[Live parade]

-1
I trzeba to rozhuśtać. Dno całe w aplauzie,
o który się przyrzekam, o której cię kocham,
bo dłuży się ten płodny dzień tygodnia poza
jako masło w muzyce. Więc wybór należy
(przypomina w tym myszy, humory w komorach)
(wszystko, łącznie ze sobą, znajdę w spisie treści?).
Miałem coś istotnego, ale zapomniałem,
ale język mnie zmylił, jeszcze jakieś ale?,
rozumiesz (zapytałem) uczestniczyć w trumnie
wypełnionej duszyczką? Pod twoją obronę
wypada wypić setkę, najdroższy doktorze,
jestem chory i włóczę płaszczyk po śródmieściu,
gdy zabawa żałuje pożytku z zachodu
słońca w wyrazie „słońce”, przez który wyrażam
się dobrze o kołysce. Coś przez to wyrażam?

1
I trzeba to rozpuścić. Dni całe w awansie,
o który się potykam, o której cię wącham,
bo nuży nas ten głodny cień od ognia, groza
jako hasło w fizyce. Więc wybór nie leży
(przypomina w tym klisze, kurorty w aortach)
(wszystko, łącznie z ozdobą, można sobie streścić?).
Miałem coś intymnego, ale zakochałem,
ale język mnie zemdlił, jeszcze jakieś ale?,
tu umiesz (zapytałem) uwrażliwić w tłumie
wypełnienie dusz sieczką? Pod twoim ogromem
wypada wypaść szpetnie, panie profesorze,
jestem skory i płuczę twarz w kiblu w śródmieściu,
gdy zasada żartuje z porządku Zachodu
w słowach „ląd i busola”, przez które wygrażam
świeżo wszczętym pogrzebom. W tym nas wyobrażam.


86121806895

: wszystko, co mam, poddaję identyfikacji.
Wszystko, co kocham, składam w ręce windykacji.

(Gdzie kłamstewko udziela schronieniu obejścia,
tam lubię pieścić radio & używać poczty).

List polecony. Komu? Zwrot do adresata
(„Chuju! Oddaj, coś zabrał!”), nawet gdy muzyka

świeci w twoich oczętach, w których się nie widzę.
Bo wziąłem się za siebie jak za bary z barem

(konieczne jest to „siebie”?) w bardzo podłym mieście,
mając w sobie cierpliwość, rosołek i ustrój.

Państwo przyjadą jutro. Złączą głos z mieszkaniem,
zapalą się do lufki, będą transcendować.

Windą? Ta, jak to winda, z łatwością podnosi
na duchu, jeszcze łatwiej opuszcza stateczek

z papieru, co to tonie na kłębuszku nerwu
jak echo. Co to, to nie! Na koniuszku wersu

doznać przejęzyczenia beztroską procesu,
wykorzystać uwagę po chwili ekscesu,

która zdoła odwrócić (moją?) aktualność.
Ale o czym właściwie my tu rozmawiamy?


[Siedem wierszyków dla Marcina Sendeckiego]

pamięci Witolda Wirpszy

1
Poezja nas zabawi (pół zamknięte w .rarze)
– zjawiskowe kapele, uważasz, w co grają?

2
(Czy coś mi mogłeś jako wtorek lub bachantka,
wakacje na południu, budowanie ruin?).

3
Tu jest bardzo domowo i schludnie. Bierzemy
bilety i po chwili zjawiają się media,

4
żeby nagłośnić sprawę zdaną sobie wcześniej
jak pokój po skończonej przed zaśnięciem dobie.

5
Ściemnia się. To ktoś ściemnia? A więc można w Boga
całym koncertem życzeń złożonych jak kartka?

6
Chciałbym się komuś przysiąc, chciałabym odechcieć,
bez trudu wymieniwszy nazwisko (na chleb),

7
bowiem słychać w tym wszystko, chociaż nic nie słychać.
Odpowiedzialność, drogi, musi do nas dojrzeć.


[Me-mix]

Leżę na materacu i myślę: „materac”,
materac mnie wymyśla i wymyśla słowo
„mnie”, którego tu nie ma, bo jestem gdzie indziej
w stosunku do owego „tu” z trzeciego wersu
zgrzebnie zrzucającego postument z pomnika.
Oto sposób, na który wziąwszy śmiech z pamięci
nabieram (taki bonus) porcję na dowcipy.
Dlatego porachunek z urodą sąsiedztwa:
zawiadujesz o gorycz? Język na tablecie?
Gdybyś wcisnęła backspace, wiedziałbym optykę,
istotność troski o co?, ciążową sukienkę,
ale stosujesz czynność. Więc poza lub dalej.


[Wielki post-]

Pawłowi Tańskiemu

Boli mnie w krzyżu. Układam się na nim


[O tym, że spóźnię się zdążyć]

Trzeba mieć o czym wątpić. Dojrzały jest przymus
sukienki, w której o mnie zapomina śmierć,
w której śmierć zapomina się na siebie, kiedy
zrywam chęci z nałogu i robię z nich bukiet.

Ach, jakże ulubiony byłby park o świcie
(oulipijska maszynka rozpręża myślenie),
gdyby jogging lustrował sprzeciw pełen oka!
Codziennie widzę sznurki, codziennie się ciągnę

jak psy rzucone kijkom, szczegół pod pozorem
stwarzającym ławeczkę, miłość i objęcia
embargiem brzegów rzeki uwiedzionej deszczem,
który się mną oczyszcza. Trzeba mieć czym wątpić.

Tomasz Dalasiński – Sześć wierszy
QR code: Tomasz Dalasiński – Sześć wierszy