czereśnie
widzisz mała, świat nie jest taki zły.
wystarczy kropla krwi
ciepła jak wnętrze twojej dłoni,
a wypełnisz nią kałużę
pełną złuszczonych genów i rybich łusek.
tym wszystkim, czym cyklicznie
nasiąkają niedojrzałe czereśnie
zanim ktoś je zerwie i będzie pluł pestkami
z ich czerwonych wnętrz.
dzwonki słychać od progu
to miała być obietnica.
święto. celebrowanie duszy
i ciała, jak krew i wino
z niedojrzałych jeszcze winogron.
jeszcze kwaśne w smaku,
jeszcze niepokorne jak dziecko.
ale zmrok wyostrza język i zmysły.
wciska się w każdą szczelinę. rośnie
jak brzytwa, albo rachunek sumienia.
niemoc staje się domem,
do którego dostęp mają tylko robaki.
słyszysz jak się zbliżają. pełzają po kolędzie.
dzwonią dzwonki, dzwoneczki
genitalia.
grzebanie w odpadach
mówisz: w brzuchu mam taką malutką
dziurkę, i oglądasz przez nią wnętrze –
ciepłe i różowe. dotykasz tych wszystkich
miękkości organów, wilgotnych i śliskich
jak cipka albo okrężnica.
jest przyjemnie. ktoś głaszcze cię
po głowie, wciska w usta
cukierka szepcząc: oto ciało boże
a ono ma cierpki smak głogu.
smak dziecka, które żebrało
o miłość.