***

staję się coraz bardziej w cętki i zaszyłam się między nogami
usta łączy koślawy ścieg zadajesz mi pytania i tylko kręcę głową tak tak
nie nie patrzę się tępo przed siebie wzruszam ramionami
upycham w fałdach skóry zagłębieniach kości małe literki
podobają mi się ich kształty
nie zmieniam już kolorów dobrze mi z przezroczystością
którą podglądam przez kilka małych dziurek na niewidzialnym brzuchu.


***

wczoraj znowu od ciebie odeszłam
a dzisiaj zmarł amos oz
uświadomiłam sobie że niewiele ze mnie zostało
wysyłam zmieszane uśmiechy nie patrzę nikomu w oczy
przeczytałam tylko jedną jego powieść

zapłaciłam za nią
codziennie tą samą twarzą.


***

operacja zasiewania chmur w dubaju
mamy denata słuchaj poetów jak mówią o konkretach
ważnych sprawach

sytuacja wymyka się spod kontroli arabowie walczą z podtopieniami
złoty złoty deszcz mżawka kap kap
rozpylanie srebra jest passe kiedy nie ma nie ma
wody na pustyni

wciąż marzenie o wymiarze obecności
wycelowanym w punkt na końcu języka wypluwanym

blisko konkretu “językowość języka odeszła do lamusa”
mądrze powiedziane dobrze słusznie
dobrze jej tak

blisko rzeczy suko
do sedna

sytuacja zasiana
z ucha w końcu kiełkuje coś bezkształtnego bliskiego konkretowi

o nie tylko nie to.


***

wybiła druga włączaj skyfall
mały chudy chłopiec odstawi na chwilę piwo
zdejmie spodnie w centrum uwagi ogrzeje dłonie
przed wszystkimi założy z powrotem

ale dobrze wiesz
nic już nie będzie takie samo

taki zwyczaj nie ma w tym nic złego
no rzeczywiście nawet zabawne i śmieszne

nie płacz już rzewnie za rozlanym uśmiechem
i tak co roku wyznaczasz inną datę
pierwszego dnia wiosny wydarłaś w kalendarzu
taki jeden kwietniowy dzień

ktoś ci już powyrywał i tak
kilka wcześniejszych miesięcy
chyba ty sama a jednak tak obca
w całości nie widzisz nawet strzępów

chciałaś coś napisać o
szarym alarmie w disneylandzie
o tym że nie żyją tam owady
o tym że widziałaś za to dużo szczurów
przemykających pod rollercoasterem

nie płacz w sumie i tak już nie masz łez
skyfall wybije kiedyś druga
mały chłopiec zamknie oczy
zatańczy sam uśmiechnięty

do dźwięków szarego alarmu.


***

kwiecień chyba wiosna znowu będę opowiadać o czasie
w hebe i rossmanie (są na przeciwko siebie)
zaczęły się promocje na prezerwatywy
pamiętasz może jak w lutym albo w styczniu
to chyba była zima przepraszam za tę natarczywość
próbuję uporządkować

prawie kochaliśmy się albo prawie pieprzyliśmy
na tyłach teatru komedia

zdjęłam koszulkę żebyś miał na później mój zapach
zasłoniłeś mnie przed monitoringiem zimnem
wszystko jedno

gdy teraz stoję naga przed lustrem i liczę
kości blizny których nie mogę nigdzie przyporządkować

natarczywie wracają myśli
o cielesnej pamięci ciebie dotyku który skóra
odtwarza codziennie rano

zamiast przypomnieć sobie swoje własne ciepło.


***

jabłka spadają z drzew a może gwiazdy
przytłumiony lekko głuchy odgłos
uśmiechasz się oczy ci błyszczą
chmury są w prążki ale nie zwracasz na to uwagi
na zmarszczki na twoich policzkach

które tworzą taki podwójny nawias wokół uśmiechu
z czasem zauważyłam że potrójny

kilka miesięcy później:
słońce skrapla się na liściach złapałam je w locie
razem z małą gałązką która
wirowała w świetle ostatnich ciepłych dni

jeszcze później znaleźliśmy ławkę na tyłach szpitala
leżałam na twoich kolanach małe zwierzątko

zdjęliśmy kurtki nie jestem w stanie mówić ani myśleć
o tamtym popołudniu

jeszcze przez chwilę byliśmy szczęśliwi.

Zuzanna Środa – Sześć wierszy
QR code: Zuzanna Środa – Sześć wierszy