< >

dzięki arbuzy –
nic więcej
na zderzaku wciąż
błysk od okna – wykrzyknik

wcześniej przy cmentarzu
przebijały się pędy ogródków
później rozkwitały tenisowe korty
teraz stacja benzynowa

przynosi plony tu często powietrze stoi bez ruchu że paść można czy konie
mnie słyszą? pod pomnik nie idę ale dalej

schluss na znak sprzeciwu
powój przeciął drogę
w niedozwolonym miejscu bez zebry
wyławia ciepło na żywca

w tylnym lusterku oddychanie
skórne obok bramy
niczego nie wiemy o pierwszej miłości
wyścigówki

po sąsiedzku pierwsze amazonki patelnia konar nagły stop trzeba uważać
na błoto da się jechać

z przerwami bezeceństwa
na tacy w światach wspólnych
rekord zrozumienia
wycieczka po tamie
przerwana żadnej wstępnej
wilgoci prędkość nielicznym dłoniom
w perygeum
śmiać się tyczkami
z tylnych stron
nałożonych na siebie częstotliwości
przedniej szyby stacji .

ślizgający się stempel dużo terenu wyszli już na asfalty mapy skrót
stawiają płoty koło tych zabudowań na skraju

zwodu gitara posypana pestkami
arbuza garażowych zaćmieni
warstwa nazw brulion dobrej
wytrzymałości zimna

najlepszy mediator – dziób
kup kostium struny
wszystkie fazy jeden wzrost wód nie odróżnisz
od drugiego

tyranią tranzytu jest jeszcze sporo dróżek na gnieździe kolejna przerwa
na herbatkę skąd ma pan taką brodę? a ty odrobiłeś

zadanie domowe? mowa wokół ciała
kredą
wiją gniazda z fal męczennicy
paragonów otwartych źródeł
zjazd w globusach nogi
towarów niezamieszkanych
pośród skał przez szkolny dzwonek
taniec port w gęstwinie oczu
piekło skonstruowane
z niewysłanych listów kilu
skoczków narciarskich
zestaw obrotów głodnych
tym samym nierównym
pismem
wykarczowanym światłem
bez sprzętu zbiegu okoliczności z kitlem
wracając

przezroczystym na prawdę ciepło! lekkie ubrania dopiero wyżłobione przez wodę
nietłukące się szkło nie kłamie

zakaz picia – odpierają ściany
wilcze oczy szklą się astrolodzy
wciąż bazgrząc po
spisie wydarzeń

przy pełni arbuza

< >


jednym palcem – na czarno
-biały przycisk              brzemię na księżyc niech żyje rewolucja -
bąbelki nurka dystansują nartnika

z megafonów
przy zaporze spławik zaplątał się w łodygach
lilii w kankanie sucha gałązka na środku drogi mówi:
była ladacznicą i świetnym specjalistą
od włókien (jednym palcem – ani szklanki wody ani łopaty
nie pogłaszczesz spustu

głów) <…> żołnierzykami z miąższu chleba
bawi się w wojnę
z muzyką (rozszerza się jak wszechświat) ulewa zwędziła
uliczne książki w pięści śpiący           ogień zrobiony z grubych detali
blamażu premiery (mówi: wybacz ale wiewiórka bliższa mi
choć niczego nie mogę           jej zaproponować

oprócz herbaty - przechodzę przez nią pniak — nie koniec
młode kiełki patrzą na wschód
wstążki żałobne           na siewkach nie dają im upaść

mocują do trzonków wilgotne wystrzały
(nie pójdę           tam za rzekę) złowiłem wędkarza
na prostym pytaniu o wyjście
z kręgu parku z martwej pętli z ogrodu parowozów
z ciemnego pokoju w ceramicznym wieńcu
z wawrzynu i szrapnela z rękawa             dzień\noc wydobycie

nie rani korzeni stop z konserw pamięci kurcz <…> wołanie
z chrzęstu rozrywanych żeber kwiatek (rozszerza się)
niewygodny bohater ani dla bogów

ani dla tłustego echa żadnego chłodu odwleka tubkę              z morzem
z rozwiązaniem post-czułość sączy się przez gmachy i zatory
wzroku czarna wstążka powypierana do białości <…> teraz wszystkie

palce ręki – wskazujące
Tomasz Pierzchała – dzięki arbuzy…
QR code: Tomasz Pierzchała – dzięki arbuzy…