otwartymi oczami Przejdź przez ucho igielne Tylko tak przekroczysz granicę której nie przekroczysz
Jelenia Góra 2017 r.
Październik
Październik łysieje Dni spadają z kalendarza jak liście klonu Wieczorny chłód ciągnie od jeziora Dzikie kaczki płyną brzegiem Każdy brzeg to początek Każdy brzeg to koniec Czy nas połączy Czy nas oddali Co zostanie z ognia serc Popiół rozniesie wiatr Każdy ślad na wodzie Każdy spadły liść na nowo rzeźbi pejzaż Coraz więcej dźwięków odbija się od wody Słychać głośne gruchanie gołębi które na brzegu walczą z kaczkami o chleb Głód potęguje agresję Wyzwala zło Przynosi śmierć W promieniach zachodzącego słońca wszystko wydaje się jaśniejsze Cichsze Na nowo odsłonięte i objawione Zachowaj obraz rozświetlonej łąki gdzie pszczoły grają w kielichach kwiatów Wejdź na szczyt góry by dostrzec jak migają ule wiosek Świecą lustra stawów Jak żyły rzek i strumyków mkną w dolinach Bądź ptakiem kreślącym ponad lasami jasne pętle znaczeń Na unoszących się lekko łodziach zwisają flagi Jasne cienie odbiją się w wodzie Kołyszą Obracają w stronę chłodu Każde miejsce wypełniam poświatą gwiazd Rozpada się gruda ziemi Pęcznieje ziarno słowa które niosę w sobie Każde miejsce uświęcam Użyźniam metaforą i kiedy budzi się wiatr przynosi sen wolności Prostuje ścieżki na szarym niebie Czy stanie się hymnem Pieśnią przenikającą serca Kiedy wzgórza wzbierają sztormem burzą starą linię Lawa roztapia kamień po kamieniu Co powraca kiedy stygną słowa Czy modlitwa ocali kobietę która dotykiem rąk na chlebie tkała światło
Jelenia Góra 2016 r.
Wizja – nic więcej? "Kaddysz" Allen Ginsberg
RAMA
Wychodzi z gęstych cieni lustra w którym święcą czarne okna W świetle wieczoru lustro błyszczy niby panna młoda w welonie Światło lampy stworzone z kilku kwantów przygasa jak dawne pożądanie Na zewnątrz budynki toną w ciemności Czuję zimny oddech wiatru napływającego z nad gór Mity prześlizgują się pomiędzy kroplami Kto sieje mgłę zbiera deszcz Rozmywa pejzaż Czy to niewidomy żebrak odzyskał wzrok czy tylko w bezkresnej czarnej dolinie księżyc przebija się przez szarość Spragnieni zemsty czają się za arkadami lub w tunelu gdzie niknie światło są o krok o sekundę o błysk o myśl o trzydzieści srebrników bliżej Obraz w ramie Dom w ramie Miasto w ramie Góra w ramie Ocean w ramie Dziecko w ramie Matka w ramie Krzyż w ramie Bóg w ramie Rama w ramie Może myślisz biegnący po jej linii że jest ślepą pułapką lub zgromadzonym ładunkiem pamięci i zawodzisz jak stary samochód Która stwarza pozory realności pozory prawdy Może wkładając nagą rękę w mrowisko odkrywasz nowe warstwy bólu żeby wyzwolić się i zapomnieć o dawnym Żeby zgubić koszmar wyleczyć duszę Wyrzucić z siebie niewolnika Rama z drzewa Rama miłości Rama nienawiści Rama pozorów Rama wiary Rama rozumu Rama poezji Rama dramatu Rama kłamstwa Rama z żelaza Strumień słów rzeka słów majaki znaczeń brzęczą stada głodnych komarów Nawet jedna wiosna jest za krótka żeby poeci wypełnili wszystkie metafory Wiosna budząca przyrodę do życia napełnia śpiewem wszystkie uszy i złotym miodem wszystkie ule Znaczy równinę krzyżem umierającego Boga Wszystkie dźwięki lasu ponadczasowe niepokalane unoszą nas w przestrzeni małe drobiny kurzu żeby w końcu opaść na wybielone lustro jeziora Co jest solą co ocala to niekończące się poszukiwanie miłości w sobie w tobie Rama trójkąt Rama prostokąt Rama kwadrat Rama elipsa Rama koło Rama bólem Rama grobem Rama nadzieją Rama sercem Rama wyzwoleniem
Jelenia Góra 2017 r.
Janowi Stolarczykowi
Ażeby las stał się wyniosły.
René Char
Znaki wodne
Pozostawiamy za plecami domy, ponure, poupychane w dolinie jak szare pudełka w fabryce zapałek. Unoszący się w powietrzu smog splata się z zasłonami chmur. Obudzone motyle żeglują w stronę wolno wschodzącego słońca. Oddech wiatru kołysze światłocieniem lasu. Wnikamy. Srebrne pajęczyny nasiąknięte rosą świecą nad powietrznymi ścieżkami owadów. To znaki wodne lasu. Słychać kwilenie wykluwających się ptaków. W trzcinie leśnych dźwięków krok po kroku poruszamy się naprzód. Od krzyku sowy w kołysce starej limby wybudza się młoda wiewiórka. Ruda kita miga pomiędzy zielonymi gałązkami jak światła samochodów po zmroku. W przyciemnionym pasażu pomiędzy dwoma rzędami drzew gniazduje samica z młodymi jeżami. W sercu lasu przystajemy, żeby napić się wody z bijącego w skale źródła. Kiedy wracamy, leśni ludzie rozpoczynają koncert motorowych pił. Zimny metal rozrywa słoje drzew. Wydając dźwięk konającego dzwonu spadają stuletnie posągi. Śmierć przynosi tu pustkę, która zmienia światło horyzontu. Dusze ich ulatują w górę i na szczycie Wszechświata zawierają przymierze z Jasnością?
Jelenia Góra 2014 r.
Stróże
Wiatr ostygł. Zmęczona ziemia oddaje przestrzeni zagubioną wilgoć wczorajszego deszczu. Ta nieskończona szklana przeźroczystość, w której studni możesz dostrzec zagubione i niewidzialne. Ujrzeć siedzącą na krześle siwowłosą kobietę, jak spracowaną ręką poprawia nić i puszcza w ruch wrzeciono. Podtrzymuje i rozszerza jego ulotne refleksy. Rozjaśnia twarze biegającej w koło domu rozkrzyczanej dzieciarni. Rozświetla cienie w naszych sercach.
Zakotwiczony zimą w rogu podwórza pług czeka na spóźnioną orkę. Na sąsiedniej wierzbie para srok pośpiesznie buduje gniazdo. Wygląda to, jakby dwoje kochanków wyplatało mały koszyk z wikliny. Wodę, która kipi w czajniku słychać coraz ostrzej. Na podpalonej łące stare zabobony ogień przenosi z źdźbła na źdźbło trawy. Senne dymy snują się po polach jak bezdomni, którzy od czasu do czasu przystają w dolinach, żeby ugasić pragnienie. Znużeni chłopi siedzący na drewnianej ławie, to są ci wiekowi stróże wioski. Kołyszą się na boki podczas głośnej rozmowy. Każde z ich słów to kufel jasnego piwa, jabłonka w sadzie, okno otwarte na zboża łan.
Jelenia Góra 2013 r.