śnię jestem

świt szukał własnej nocy ocknął się nad snem
intymna rozmowa ze skórą pępkiem się sprowadza
do duszy jako środka ochrony indywidualnej
słońce nie jest ze sobą o południu szczere
wystarczająco jasne nie usuwa plików
tatuaży plam zębów mądrości zachodzi
potrzeba znajdowania siebie dla przelicznych
miejsc schronień sny nie mają stałego adresu
szczere pola nie ukrywają roślin przed zewnętrznym
nieznanym światem maszyn rolniczych śnię jestem
droga podkulonym ogonem płochliwego celu


syntetyczność

słońce w swoim kolejnym jednodniowym życiu
nachyla się i pije z brudnego jeziora

żaden przedmiot istota nie chce się odżegnać
od siebie od przestrzeni i własnych narodzin

odwiedzają mnie ślady wiecznie trwają w drodze
zostawione jak klucze w drzwiach lub samochodzie

otwarte oczy mają głos branie widoku
wyglądam na włóczęgę idzie do widzenia

dojrzałem twarz wydaje z siebie robaczywą
mimikę język wiesza ślinę nic nie mówi


pustelnie

ślepe światło księżyca jest takie samotne,
a przecież liże parki i bezwstydną wodę.
na świecie jest tysiące szczepów samotności:
samotność pustych kufli po piwie, zużytych
prezerwatyw i pustych paczek papierosów.
samotność drzwi – nie mogą spotkać się z oknami,
cieni roślin i zwierząt czytanych do zmierzchu,
tłumu rosy, otwartej rany niby sklepu
bez półek i towaru, minerałów, morskich
otchłani, artefaktów zapomnianych kultur.
dlatego nie pojmuję dlaczego ten kosmos
(nie ma własnego domu i drogi powrotnej),
rozszerza się bez końca jakby czegoś szukał,
co zgubił przed wszystkimi eonami trwania.
nie zrobi odpoczynku jak zmęczony biegacz,
przez którego przebiega cała postać rzeczy.


średniowiecze

kurtka twierdzą a fosą zamek błyskawiczny
kondomy w celach łóżek objawiają spermę

szachy przegrają z ruchem przeciągu po zmroku
światło sypia w obozie rozbitych obłoków

napięte łuki romańskie wycelują w drony
kopie plików się kruszą na gwarnych folderach


[zorganizujmy randkę]

zorganizujmy randkę w samym sercu jaźni
symulakrum zaliczy fenomenologię

Patryk Nadolny – Pięć wierszy
QR code: Patryk Nadolny – Pięć wierszy